MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Od kościoła do kościoła, czyli jak krakowianie uprawiają churching

Mateusz Borkowski
Jedni widzą w churchingu zagrożenie dla parafialnej wspólnoty, drudzy modę
Jedni widzą w churchingu zagrożenie dla parafialnej wspólnoty, drudzy modę Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz
Nie chcą nudnych, przydługich kazań, z których nic nie wynoszą. Szukają kaznodziejów, potrafiących podnieść na duchu, pięknie i mądrze się modlić. Moda czy duchowa potrzeba? – To oznaka dojrzałości – komentuje teolog Michał Lewandowski

Pani Ewa mówi, że uprawia z rodziną churching albo „coś w tym rodzaju”. W ich parafii w Kurdwanowie ksiądz miał skłonność do krytykowania wszystkiego. Stąd od pięciu lat uczęszcza na msze do różnych kościołów. – Idziemy tam, gdzie dobrze się czujemy. I wyciągamy z tego, co najlepsze – tłumaczy. Poza parafią odwiedza z rodziną Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy albo mały kościółek w Kosocicach, gdzie panuje rodzinna atmosfera.

– W każdym miejscu szukam pozytywnych rzeczy, może swojej grupy. Zawsze interesowali mnie charyzmatycy i ruch Odnowy w Duchu Świętym – wyznaje pani Ewa. Nie boi się nawet kontrowersyjnych kaznodziejów. – Staram się być daleka od fanatyzmu, ale odwiedziliśmy kiedyś z całą rodziną nawet ks. Natanka. Warto potraktować to miejsce jako pustelnię, aby wyciszyć się i pomodlić. A tego przecież nikt nie zabrania – dodaje. Nie wyklucza, że w przyszłości znajdzie swoje miejsce i zwiąże się na stałe z jednym kościołem.

Churching [wym. czerczing] to w skrócie szukanie najlepszego nabożeństwa poza własną parafią. Termin powstał jako analogia do clubbingu, czyli weekendowego wędrowania po klubach. Jednym z popularyzatorów zjawiska w Polsce był Szymon Hołownia, znany publicysta katolicki i prezenter telewizyjny: – Wędrowałem od kościoła do kościoła, aż znalazłem taki, w którym nie gryzą. Jak ksiądz mówi i modli się pięknie, warto powiedzieć mu miłe słowo. Jak gada głupoty, mamy prawo się wściec – przyznał w jednym z wywiadów.

25-letnia Jola Szymańska, autorka bloga „Hipster Katoliczka” rozgranicza parafię, która wiąże się z naszym miejscem zamieszkania, od tej duchowej. – Dla wielu moich znajomych nie ma znaczenia, że nie chodzą do kościoła w swojej parafii. Najczęściej bywa u dominikanów, ale wybiera też kościół św. Barbary. Odwiedza świątynie, w których dobrze się czuje i przez to stają się dla niej ważne. – Po pracy zdarza mi się wpaść Na Skałkę. Znajomi wybierają też nabożeństwa u franciszkanów albo u św. Barbary. Omijają jednak kościół Mariacki, w którym obecność turystów działa rozpraszająco. – Jeżeli kazanie, rodzaj wrażliwości i duchowości jest mi w danym kościele bliski, to wracam do niego. Takie miejsca bardziej inspirują mnie do życia z Bogiem. Czuję wtedy, że odżywam.

Jak przyznaje, wielu księży nie dba nie tylko o treść homilii, którą układa na podstawie Wikipedii, ale też o samą oprawę mszy.– Odprawia ją „byle jak”, niedbale i szybko, bagatelizując też udział wiernych w jej przeżywaniu – tłumaczy Jola. –Kiedy byłabym zagubiona i szukałabym ukojenia w spotkaniu z Jezusem, to moim pierwszym wyborem nie byłaby taka parafia, w której ksiądz grzmi z ambony i stawia się wyżej od ludzi. Jeśli w jednym kościele organista nie potrafi grać, a w drugim śpiewa pięknym głosem i potrafi ludzi doskonale prowadzić, to czemu nie wybrać tego, w którym piękniej możemy przeżywać Eucharystię – pyta. Nie bez znaczenia jest też sam wygląd kościoła. Jej zdaniem dużo przyjemniej jest uczestniczyć w mszy w pięknym zabytkowym kościele ze spójną kompozycją niż w takim zbudowanych z betonowych ścian i kiczowatym wystrojem. Przyznaje jednak, że to aspekt drugorzędny i najważniejsza jest panująca w kościele atmosfera.

– Jeżeli ktoś szuka głębszego przeżywania mszy to jest to zjawisko pozytywne. Jeśli zaś wybiera się do innego kościoła, nie w poszukiwaniu wiary, ale dlatego, że są tam krótkie msze i wygodniejsze ławki, to oceniam to zdecydowanie negatywnie – uważa Błażej Strzelczyk z „Tygodnika Powszechnego”. I przywołuje słowa biskupa Grzegorza Rysia, który przypomina, że to wierni tworzą Kościół powszechny. – Jeżeli ktoś zauważy coś niepokojącego w swoim kościele, do którego przynależy, jak choćby to, że ksiądz jest zbyt rozpolitykowany, to zamiast szukania innego kościoła, proponowałbym najpierw porozmawiać z księdzem i powiedzieć mu o swoich uwagach. Sam tak właśnie bym zrobi_ł _– radzi Strzelczyk.

Teolog i bloger Michał Lewandowski zjawisko churchingu ocenia pozytywnie. Pod warunkiem, że wpływa na głębsze przeżywanie wiary i zwiększa świadomość wiernych. Jeżeli ktoś uważa, że jego kościół mu nie odpowiada, bo homilia jest nieprzemyślana, a sposób odprawiania mszy zostawia wiele do życzenia powinien najpierw, dla czystego sumienia, porozmawiać z proboszczem i zaproponować zmiany. Szukanie swojego miejsca w Kościele jest wyrazem dojrzałości.– Jeżeli nie znajdę go w parafii obok, to szukam dalej. Churching powinien jednak zakończyć się odnalezieniem stałego miejsca__– tłumaczy teolog. I zauważa, że w ostatnim dziesięcioleciu tradycyjne podejście do wiary w naszym kraju zmieniło się. – Kiedyś chodziło się do kościoła, bo wszyscy chodzili, taki był porządek dnia.

Choć sam churchingu nie uprawia, to będąc na wakacjach na Pomorzu uczestniczył w mszach w różnych kościołach. W jednym z nich ksiądz odprawiał mszę bez ornatu. – Ludzie wyczuwają lekceważące podejście do wiernych i takie zachowania ich zniechęcają. Wymagają od kapłanów treści, które rozszerzają horyzonty, nie akceptują nudnych, bądź zbyt długich kazań – przyznaje Lewandowski. Zresztą kwestię m.in. długości i jakości homilii podniósł papież Franciszek w swojej pierwszej adhortacji „Evangelii gaudium” z 2013 roku. Churching budzi różne reakcje w Kościele. Jedni widzą w nim zagrożenie dla parafialnej wspólnoty wiernych, drudzy chwilową modę. Dla innych zastosowanie reguł znanych z wolnego rynku nie jest niczym złym.

Ksiądz Grzegorz Kramer SJ, jezuita z kościoła św. Barbary w Krakowie zjawisko obserwuje już od blisko 10 lat. I zauważa, że churching nie dotyczy wyłącznie młodych ludzi. W Warszawie widział ludzi w różnym wieku, w tym polityków od lewej do prawej strony, tłumnie uczestniczących w mszach odprawianych przez jezuitę, ks. Wacława Oszajcę. W krakowskim kościele św. Barbary, który nie jest kościołem parafialnym, najbardziej obleganą mszą jest ta o godz. 16, którą celebruje ks. Jacek Prusak. W tygodniu popularnością cieszy się wieczorne nabożeństwo o godz. 20, które jest ostatnią mszą na Starym Mieście. Jak tłumaczy to, co przyciąga do św. Barbary to cisza w tygodniu – msze bez muzyki, ale i bez sztucznego przyspieszania. Panuje dobry klimat do tego, by po całym dniu trochę wyhamować.

Od kilku lat u jezuitów na każdej Eucharystii usłyszymy też homilię, choćby krótką. Ludzie szukają bowiem komentarza do Słowa Bożego. Obserwuje też, że coraz więcej ludzi zwraca się w stronę kościołów zakonnych. –_J_ednym z powodów jest pewna ciągłość w sposobie myślenia i mówienia, która wyrasta z rodzaju duchowości danego zakonu. Wierni wiedzą, czego się spodziewać, nawet kiedy zmieni się ksiądz. Nie muszą się spieszyć, a liturgia jest zawsze świetnie przygotowana. Dajemy ludziom dużo przestrzeni. To nie teatr jednego aktora, tylko bogactwo, które każdy może wnieść do liturgii__– tłumaczy jezuita. Stąd popularność mszy u dominikanów, zwłaszcza odprawianej przez o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego, oraz w kolegiacie św. Anny, gdzie tłumy gromadzi ks. Wojciech Węgrzyniak.

Zdaniem ks. Kramera churching może być dobry wtedy, kiedy wiąże się z szukaniem czegoś, co pomoże w kontakcie z Bogiem. Jeśli jednak jest działaniem „na przekór”, może być dyskusyjny. Jego zdaniem idealna byłaby postawa taka, że poszukując, a następnie natrafiając na to, co nas karmi duchowo i daje nam siłę, wracamy tam, skąd odeszliśmy. – Tak działa Kościół. Jeśli znalazłem coś, co mnie buduje, to chcę się z tym dzielić z innymi.

Jeśli więc churching to tylko snobizm i szukanie nowych wrażeń – wtedy mija się z celem – mówi jezuita. Jeśli ktoś woli liturgię opartą na organach, na scholi, bądź na tradycyjnym rycie trydenckim, w którym mszę odprawia się po łacinie i towarzyszy temu dobra intencja, to należy to wspierać. –_J_eśli zmieniamy miejsce, bo ksiądz przeszkadza w kontakcie z Bogiem, to pokazanie, _że nie jest nam wszystko obojętne i nie zależy nam tylko na spełnieniu tzw. obowiązku chrześcijańskiego – _dodaje.

Churching może mieć również mobilizujący wpływ na niektórych duchownych. Mówi: – Trzeba sobie uświadomić, że to, iż mam święcenia kapłańskie, założę ornat i odprawię mszę, prezentując pretensjonalne podejście do ludzi nie wystarczy. To nie do nas mają przychodzić, ale do Pana Boga. My mamy im tylko pomagać. Jeśli to kiepska pomoc, a ludzie mają prawo wyboru, to trzeba liczyć się z konsekwencjami.

***

Churching

[wym. czerczing] to w skrócie szukanie najlepszego nabożeństwa poza własną parafią. Dla jednych będzie to nabożeństwo krótkie, dla innych istotną rolę pełnić będzie oprawa muzyczna liturgii. Wszystko jednak po to, by przeżywać mszę w głębszy sposób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski