MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niedaleko od Krakowa, czyli laurka świątnicka

Redakcja
Chciałbym uniknąć wrażenia, że maluję laurkę. Piszę ten tekst z przekonaniem i z satysfakcją. Okryłem niedaleką rzeczywistość jakże miłą i budującą. Świątniki Górne. Miasteczko, i gmina, okolica dotąd mi nieznana.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Zaproszony przed laty, przez burmistrza Świątnik p. Jerzego Leszka Batko, który tam dotąd burmistrzostwo pełni, udałem się z początkiem stycznia na tradycyjne świątnickie spotkanie opłatkowe. Nawet i swoją kolędę do śpiewanej składanki tam dołożyłem...

Należałoby rozwinąć laurkę świątnicką, ale ponieważ miejsca, do wyrazów uznania i do podziękowań, trzy słowa tylko dopisuję: miło, serdecznie, z fasonem! Tak było. O szkole, w której rzecz miała miejsce, powiedziałem, że gdybym miał dzieciaki w wieku szkolnym, to byłbym rad, gdyby mogły się uczyć w takiej właśnie. A jeszcze zobaczyłem muzeum tamtejsze i okiem rzuciłem na obydwie strony - z wzniesienia, na którym miasteczko jest usytuowane. Na południe wzrok leci aż do Tatr. Na drugą północną stronę, ciągnie się ta rozległość aż po Kraków. Same Świątniki od stuleci na kowalstwie i ślusarstwie stoją - kłódki, zamki, okucia, słynne inne wyroby z żelaza. Ludność - stąd ich nazwa miejscowości - z katedrą wawelską, od początku służbą i przywilejami, związana.

Leży przede mną książka. I to ona właściwie jest głównym impulsem dzisiejszego felietonu. Ale, snujmy z tamtego wieczoru opowieść, w miarę po kolei, choć mam świadomość, jak ona ledwie w punktach tknięta. Otóż, po tak miłym spotkaniu opłatkowym, późniejszym wieczorem wylądowałem w gościnie u p. Burmistrza. I tam usiadłem oczarowany. Gościnnością, naturalnością gospodarzy, sąsiadów, którzy po sąsiedzku wpadli, ale także tym, com usłyszał i ujrzał. Dom? Moja przyjaciółka, niegdyś długoletni kustosz muzeum Kasprowicza na Harendzie, używa takiego słówka - c z a r o w n y. Doprawdy... W śniegu, w lampionach, choinkami ustrojona - dwustuletnia siedziba rodzinna Batków, stanowi obiekt czarowny. Poczułem się jakoś c z a r n o l e s k o... Bo też rzadko komu, w polskiej rzeczywistości, udało się zachować taką ciągłość rodzinnej siedziby? Prawdziwy dom. Kominki, piece, fortepian, zbiory pamiątek, dzieł sztuki, bogata biblioteka. Urocza i jakże wprawna w gospodarstwie domowym Pani Domu. Dom z duszą, gościnny a żywy. Napełniony muzyką, gwarem dorastającego następnego pokolenia. Serce roście - chciałoby sie dalej po czarnolesku prawić.

Ale to, co wywiozłem stamtąd i nad czym oto siedzę właśnie, to rzecz jeszcze bardziej niezwykła. Prezent jaki otrzymałem, to dzieło ojca p. Leszka, zbiorowe wydanie, wyciąg jakby z innych prac (a jest autorem jedenastu książek) dr. Franciszka Batki. Pisma z historii Świątnik Górnych i okolic.. Można pomyśleć, i to rzecz jasna - kronikarstwo, lokalna księga. I tak jest. Ale czytam i odkrywam - jakie to ciekawe! Poczynając od odkrycia niezwykłego człowieka, autora tejże księgi! Toż to postać! Historyk, studia na UJ, nauczyciel, społecznik, publicysta, działacz-instytucja! Ktoś prawdziwie wykształcony i światły, a pozostający człowiekiem lokalnym. Świadomie związany i zaangażowany tu na tym terenie, z tą społecznością. Pracujący dla niej i oddany swojej małej ojczyźnie. Przeglądam dokument y- od czasów najdawniejszych średniowiecznych (a wyjątkowo ich sporo) po dzieje ostatnich dziesięcioleci. Kawał w nich prawdziwego życia. Dotykalnego niemal poprzez konkretność, przez szczegóły. Jakby z wielkiej panoramy historii wyjęty wycinek, odsłania nam się i przybliża, świat lokalny. Uintymniony, odczuwany niemal prywatnie. Daje się poczuć lepiej przez to, zwyczajny los. Pojedynczy przypadek istnienia i los wspólnoty. Zwyczajny, a przecież za każdym razem jedyny i niepowtarzalny... Malowidło nie patetyczne, lecz jak miniatura - skupiające uważniejszy kameralny odbiór i odczucia przy nim też skupione... Gigantyczna przez lata praca pasjonata. Z podziwem myślę o tym, jaki kawał życia, ten jeden człowiek, zechciał poświęcić na zbieractwo, opis, dokumentowanie, tylu, gdzie indziej pomijanych aspektów rzeczywistości. Książka nie tylko wiarygodna, ale i w pewnych aspektach, poruszająca. Oto realne komplikacje - szczęścia, wyroki, radości, klęski. Imiona, daty, nazwiska, miejsca, pory roku, dni i noce...

Myślę, że wspaniały pomnik, wystawiony ludziom i stronom swoim - taka księga stanowi.

Oczywiście to nie jest pozycja dla większego ogółu. Poza historykami, regionalistami, komu ona by jeszcze? Przecież jest, częścią wielkiej mozaiki, którą patetycznie nazwać się ośmielę - mozaiką polską. Pięknie się legitymizuje okolica, która taką księgę może położyć na stole i powiedzieć : O, proszę, to my!

Zaznaczyłem na wstępie, chciałbym uniknąć laurki. Zdaje się, że w pewnym sensie ją napisałem. Chcę dodać zatem, prócz przyjemności, wywiozłem ze Świątnik wzmocnione przekonanie : na takim to "dobrym podkładzie", można i trzeba się w Europie, w tej konkretnej dziś rzeczywistości, dalej się ustawiać. Swoje czując i pamiętając. I pilnując swoich perspektyw, czyli widoków. Wtedy, wszystko pozostaje na swoim właściwym miejscu. Niedaleko od Krakowa...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski