Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O szarej godzinie...

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Jedyne szczęście kto w szarej godzinie/Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie” - wzdychał Mickiewicz. Cóż, kiedy krakowski Bezirk czyli magistrat zabrania nam palenia w kominkach: smog. Gdzie więc, przy kim szukać szczęścia, gdy - jak lamentowała Ewa Szelburg-Zarębina „Szare niebo za oknem.

Szare drzewa w sadzie/Szary deszcz się na wszystkim szara mgiełka kładzie”? I gdy przyjaciele nie bacząc na szarogodzinną porę od poranka furt i cięgiem gonią za kasą, dzieci siedzą na korkach, a żona, jak to żona, nie ma ochoty na sentymentalne deliberacje?

Usiłowałem ją zachęcić przypominając pensjonarski wierszyk jej babci: „Słodkiego weźmiesz funt kochania/Szarej godziny jeden gram/ I - jeśli mama nie zabrania/Minutę z miłym sam na sam” - ale nie pamiętaliśmy, jak się owe strofy kończyły. Z szaropołudniowego repertuaru babci moja magnifika zapamiętała najlepiej tę o dziadzie: „W sieni dziad wyciąga rękę/Pies potargał mu sukienkę/ Ciebie strzeże anioł stróż/Śpij kochanie już”...

O tak, dziady o tej porze dnia reprezentowane były w przykominkowych czy przypiecowych strofach nader szeroko: „Dawniej królowa w dziadzie się kochała/ Zamiast królowi dziadowi dawała/Po całych nockach dziaduś sobie drzymał/Za cycki trzymał”. - To szło zupełnie inaczej, ale ty zawsze musisz świntuszyć - oburzyła sie żona i popędziła po „Skrzydlate słowa”. - No tak, miałam rację, to śpiewano już u nas w połowie dziewiętnastego wieku, ale bez tych cycków: „Dawniej królowa w dziadzie się kochała/ Wiadoma wszystkim historyja cała”... Dalej nie ma. - Widzisz! - powiedziałem nie bez satysfakcji - a ja wiem! Bohaterami tej dziadowskiej ballady nie są piersi chutliwej monarchini ale” „dziandziary”, jak w kręgach „ludzi gościńca” nazywano austriackich żandarmów. „Psiekrwie dziandziary nastały na świecie/Jak ujrzy dziadka to go zaraz zmiecie/Biednego dziadka do paki wsadzają/Jeść mu nie dają”...

W szarą godzinę i nie tylko podobne utwory podlegały oczywiście surowej cenzurze mam, babć, ciotek i niań. Niezależnie od stopnia tzw. nieprzyzwoitości były ogromnie popularne, a ich autorstwo jest dziś trudne do ustalenia. Pan profesor Henryk Markiewicz przyznał mi się przed laty do porażki w temacie „W sieni dziad wyciąga rękę”: ani on ani pan profesor Romanowski nie rozstrzygnęli zagadki: kto i kiedy. Podobnie zresztą nie udało się znaleźć autora nieśmiertelnych strof „Jedzie pociąg z daleka, ani chwili nie czeka”...

Te prawdziwe, godne nawet królewskiej łożnicy dziady, którym „pies potargał sukienkę” znikają całkowicie (już zniknęły) z polskiego pejzażu. Przywoływane są jedynie w przysłowiach i grach politycznych. - Wiecie dlaczego odwołano ostatni mecz Cracovii? - pytała w marcu 1968 roku prawa, niesłuszna strona Błoń. - Bo wystawianie „Dziadów” jest zabronione! Oto jaki wpływ na brutalizacje życia społecznego miała i ma szarzyzna za oknami.

I tak ano w zadumie nad małością rodu ludzkiego i nad przyszłością („O jo bidny dziod, co jo bede jod”) upłynęła jedna listopadowa ukradziona prozie życia domowa szara godzina. W międzyczasie żona zdołała sobie przypomnieć zakończenie antycznego panieńskiego wierszyka: „Gościom się tego nie podaje/Choćby prosili nie wiem jak/Podawać zawsze tylko świeże/Bo gdy sczernieją - tracą smak”. Czego porządna panienka nie powinna podawać gościom? Oto tajemnica,która czeka na swego Kolumba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski