Można zakończyć

Grzegorz Miecugow: SWOJE WIEM

Przede wszystkim dlatego, że dowiedziałem się z niego bardzo niewiele nowych rzeczy. Każe mi to poważnie zastanowić się nad powodami, dla których czekaliśmy na ten raport tak długo, mimo, że zaraz po styczniowym raporcie MAK i minister Miller, i premier Tusk mówili, że na polski raport trzeba będzie czekać co najwyżej kilka tygodni. Nie chcę wdawać się w detale sporu czy Tupolew lądował, czy nie, czy piloci chcieli odlecieć korzystając z przycisku "Uchod”, czy nie, czy ktoś wywierał na załogę presję, czy nie. Nie chcę się też zajmować rewelacjami posła Antoniego Macierewicza, który twierdzi, że zasilanie zostało odłączone 15 metrów nad ziemią. W słynnym dokumencie przygotowanym przez tego samego Antoniego Macierewicza, a nazywanym "Białą księgą” pada zdanie, że wszystkie czynności czarnych skrzynek ustały 15 metrów nad poziomem podstawy pasa startowego (czyli na poziomie gruntu). A to oznacza, że pan poseł sam wytłumaczył zagadkę. Miejsce w którym definitywnie roztrzaskał się samolot, było wyżej niż pas startowy i tyle.

Mnie najbardziej zainteresowały dwie sprawy, całkiem dla mnie nowe. Po pierwsze, samolot był przebudowany niezgodnie z instrukcją, i miał więcej miejsc dla pasażerów, niż na to zezwalały przepisy. Po drugie – załoga. Z czterech jej członków, uprawnienia miał tylko jeden, był to technik. Nawigator miał wylatane 60 godzin, z czego większość w jednym locie na Haiti i z powrotem. I po tych informacjach dyskusję właściwie można zakończyć.