Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mniej pieniędzy na lekcje w domu

Anna Kolet-Iciek
fot. Shutterstock
Edukacja. MEN nie wyklucza, że subwencja dla tzw. homeschoolersów trafi bezpośrednio do rodziców, a nie do szkół.

Ministerstwo edukacji obcięło subwencję oświatową pobieraną przez szkoły na dzieci uczone w domu przez rodziców. Dziś minister Anna Zalewska spotka się z rodzinami prowadzącymi edukację domową. Niewykluczone, że pieniądze zamiast do szkół zaczną trafiać do kieszeni rodziców.

Z danych MEN wynika, że w Polsce jest 6 tys. dzieci objętych tzw. edukacją domową. Jak zaznacza dr Marek Budajczak, pedagog z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu i pionier homeschoolingu w Polsce, nasz kraj jest pod tym względem europejskim liderem, nie licząc Wielkiej Brytanii, gdzie blisko 100 tys. dzieci uczy się poza szkołą. W samej Małopolsce homeschoolersów jest kilkuset, a ich liczba stale rośnie.

Zgodnie z prawem wszyscy oni muszą być zapisani do zwykłej szkoły, której dyrektor wydaje zgodę na nauczanie domowe i która ma obowiązek raz w roku sprawdzać postępy ucznia. To szkoły otrzymują na domowych uczniów subwencję oświatową z budżetu państwa. Do tej pory była one w identycznej wysokości, jak na wszystkie pozostałe dzieci. To się właśnie zmieniło. Od stycznia MEN obcięło tę kwotę o niemal 40 proc. Oznacza to, że zamiast dotychczasowych ponad 600 zł miesięcznie na dziecko, szkoły dostaną ok. 370 zł.

W MEN tłumaczą, że „zasadność tej zmiany wynika ze znacznie niższego kosztu kształcenia uczniów spełniających obowiązek szkolny poza szkołą”. Osoby związane z edukacją domową nie zgadzają się z tą argumentacją, a podczas dzisiejszego spotkania w MEN zamierzają przedstawić swoje racje.

- Chcemy, by subwencja została utrzymana na dotychczasowym poziomie, gdyż w edukacji domowej wychowywani są wartościowi obywatele, przyczyniający się do rozwoju kraju. Państwo powinno nas wspierać - podkreśla Zdzisław Borys, założyciel Krakowskiego Klubu Edukacji Domowej.

Spośród 6 tys. domowych uczniów, ponad 5 tys. - jak podkreśla MEN - jest zapisanych do szkół niepublicznych. - Są wśród nich oczywiście nieuczciwe szkoły, które na nas zarabiają, biorąc subwencję i nic w zamian nie oferując, ale są też takie, które „dzielą się” tymi pieniędzmi z rodzinami, organizu- jąc chociażby ciekawe warsztaty - mówi Zdzisław Borys.

W Polsce są już szkoły, które specjalizują się w edukacji dzieci pozostających w nauczaniu domowym. Taką szkołą jest m.in. warszawski Salomon. Jej dyrektor Artur Wnuk przyznał podczas konferencji zorganizowanej w Krakowie w ubiegłym roku, że choć do Salomona zapisanych jest ok. 1000 uczniów z całej Polski, to jednak 80 proc. z nich pracuje przede wszystkim w domu, praktycznie nie utrzymując kontaktu ze szkołą. Dzieci przychodzą tylko na egzaminy.

Do tej szkoły są zapisane m.in. dzieci Katarzyny Muszyńskiej z Krakowa, - Salomon organizuje między innymi warsztaty dla dzieci i gdybyśmy mieszkali w Warszawie pewnie byśmy w nich uczestniczyli, dostajemy też od nich ciekawe pomoce dydaktyczne, np. zestawy do robienia doświadczeń z fizyki, chemii czy biologii - mówi Katarzyna Muszyńska.

W Małopolsce też są szkoły przyjazne edukacji domowej, np. krakowska niepubliczna Kangurowa Szkoła. - Obniżanie kwoty subwencji wydaje się niezgodne z prawem równego traktowania wszystkich obywateli - mówi Witold Ligęza, dyrektor szkoły. Jego zdaniem dobrym rozwiązaniem byłoby przekazanie części pieniędzy w ręce rodzin.

MEN nie wyklucza takiego rozwiązania. - System funkcjonowania edukacji domowej zostanie poddany analizie - zaznacza Joanna Dębek, rzeczniczka resortu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski