Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najważniejsze fakty i mity o wyborach samorządowych

Grzegorz Skowron
Analiza. Fałszerstwa wyborcze, ręczne liczenie głosów, karta do głosowania w formie broszury, - wyjaśniamy, o co w tym wszystkim chodzi i skąd wzięły się dziwne wyniki wyborów.

Wybory samorządowe 2014 na pewno przejdą do historii jako najbardziej nietypowe. Nie tylko z powodu niespodziewanych wyników, ale też ze względu na długie czekanie na ich ogłoszenie i polityczne zamieszanie z tym związane.

"Błędy przy urnach to wina polityków" - przeczytaj komentarz autora >>

Z kłótni polityków i sprzecznych ze sobą informacji trudno wyciągnąć, co jest prawdą. A mitów wokół tegorocznych wyborów samorządowych narosło już sporo.

Wybory sfałszowano

Dowodów na to na razie nie ma. I w skali całego kraju trudno to będzie stwierdzić.

Nie wolno zapominać, że w obwodowych komisjach, gdzie przeprowadzano głosowanie i liczono głosy, zasiadają przedstawiciele wszystkich opcji politycznych, także PiS i SLD, które mają największe zastrzeżenia do wyników. A więc za fałszerstwa odpowiadaliby także członkowie komisji rekomendowani przez te partie. Wiele osób liczących głosy zwracało uwagę, że tych nieważnych jest znacznie więcej niż poprzednio. Ale to nie fałszerstwo.

Zastrzeżenia o chaos i bałagan są jednak jak najbardziej uzasadnione. Nie chodzi tylko o to, że padł system informatyczny, który miał przyspieszyć podanie wyników. Nawet ogłaszając te oficjalne w nocy z soboty na niedzielę, Państwowa Komisja Wyborcza się pomyliła.

Liczenie ręczne

Jeden z największych błędów PKW to obiecywanie, że lada moment uda się podać oficjalne wyniki. Gdy doszło do awarii systemu komputerowego, trzeba było od razu zastrzec, że na wszystkie protokoły trzeba poczekać kilka dni.

Mówienie o liczeniu ręcznym nie oznaczało, ze komisje terytorialne to robiły. Chodziło o to, że protokoły z wynikami z poszczególnych komisji były wypisane ręcznie albo nawet komputerowo, ale poza systemem PKW. Ręcznie głosy liczono tylko zaraz po zamknięciu lokali (zawsze się tak robi, bo nie można inaczej), potem "na piechotę" sumowano wyniki.

Książeczka to nic nowego

Największe cięgi PKW zebrała za kartę do głosowania w formie książeczki. Pojawił się nawet absurdalny zarzut, że zrobiono to specjalnie dla PSL, choć jedynkę ludowcy dostali w losowaniu dwa miesiące po ustaleniu wzorów kart do głosowania.

PKW twierdzi też, że od wielu lat w wyborach stosowane są książeczki. Prawda jest taka, że także PKW zezwalała na to, ale w ostatnich latach drukowano jednak płachty. I wcale nie z tego powodu, że w książeczce jest faworyzowana lista nr 1 - druk wielkiej płachty jest tańszy niż broszury. Tym razem chodziło przede wszystkim o umożliwienie głosowania przy pomocy nakładki dla osób niedowidzących.

Prawdą jest, że już w tegorocznych eurowyborach zastosowano broszury jako karty do głosowania, ale wtedy wyborca dostawał tylko jedną. Teraz większość otrzymywała dwie książeczki i dwie pojedyncze karty.

Kto źle informował

PKW twierdzi, że nie można jej nic zarzucić w sposobie informowania o ważności głosu. Formalnie tak, bo karta do głosowania to nie to samo, co kartka w broszurze. Ale w spocie telewizyjnym PKW cztery karty do głosowania (tyle dostawało większość Polaków) zostały pokazane jako osobne kartki, nie widać, by któraś była ksią-żeczką.

Nie bez winy są także same partie. Mogły przecież w kampanii (np. w ramach darmowych audycji telewizyjnych) szczegółowo informować, jak należy na nie głosować. Na problem zwróciły uwagę dopiero wtedy, gdy wyniki były dla nich niekorzystne. A przecież PiS zyskiwało na książeczce podobnie jak PSL. Tam, gdzie ludowcy nie mieli własnego komitetu (w niektórych powiatach i dużych miastach) premię za pierwszą stronę dostało właśnie PiS, bo na niej byli jego kandydaci.

Za dużo nieważnych

Jednym z powodów, dla których wybory mają być unieważnione, jest zbyt duża liczba głosów nieważnych. Jest ich więcej niż cztery lata temu, ale nie aż tak, jak to zapowiadano w pierwszych dniach po zakończeniu głosowania.

Część osób świadomie wrzuciła do urny karty puste, a nawet z wieloma krzyżykami, bo nie potrafiła wskazać swojego kandydata do sejmiku. Byli też i tacy, którzy nie poradzili sobie z głosowaniem i zaznaczyli krzyżyk na każdej stronie broszury. I takie głosy w zdecydowanej większości można by uznać za błędne zrozumienie zasad głosowania.

Nie da się ukryć, że więcej głosów nieważnych jest na terenach wiejskich i w małych miasteczkach, a dużo mniej - w wielkich miastach.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski