Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma łatwo. Przez pięć miesięcy na dnie, a potem znów pod górkę. Nic dziwnego, że taki nerwowy

Grzegorz Tabasz
Wbrew powszechnej opinii są czujne i płochliwe. W mgnieniu oka uciekają do wody
Wbrew powszechnej opinii są czujne i płochliwe. W mgnieniu oka uciekają do wody fot. 123rf
Kiedy panowie Żółwie wylegują się w bezpiecznym miejscu, panie przedłużają gatunek. Gdzie są europejskie i krajowe instytucje od równości?

Żółwia błotnego miałem w rękach tylko raz w życiu. Dawno temu na leśnym kempingu w Bułgarii. Wbrew nazwie buszował w wartkim strumieniu i bynajmniej nie był uosobieniem powolności. Wiał ile sił w czterech łapach. Pewnie miał złe przeczucia. Gada wypożyczyli tubylcy. Jak mniemałem, w celu wykonania pamiątkowych fotografii. Gdy po kilku godzinach zacząłem upominać się o zwierzaka, przynieśli talerz zawiesistego rosołu. I górną połówkę pancerza. Na popielniczkę.

Dla mnie był to przyrodniczy rarytas, dla nich pyszne danie. Niektóre narody, które całkiem niedawno władały połową świata, też w żółwiach gustowały. Inauguracyjne posiedzenie londyńskiego magistratu zaczynano od obowiązkowej i tradycyjnej zupy z żółwia, konsumowanej w obecności królowej.

Był to żółw zielony, zwany też jadalnym. Był, gdyż zjedzono go prawie do ostatniej sztuki. Smakowite jaja słodkowodnego żółwia z Amazonki zbierano w astronomicznej liczbie milionów sztuk. Prawie nic się nie ostało. Podobnie jak żółw szylkretowy. Niejadalny, lecz półprzezroczyste płytki pancerza doskonale nadawały się do wyrobu luksusowej galanterii.

23 maja każdego roku przyrodnicy całego świata obchodzą Dzień Żółwia. Wspominają wymarłe gatunki, liczą ocalałe i pomstują na inne. Tak, to nie pomyłka. Są żółwie niemile widziane, ale o tym za moment.

Naszym jedynym pancernym zwierzakiem jest żółw błotny. Całe życie ma pod górkę. Przynajmniej pięć miesięcy w roku przesypia zagrzebany w mule na dnie stawu. Cóż, taki los zmiennocieplnych istot w klimacie umiarkowanym. Sposób rozmnażania to już prawdziwa katorga.

Z bezpiecznego i przyjemnie mokrego mokradła samice muszą nie tylko wyjść na suchy ląd, ale jeszcze poszukać miejsca piaszczystego i wygrzanego przez słońce. Toż to rażąca niesprawiedliwość! Panowie wylegują się w bezpiecznym miejscu, gdy wybranki serca przedłużają gatunek.

Gdzie są europejskie i krajowe instytucje od równości? Dla mieszkanek bagien to prawdziwa tortura. Kilkukilometrowy czasem spacer zajmuje kilka dni. W jedną stronę. Po drodze asfaltowe szosy pełne samochodów, a skorupa żółwia przegrywa w konfrontacji z rozpędzonymi pojazdami. Wszędzie czyhają lisy, borsuki i głodne norki amerykańskie. Wreszcie zakopanie jaj. Ukradkiem, w pośpiechu, bowiem duże i pełne żółtka kule mają wielu przysięgłych admiratorów.

Jedna wścibska wrona może zniweczyć cały wysiłek. Jeśli pogoda dopisze, to z końcem lata wylęgną się małe żółwiki. Dwa centymetry długości, kilka gramów wagi. Wędrują do wody tą samą pełną niebezpieczeństw drogą, jaką wcześniej pokonały samice. Ledwo jeden na sto dożyje dorosłego wieku. Ciężko być żółwiem.

Żółw nigdy nie był u nas liczny. Do rozwoju złożonych na lądzie jaj potrzeba sporo ciepła. Jeśli lato było chłodne, z przychówku nici. Czasem młodym udaje się przezimować na lądzie do następnego lata. Najważniejsze jest miejsce do życia. Gad posiadający w nazwie słowo „błotny” wymaga zarośniętych, ciepłych jeziorek, oczek wodnych i starorzeczy z czystą wodą. Najlepiej porośniętych wodnymi liliami. Jeśli znajdziecie taki rajski zakątek, rozglądajcie się dookoła.

Żółwie, jak wszystkie gady uwielbiają wygrzewać się na słoneczku. Wbrew powszechnej opinii są czujne i płochliwe. W mgnieniu oka uciekają do wody. Wracając do drobnych zbiorników wody, to jako pierwsze padły ofiarą melioracji. Te, co szczęśliwie ocalały, właśnie wysychają wskutek suszy.

Na wolności żyje nie więcej niż dwa tysiące okazów. Wedle przyjętych w ochronie gatunkowej standardów, to stanowczo za mało, by przetrwać bez pomocy człowieka. W przypadku żółwia błotnego objęcie go ochroną prawną już w 1935 roku, okazało się całkowicie nieskuteczne. Cóż z tego, że zwierzaka zabijać czy chwytać nie wolno, skoro równie zabójczy skutek ma zasypanie starorzecza śmieciami.

Czynna ochrona narodziła się niejako z naturalnej potrzeby. W przypadku żółwia wpierw mozolnie wyszukuje się ostatnie enklawy, gdzie jeszcze żyje. Mozolnie, bowiem będąc zwierzakiem płochliwym i skrytym, łatwo wypatrzyć się nie da. Wszystkie nasze żółwie żyją w pasie nizin. Na odizolowanych od siebie, rozrzuconych od Buga po Odrę bagienkach i śródpolnych oczkach wodnych.

Później przychodzi czas na śledzenie wędrujących samic. Pomaga nowoczesna elektronika i doczepione do skorupy nadajniki GPS. Gniazda ze złożami jaj zabezpiecza się metalową siatką. Jeśli trzeba, są przenoszone do inkubatorów. Po wylęgu podhodowane maleństwa przyrodnicy wypuszczają w to samo miejsce, gdzie żyją ich rodzice. Czy to pomoże? Pewnie tak, ale jednocześnie trzeba chronić owe, wydawałoby się nikomu niepotrzebne, mokradła. Wszystko w ścisłej tajemnicy, by zbieracze osobliwości i wandale żółwiego raju nie zniszczyli.

Prawdziwe kłopoty dla naszych żółwi przyniosła demokracja i otwarcie granic. Pewien zatroskany kiepskim stanem krajowej fauny rodak postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Na przełomie wieków przez kilka lat systematycznie wysyłał do Polski jaja amerykańskiego żółwia jaszczurowatego. Posłańcy przywieźli blisko tysiąc jaj z dokładną instrukcją obsługi. I wypuścili na wolność.

Była to szczegółowo opisana introdukcja obcego gatunku, przeprowadzona fachowo i z pełną premedytacją. Na szczęście chyba nieudana, gdyż żółw jaszczurowaty nie lubi chłodów. Pełny sukces odniosły żółwie z grupy umownie zwanej ozdobnymi. Rodem też z Ameryki Północnej. Z żółtymi, czerwonymi i brunatnymi plamami na głowie. W majestacie prawa trafiły do sklepów zoologicznych w całej Europie.

U nas sprzedano przynajmniej pół miliona sztuk. Wytrzymałe, łatwe w hodowli i bardzo tanie. Niegdyś obowiązkowy element palety pierwszokomunijnych prezentów. Kiedy młodociani opiekunowie zaniechali systematycznej opieki, a żółw osiągnął słuszne rozmiary, z akwarium zaczynało brzydko pachnieć.

Kolejne wakacje za pasem i zgadnijcie, proszę, co było dalej. Tak, tak! Pupil mniej lub bardziej oficjalnie zostawał obdarowany wolnością. I trafiał do najbliższego stawu. Miły klimat Europy mu służy, zaś we Francji (też masowo wypuszczany na swobodę) już się mnoży.

U nas są powszechnie widywane w całym kraju, z parkami narodowymi włącznie. Przybysze zajmują ostatnie zamieszkane przez żółwia błotnego enklawy. Agresywni, zabierają mu miejsce życia i co gorsza, roznoszą nieznane choroby i pasożyty. To zaś oznacza definitywny koniec istnienia żółwia błotnego w Polsce. Szkoda.

***

Gatunek bardzo rzadki.

Ścisłą ochroną został objęty w 1935 roku. Wpisany do Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt z kategorią zagrożenia, czyli gatunek bardzo wysokiego ryzyka, zagrożony wyginięciem.

Obowiązuje też zakaz fotografowania, filmowania i obserwacji mogących powodować płoszenie lub niepokojenie żółwi błotnych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski