MKTG SR - pasek na kartach artykułów

MaŁy zwiĄzek z wielkĄ izbĄ pamiĘci?

Redakcja
Czym jest "Solidarność'' dzisiaj? Ponad dziesięciomilionowy w swych najlepszych latach 1980/81 niezależny i samorządny (wtedy były to niesłychanie ważne określenia) związek zawodowy, po swej ponownej legalizacji w 1989 roku niewiele przekroczył milion, a dziś liczy tylko nieco ponad 600 tysięcy członków. W naszym regionie spadek ten był mniejszy: z ponad 150 do niespełna 70 tysięcy. Małopolska jest dziś zresztą jednym z największych regionów "Solidarności'', a sławny region gdański liczy teraz zaledwie 40 tysięcy członków. Nie w ilości zrzeszonych jednak problem, ale w rzeczywistej sile. Wtedy - "za pierwszej ťSolidarnościŤ" - od byle kichnięcia w gdańskim "Hotelu Morskim" czy siedzibie zarządu któregoś z ważniejszych regionów trząsł się kraj. W stłamszonej przez stan wojenny Polsce solidarnościowe podziemie, choć wcale nie tak liczne, okazało się na tyle dość silne, by zmusić komunistów do rozmów, a w wyborach w 1989 roku rzucić ich na kolana.

W pułapce polityki

Obecność "Solidarności" w Sejmie zaowocowała idiotycznym obaleniem (na wniosek jednego z jej posłów) rządu Hanny Suchockiej i przedwczesnymi wyborami, w wyniku których postkomuniści objęli władzę w 1993 roku. Zniechęciło to chwilowo związek do posiadania politycznej reprezentacji, ale już w 1997 zwyciężyła Akcja Wyborcza Solidarność pod wodzą ówczesnego przewodniczącego związku Mariana Krzaklewskiego. Rządy AWS nie zostały dobrze ocenione przez Polaków, skoro poniosły całkowitą klęskę w wyborach 2001 roku i do władzy znów powrócili postkomuniści. Dziś wspominamy je trochę lepiej, bo rząd Jerzego Buzka miał odwagę podejmowania trudnych reform, ale w sumie przygody "Solidarności" z polityką przyniosły więcej rozczarowań.
A w sprawach pracowniczych? Przecież dzisiaj prawie nie ma "Solidarności" w wielkich - typowo związkowych - konfliktach o podwyżki płac: lekarzy i pielęgniarek, górników, nauczycieli. Inne związki nadają tutaj ton, inne są na pierwszych stronach gazet i czołówkach telewizyjnych informacji. Dawno temu, gdzieś w 1985 roku w podziemnym piśmie "Bez Dekretu" Jerzy Surdykowski napisał artykuł, w którym prorokował, że w wolnej Polsce "Solidarność" będzie małym związkiem z wielką izbą pamięci. Rzucili się na autora "wszyscy", a zwłaszcza działacze "Solidarności'', że głosi defetyzm. Ale czy to się teraz po części nie sprawdza?
Trudno odmówić racji poglądowi, że "Solidarność" - choć po nieudanych doświadczeniach z jej sejmową obecnością zrezygnowała z angażowania się w politykę - jest wciąż czymś więcej niż tylko związkiem zawodowym. Pod tym mianem skupia się przecież mnóstwo ludzi wywodzących się z tamtego Sierpnia, albo z podziemnej opozycji, którzy działają nie tylko w różnych partiach politycznych, w samorządach, ale jeszcze częściej w administracji albo biznesie i osiągają tam sukcesy. Oni nadają ton krajowi. Przecież nawet objęcie władzy przez postkomunistów w 1993, a potem w 2001 roku nie doprowadziło do wycofania się z nadanego Polsce w 1989 roku kierunku; miała wtedy miejsce stagnacja, ale nie restauracja starego porządku. "Solidarność" jako ruch i jako pamięć jest w ten sposób o wiele silniejsza od "Solidarności" jako związku.

Jaka strategia?

Ale co z tej siły i dzięki jakiej strategii może udzielić się dzisiejszemu NSZZ '"Solidarność'', który nie angażuje się bezpośrednio w politykę, a ma bronić praw pracowniczych? Przedstawiciele małopolskiej "Solidarności'' twierdzą, że mają pomysł na taką strategię. Jest nią umiejętność negocjacji połączona z gotowością do kompromisu, której nie należy mylić z uległością. Działacze z kombinatu w Nowej Hucie pokazują mi to na przykładzie ich zakładu, największego przecież w naszym regionie. Był czas, kiedy ton nadawały tam małe, ale bojowe związki sprzeciwiające się prywatyzacji państwowego giganta. Wielu pracowników wierzyło krzykaczom obiecującym utrzymanie przerostów zatrudnienia i nieefektywnej struktury kombinatu. Powtarzające się strajki przepłoszyły jednak kolejnych inwestorów. Przed hutą stanęło widmo upadłości. W końcu dopiero negocjacje reprezentującej pracowników "Solidarności'' z hinduskim koncernem "Mittal Steel" obejmujące także zarobki, sprawy socjalne, bezpieczeństwo zatrudnienia przy jednoczesnym zaniechaniu lekkomyślnie podejmowanych strajków, przekonały wszystkie zainteresowane strony, że jednak warto zaryzykować. Dzisiaj - po paru latach - już widać, że było warto. Wszyscy zobaczyli, że związek zawodowy potrafi dbać o całość, a nie tylko usiłować wyrwać, co się da, i to jak najszybciej. Wszędzie dziś słychać o strajkach i protestach, tylko nie w tak niespokojnej przedtem Nowej Hucie.

Czas kolejnej próby?

Innego zdania jest działacz jednego z małych związków. Uważa to wszystko za "gadanie" mające zamydlić ludziom oczy, zamaskować wygodną ugodowość "Solidarności". Tylko zdeterminowani i nieuwikłani w żadne porozumienia działacze są w stanie wziąć się za bary z dyrekcją czy nawet z rządem i wymusić podwyżki. Działacz uważa, ze protestów będzie coraz więcej, bo inne grupy zawodowe pójdą za przykładem lekarzy, nauczycieli i górników z "Budryka". Ta ogólnokrajowa konfrontacja - nie tylko z przedsiębiorcami - ale z obecnym rządem ma przynieść ostateczną klęskę starej "Solidarności'', a wynieść wysoko jej słabe dotąd odpryski jak "Solidarność''80 czy zupełnie malutki Sierpień 80. Tak uważa działacz jednego z małych związków, zastrzegając sobie anonimowość.
Jeden z posłów rządzącej partii oficjalnie twierdzi, że tak radykalnej próby sił nie będzie, dojdzie do ugody. A nieoficjalnie? Nieoficjalnie (i stąd poseł też pozostał anonimowy) on i jego partyjni koledzy uważają, że płacowych postulatów lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli i górników żaden budżet nie wytrzyma, a małe lub nastawione tylko na jedną grupę zawodową związki widzą w wygórowanych żądaniach i strajkowych emocjach jedyną szansę ocalenia swego bytu. Ale w tej próbie sił - ma nadzieję poseł - "Solidarność'' z jej duchem porozumienia znajdzie się po tej samej stronie, co rząd.
Gdzie faktycznie i z jakim skutkiem "Solidarność'' się wówczas znajdzie? Czy naprawdę zbliża się kolejny punkt zwrotny w dziejach związków zawodowych w Polsce? Więcej niepokojących pytań niż zdecydowanych odpowiedzi, czy choćby prognoz zawarłam w tym artykule. Mam nadzieję, że stawianie znaków zapytania w miejsce politycznych wykrzykników okaże się ciekawszym zagajeniem do debaty o dzisiejszej "Solidarności''.
\*Autorka jest niezależną publicystką, w latach 80. współtworzyła podziemny ruch wydawniczy, była redaktorem naczelnym podziemnego pisma "Bez Dekretu".
MARIA DE HERNANDEZ- -PALUCH\*

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski