MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mały dużo może

Redakcja
Wyszła interesująca książka. Połączenie życiorysu gen. Sławomira Petelickiego i talentu Michała Komara nie mogło stworzyć czegoś banalnego. Świetnie ją się czyta, jeszcze lepiej ogląda zdjęcia miejsc i ludzi, którzy rzadko na fotografiach występują.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Jest to historia sukcesu odniesionego wbrew. Wbrew ludziom zabetonowanym w swoich poglądach, z ołowiem w spodniach i butach. Wbrew nieznajomości świata i strachowi przed zmianą. Tę książkę powinni przeczytać wszyscy, którzy chcą, żeby szło nam lepiej. Sporo się z niej dowiedzą i chyba trochę zmartwią.

"GROM - siła i honor" jest męską opowieścią o męskich sprawach w twardym, brutalnym świecie polityki uprawianej przy użyciu broni. GROM, polska jednostka specjalna, dzięki wizji i uporowi jednego człowieka, gen. Sławomira Petelickiego, znalazła się w trójce najlepszych sił specjalnych świata obok amerykańskiej Delta Force i brytyjskiej SAS. Są to formacje, które tylko w wyjątkowych sytuacjach biorą kogoś żywcem. Normalnie przeciwnika eliminują. Czyli zabijają.

Nawet bardzo demokratyczne rządy, które pilnie przestrzegają prawa i reguł działania, dają siłom specjalnym wolną rękę w wykonywaniu zadań. Oglądałem z bliska oblężenie ambasady Iranu w Londynie, opanowanej przez terrorystów. Po tygodniu blokady nadleciały helikoptery z komandosami SAS. Zjechali na linach, wybili okna, wrzucili granaty paraliżujące i zastrzelili terrorystów. W debacie parlamentarnej kilka dni później premier Thatcher zapytano, dlaczego nie wzięto ich żywcem. Pani premier popatrzyła przeciągle na pytającego i odparła bez zmrużenia oka: "Terroryści wydawali się sięgać po broń". Więcej pytań nie było.

Petelicki jako pierwszy w Polsce zrozumiał, że nowoczesne państwo musi mieć precyzyjne narzędzia specjalne do wykonywania chirurgicznych operacji wojskowych. Niekiedy bardzo daleko od własnych granic. Miał szczęście, że trafił na polityka większego kalibru niż dzisiaj spotykamy - Krzysztofa Kozłowskiego. Ówczesny minister spraw wewnętrznych dał zielone światło. GROM powstał - i przetrwał, mimo licznych prób jego demontażu.

Dobrze, że przetrwał. Źle, że musi walczyć nie tylko z terrorystami, ale z politykami, urzędnikami i generałami. Ta jednostka jest dla nas największym atutem w grach wojskowo-politycznych ze światem. Im będzie większa i sprawniejsza, tym silniejsze będą nasze argumenty międzynarodowe. Sojusznicy chcą naszej obecności w trudnych operacjach wojskowych. Nie pułki pancerne z przestarzałymi czołgami czy dywizje piechoty równo maszerujące na defiladach dają nam międzynarodową siłę. Wpływy w najwyższych kręgach politycznych sojuszników, u ludzi reagujących wysypką na górnolotne dyrdymały o współpracy i przyjaźni, zapewnia nam przede wszystkim GROM.

GROM jest i zawsze był naszym dobrem narodowym. Widać to wyraźnie z powściągliwych rozmów Petelickiego z Komarem. Jeśli ktoś w Fort Bragg, Pentagonie, Departamencie Stanu i Białym Domu zna nazwę jakiejkolwiek polskiej jednostki, mówi: GROM. Powinna być rozbudowana, mieć najlepszą broń, sprzęt, mundury, pensje i emerytury. Jak było i jest, można przeczytać.

Petelicki, były oficer wywiadu i dowódca jednostki specjalnej, ma wyostrzony zmysł obserwacji i zdolność chłodnej analizy. Bez jadu, spokojnie, z dystansem mówi o dyktaturze małości, jaka rządzi wojskiem, politykami, urzędnikami. Trudno pojąć, że "eksportowa" jednostka wojskowa musi toczyć boje o sprzęt, warunki do treningów, mundury, niemal o sznurowadła. Jest inna, otacza ją legenda wybitnej, budzi powszechne zainteresowanie i podziw. Wystarczy, żeby ją znienawidzić, starać się jej zaszkodzić. Najlepiej utopić w morzu przeciętności i przaśnego przepychania dnia za dniem. Nie lubimy wybitnych. Normalnie podzieleni, potrafimy się zjednoczyć, żeby ich przyciąć na wymiar. Jak to się uda - a na ogół się udaje - znowu wracamy do normalności, małych gierek i kopania się po kostkach.

Książka Petelickiego i Komara niejako przy okazji mówi o największym dylemacie społeczeństwa i państwa. Ostrzega przed wielką mocą małości w naszym życiu. Mamy licznych naukowców o znanych nazwiskach, ambitnych młodych badaczy. Niech ktoś postara się to zbadać. Dlaczego w wolnym kraju, przy tak fantastycznych możliwościach i przy słynnym indywidualizmie Polaków, nie potrafimy zrobić nic naprawdę wielkiego? A to, co stworzyliśmy, chociażby legendę "Solidarności", uporczywie i skutecznie niszczymy?

Wymyśliłem kiedyś dla PZU hasło "Duży może więcej". Zdobyło dużą popularność, do dzisiaj żyje w różnych sytuacjach. Dobre hasło, niestety, błędne. U nas więcej może mały. A już wielu małych to niezwalczona potęga.

Nie mam pojęcia, jak powstrzymać ten zalew małości, jak przekonać ludzi, że mają potencjał, że wspólnie możemy tworzyć wielkie rzeczy, a indywidualnie odnosić wspaniałe sukcesy. Musimy to jednak zrobić. Szybko, bo świat nam ucieknie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski