MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lot do Konga

Redakcja
Przed dwoma tygodniami obiecałem Państwa zabrać na wycieczkę do Demokratycznej Republiki Konga i teraz chętnie dotrzymam słowa, lecz niestety, nasz samolot się spóźnia.

Jakub Ciećkiewicz: AFRYKAŃSKI DLA POCZĄTKUJĄCYCH (13)

Nic w tym dziwnego. Linie Air Boyoma, podobnie jak Air Kasai, tak samo jak Blue Air Lains, nie wspominając o Kinshasa Airways - figurują na czarnej liście przewoźników powietrznych, co oznacza, że w samolotach tych nie dokonuje się przeglądów, nie wymienia części i - jak to ujął dowcipnie pewien "Kongijczyk" - "Są to właściwie »Może Linie«. Może dolecisz, a może nie". Na pocieszenie dodam, że transport powietrzny w Kongo jest znacznie bezpieczniejszy od innych form podróżowania.

I jeszcze ważna uwaga: kiedy wylądujemy już w Lubumbashi, nie bądźcie państwo zdziwieni widząc u dołu schodów spory tłumek miejscowych. Każdy z nich będzie twierdził, że jest urzędnikiem państwowym i żądał za swoje usługi wysokiej opłaty. Lepiej zapłaćcie, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli, zanim usłyszycie, że brakuje wam odpowiednich badań lekarskich albo że szpiegujecie na rzecz Ugandy.

Nie zdziwcie się również, jeśli wasz bagaż zostanie zagrabiony i poddany licytacji na pasie startowym. Zachowajcie zimną krew, widząc, jak pijani mężczyźni przymierzają wasze ukochane hawajskie koszulki i szybko odkupcie walizki. Inaczej stracicie wszystko, co z takim trudem przygotowaliście na wyprawę. Zapamiętajcie - jedziemy do Konga!

A skoro jesteśmy przy transporcie, a nasz samolot wciąż jeszcze nie przyleciał, opowiem Państwu kilka ciekawostek. Otóż w Demokratycznej Republice Konga nie ma dróg. Tak, dobrze usłyszeliście. Są tylko utwardzone wypustki, sięgające kilka kilometrów za miasto - coraz bardziej dziurawe i zniszczone, codziennie pochłaniane przez busz, niszczejące, jak wszystko dokoła.

Nie ma również kolei. Lokomotyw, wagonów... Ktoś powie - jak to? W czasach kolonialnych podróżowano przecież naprzemiennie: najpierw parowcem po Kongu, a potem, w miejscach, gdzie pojawiały się wodospady - pociągami. Niestety, dzisiaj już taka możliwość nie istnieje, choć wędrując, natkniemy się na opuszczone stacje, spękane perony, pokrzywione szyny. Wszystko pochłania dżungla i korozja.

Może to Państwa zdziwi, ale w północno-wschodnim Kongu nie ma również bieżącej wody i elektryczności. Ktoś słyszał o elektrowni w Kalemii? Tak, rzeczywiście, był kiedyś taki projekt. W 1965 roku, wraz z grupą kubańskich rewolucjonistów, zamachnął się na nią Che Guevara. Natarcie się zresztą nie powiodło z winy kongijskich towarzyszy, których Che określił we wspomnieniach mianem pijaków i dziwkarzy (ich szef Laurent Desire Kabila został później prezydentem kraju). W każdym razie elektrownia, chociaż nie wybuchła - ledwo dyszy.

A skoro jesteśmy przy rewolucjonistach. W północno-wschodnim Kongo spotkamy watahy wyjętych spod prawa Hutu, wałęsające się po dżungli od czasów przegranej wojny w Ruandzie, dzieci-potwory z ugandyjskiej Bożej Armii Josepha Kony'ego, oddziały Maji-Maji, morderców i psychopatycznych gwałcicieli kobiet, wierzących, że wskutek czarnoksięskich zaklęć, wycelowane w nich kule zmieniają się w wodę. Jak mówi miejscowy ksiądz: "Bywają nocne wizyty: puk, puk do drzwi, seria strzałów i po wszystkim. Mało w tym polityki, dużo narkotycznego amoku, a głównie pospolitego bandytyzmu". Pamiętajmy - jedziemy do Konga.

Mówiliśmy o czarnoksięskich zaklęciach i wierze w szamanów. To charakterystyczny rys miejscowej mentalności. Zapewne państwo pamiętacie, że w kwietniu 2008 roku Kinszasa stała się sławna, gdy prasa doniosła o kradzieżach męskich genitaliów w miejskich autobusach. Pod wpływem dotknięcia czarownika, penisy przypadkowych ofiar miały się zmniejszać lub... całkowicie znikać. Prof. Wiesław Olszewski (autor zajmującej książki "Mroczny kontynent Afryka") zanotował niedawno podobną historię, opisywaną przez lokalną prasę "pewien Kongijczyk nie zapłacił honorarium kobiecie publicznej, no i ta, z udziałem czarownika, nasłała na niego wielkiego szczura, który na jego oczach uniósł do swojej nory to, co on miał najcenniejszego".

Ponieważ nasz samolot już przyleciał, nie będę się rozwodził na temat ludożerców. Dodam tylko, że wg opinii Tima Butchera, korespondenta "The Daily Telegraph", w prowincji Maniema, kanibalizm jest dziś tak samo rozpowszechniony jak za czasów wyprawy Stanleya do źródeł Konga. A ostatni wstrząsający opis zjedzenia dziecka, dokonany przez pracowników ONZ, pochodzi z 2005 roku...

Do zobaczenia na miejscu! Życzę Państwu miłego lotu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski