Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od tuczarni świń aż po korytarz hotelu poselskiego. Wszystkie wzloty i upadki Bogdana Pęka

Piotr Subik
Ludzie, którzy znają Bogdana Pęka, mówią o nim: krzykacz i pieniacz, nigdy ochlaptus czy moczymorda. Dlaczego zatem senator PiS zaległ nocą na korytarzu sejmowego hotelu?
Ludzie, którzy znają Bogdana Pęka, mówią o nim: krzykacz i pieniacz, nigdy ochlaptus czy moczymorda. Dlaczego zatem senator PiS zaległ nocą na korytarzu sejmowego hotelu? Marcin Makówka
Może to i dziwne, ale diagnoza o uszkodzeniu mózgu ucieszyła senatora. Chce nią przekonać prezesa, by go nie skreślał z wyborczych list PiS. Na spotkanie z szefem czeka, jak na tak chorego, dość aktywnie.

Do końca nie wiadomo, jak to było z tymi świniami hodowanymi w starym, znacjonalizowanym przez komunę dworze w Tomaszowicach. Przez całą pierwszą połowę lat 80. Bogdan Pęk, świeżo upieczony absolwent zootechniki na ówczesnej Akademii Rolniczej w Krakowie, był kierownikiem tuczarni przemysłowej, należącej do Krakowskich Zakładów Mięsnych. Młody i ambitny miał pod opieką w jednym rzucie 5-6 tys. świń. Krążą o tych czasach legendy.

Trudno dziś dociec, ile w nich prawdy, ale rzeczywiście gospodarstwo funkcjonowało na zasadach PGR-u. - To była tuczarnia, w której zużywano najwięcej paszy ze wszystkich tuczarni zakładów mięsnych, ale zwierzęta nie chciały przybierać na wadze. A wie pan dlaczego? Bo miejscowi, pod osłoną nocy, zabierali Pękowi świnie państwowe, najedzone, a podrzucali swoje, głodne. Nie pomogło plombowanie chlewów - śmieje się Jan Chrzan, wieloletni działacz Polskiego Stronnictwa Ludowego z Zielonek.

Działacz ludowy o Pęku: Jak go spotkam, to mogę mu powiedzieć tylko jedno: "Jak cię widzę, to mi ziemniaki w piwnicy gniją...". To pieniacz, robił karierę po trupach. Ale że leżał po pijaku w miejscu publicznym, to było dla mnie zaskoczeniem...

Z Bogdanem Pękiem zetknął się krótko potem, gdy ten był już w Zielonkach nie tylko członkiem Gromadzkiej Rady Narodowej, ale też prezesem Spółdzielni Kółek Rolniczych. Ze stanowiska kierownika tuczarni wyleciał za to, że nie radził sobie z pracownikami, wyznającymi zasadę, że "co państwowe, to moje".

Dziś, jeśli spytać o Pęka w Tomaszowicach, ludzie się tylko śmieją. Mimo że lata temu dwór kupił i zamienił w centrum konferencyjne Kurd Ziyad Raoof, nadal pamiętają smród, który od świń niósł się stamtąd na całą okolicę. Tuczarnia nie miała kanalizacji, gnojówką nasiąknięte było wszystko dookoła…

Sam Pęk wielokrotnie powtarzał, że wyleciał z KZM za bycie "radykalnym" działaczem "Solidarności". Nie lubili go więc ani komuniści, ani pracownicy tuczarni. Tak czy owak, w "S" nie zagrzał miejsca. Parę lat przed upadkiem PRL-u wstąpił do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (ZSL). 15 sierpnia 1989 r. był w Wilanowie na mszy św., podczas której wskrzeszenie prawdziwego PSL ogłosił gen. Franciszek Wawrzyniec Kamiński, były komendant główny Batalionów Chłopskich.

Działacz ludowy z Małopolski, który pamięta jeszcze czasy PSL-u "mikołajczykowskiego", zna Bogdana Pęka od wielu lat, ale nie ma o nim najlepszego zdania: - Jak go spotkam, to mogę mu powiedzieć tylko jedno: "Jak cię widzę i słyszę, to mi ziemniaki w piwnicy gniją...". To pieniacz, robił karierę po trupach. Ale że leżał po pijaku w miejscu publicznym, to było dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem... Bardzo dbał o swój wizerunek.

PĘK NA WZNAK

Feralną fotografię opublikował 8 sierpnia "Super Express". Widać na niej, jak Bogdan Pęk, senator Rzeczypospolitej Polskiej z Prawa i Sprawiedliwości, zaległ na podłodze korytarza hotelu poselskiego w Warszawie. Ma na sobie flanelową koszulę, sportową kurtkę, długie spodnie i pełne buty. Nic dziwnego, noc z 21 na 22 lipca, kiedy ok. godziny 23 ktoś zrobił to zdjęcie, do ciepłych nie należała. Termometry wskazywały zaledwie 13 st. C. Nazajutrz miało się odbyć posiedzenie Senatu.

Pęk pokrętnie tłumaczył dziennikarzom "SE": "Po prostu zasłabłem, na piątym piętrze hotelu sejmowego przed pokojem. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było". Potem dodał: "Ja tego zdarzenia w ogóle nie pamiętam. Obudziłem się rano w swoim łóżku. (…) Przypuszczam, że straciłem po prostu kontakt...". Front zmienił po kilku dniach, w rozmowie z prawicowym portalem wPolityce.pl. "Przypuszczam, że stało się to na tle cukrzycowym" - mówił. Nam tłumaczy tak: - Nie wypiłem nawet przysłowiowego kielicha. Za dnia było gorąco, sześć godzin spędziłem w aucie w drodze do Warszawy. Zmęczyłem się. Zemdlałem. Wystarczyło zadzwonić po pogotowie, a nie robić mi zdjęcia. I jeszcze układać mnie do nich na wznak, bo od świadków wiem, że na początku leżałem skulony na boku.

Ostateczną diagnozę postawili lekarze ze szpitala w Nowym Targu. W Nowym Targu, bo Pęk ma dom w Rabce-Zdroju. I to z niego pojechał do lekarza, po tym, jak w poniedziałek, 10 sierpnia, dwa dni po publikacji "SE", wstał rano z łóżka i nagle zrobiło się mu ciemno przed oczami. Diagnoza brzmiała: wieloogniskowe naczyniowe uszkodzenie mózgu. - Powiem szczerze, że może to dziwne, ale po werdykcie lekarzy poczułem się lepiej - mówi wprost polityk. Uszkodzenie mózgu to dobry argument przy przekonywaniu prezesa Jarosława Kaczyńskiego, by nie skreślał Pęka z list wyborczych PiS.

KOŁO ZAMACHOWE

Po upadku PRL-u rozpoczęta w tuczarni świń kariera polityczna Pęka potoczyła się szybko. Poprzez Zielonki, gdzie nad spółdzielczym majątkiem próbował panować tak gorliwie, że podczas awantur pijani traktorzyści targali go za brodę, nagle z Polski poszedł do wielkiego świata. Przez osiem lat, do 2002 r., był prezesem zarządu wojewódzkiego PSL, a przez rok nawet wiceprezesem zarządu krajowego PSL. Należał też wówczas do Rady Naczelnej PSL. Wierzył, jak mówił, że "ruch ludowy ma szanse stać się silnym podmiotem w polskiej polityce". Tę wiarę utracił jesienią 2002 r., kiedy już po raz trzeci zasiadał w ławach sejmowych z ramienia PSL.

Już w pierwszej kadencji wojował z nadmierną prywatyzacją, w 1993 r. starł się z ówczesnym ministrem przekształceń własnościowych Wiesławem Kaczmarkiem. Przez kolejne lata Bogdan Pęk próbował doprowadzić do odwołania Kaczmarka z kolejnych stanowisk: ministra gospodarki, później skarbu państwa. A to za prywatyzację zakładów tytoniowych i cementowni, a to za kontynuowanie Programu Powszechnej Prywatyzacji.

Czarę goryczy przelały w 2002 r. przygotowania do sprzedaży niemieckiemu RWE 85 proc. warszawskiego dystrybutora energii STOEN. PSL było wówczas w koalicji z SLD, tylko część partii opowiadała się przeciwko zmianom w sektorze energetycznym. Pęk zapowiadał blokowanie mównicy w Sejmie, a skończyło się na opuszczeniu przez niego PSL i klubu parlamentarnego ludowców. Przyczyniła się do tego nie tylko sprawa STOEN-u, ale zbyt małe - w ocenie Bogdana Pęka - starania o zabezpieczenie polskich rolników podczas negocjacji przedakcesyjnych z Unią Europejską. "To jest kierownictwo (prezesem PSL był wtedy Jarosław Kalinowski) całkowicie zależne od grymasów SLD" - powiedział przy tej okazji Pęk. Potem, spoza partii, otwarcie krytykował też Waldemara Pawlaka.

- Myślałem, że to już koniec mojej kariery, ale na szczęście zdarzyła się Liga Polskich Rodzin - tak mówi po latach o odejściu z PSL.

Szybko piął się po szczeblach kariery. Doszedł do stołka wiceprezesa LPR. Z jej ramienia wystartował w 2004 r. do Parlamentu Europejskiego. Angażował się m.in. we współpracę z Białorusią i Chińską Republiką Ludową. Drogi Pęka z LPR rozeszły się jeszcze za jego bytności w Brukseli. Bo uznał lidera partii Romana Giertycha za dyktatora. Mówił, że w lidze "dokonuje się przeprowadzenia systemu zobowiązań finansowych, przysiąg z powołaniem na imiona święte, itd., itd., które mają na celu całkowite ubezwłasnowolnienie przyszłych posłów i podporządkowanie ich właściwie jednemu człowiekowi".

Ale czasy działalności Bogdana Pęka w LPR kojarzą się dziś tylko z jednym wydarzeniem. Listopad 2004 r., ówczesny europoseł jedzie z córką, synem i synową swoim land roverem z Krakowa do Rzeszowa. W pewnym momencie czuje dziwne drgania w samochodzie i zjeżdża na stację benzynową w Łoponiu koło Wojnicza. I wtedy od auta odpada przednie lewe koło, jak się okazuje śruby poluzowane są też przy kole tylnym. Biegli stwierdzają, że ktoś zrobił to celowo, być może gdy samochód stał przed blokiem Pęka w krakowskich Bronowicach. Sam polityk ma przekonanie, że ktoś szykował na niego zamach. Kojarzy fakty - trzy tygodnie wcześniej ktoś w hotelu w Brukseli skradł mu torbę z dokumentami i kluczami do domu. A z przychodni w Krakowie zniknęła jego dokumentacja medyczna.

Tej z Nowego Targu musi więc pilnować jak oka w głowie… Bo od niej zdaje się zależy jego przyszłość polityczna.

MERYTORYKI BRAK

- Dla mnie to przede wszystkim krzykacz, gdybym miał wymienić jakieś jego osiągnięcie, byłoby naprawdę trudno - tak o Bogdanie Pęku mówi poseł Platformy Obywatelskiej Józef Lassota. Nie jest odosobniony w swym zdaniu. - Sam się zastanawiam nad jego fenomenem, nie dlatego, żebym mu dobrze albo źle życzył. Urodzony trybun, urodzony mówca. Czuje tłum, mówi to, co ludzie chcą słyszeć.

Ale gdyby ścisnąć to, co mówi, merytorycznie nie zostaje z tego wiele - twierdzi z kolei Kazimierz Czekaj (PO), radny sejmiku wojewódzkiego, w wyborach parlamentarnych w 2011 r. konkurent Pęka w walce o mandat w Senacie w okręgu obejmującym powiaty krakowski, miechowski i olkuski. Czekaj przypomina sobie, że gdy w 2011 r. zaproponowano mu start w wyborach na senatora, wahał się i postanowił decyzję skonsultować z Natalią de Barbaro, psycholog prowadzącą szkolenia m.in. z dziedziny komunikacji i przywództwa. - Pierwsze pytanie brzmiało: "A kto startuje przeciw Tobie?". Odpowiedziałem. Stwierdziła krótko: "Przegrasz z Pękiem! Jego znają wszyscy". Omal nie spadłem z krzesła, ale były to prorocze słowa - wspomina Czekaj.

Przeciwnicy polityczni wypominają Pękowi częste zmiany partii, bo ich lista jest dość długa: ZSL/PSL, LPR, a w końcu PiS, do którego wstąpił w listopadzie 2009 r. No i w międzyczasie jeszcze niszowe partyjki, m.in. Forum Polskie. Założył je po odejściu z ligi. Przy boku Pęka stanął wtedy m.in. Zygmunt Wrzodak, były działacz "S" w Ursusie i współzałożyciel LPR, także mocno skonfliktowany z Giertychem. Partia, choć miała skupiać "ruch narodowy, ludowy i chadecki", nie przetrwała długo - z listy partii politycznych wykreślono ją po kilku miesiącach.

- Pęk zawsze pchał dupę tam, gdzie się dało, dobrze wyczuwał, gdzie się wkręcić. Paskudny charakter - nie ma wątpliwości wieloletni działacz PSL w Małopolsce.

Sam Bogdan Pęk takie opinie uważa za krzywdzące: - Nigdy nie zmieniłem przy tym poglądów politycznych. Ani o jotę! Byłem przeciwko rozkradaniu majątku państwowego, oszukiwaniu Polaków przez instytucje finansowe. A jako senator opozycyjny trudno mieć wielkie sukcesy. Choć podczas kampanii prezydenckiej, organizując spotkania w terenie, dołożyłem cegiełkę do zwycięstwa Andrzeja Dudy. A co do świń z Tomaszowic jest przekonany, że jednak pod koniec jego rządów szybciej przybierały na wadze. Bo ukrócił kradzieże paszy.

Inny konkurent Pęka w wyborach z 2011 r., także radny sejmiku wojewódzkiego i były wiceminister rolnictwa z PSL Jacek Soska przyznaje, że na plus Bogdanowi Pękowi trzeba zaliczyć jedno - kiedy był prezesem PSL w Małopolsce, był też posłem partii z Krakowa. A teraz minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz musi startować z Tarnowa i to bez gwarancji zdobycia mandatu. Ale generalnie, jak i inni, Soska ma o Pęku bardzo złe zdanie. Parę lat temu twierdził nawet, że PiS "wyleasingował" go do podparcia swych zagrożonych struktur. - Merytorycznie słaby, nie czyta, nie uczy się - mówi Soska, który też uchodzi za krzykacza i porywczego nerwusa jak i Bogdan Pęk.

POD DRZWIAMI PREZESA

Jeden z polityków PO przyznaje anonimowo, że po Krakowie krążyły informacje, że są zdjęcia "nawalonego" Pęka. Ale nie było mowy o tym, kto je zrobił i komu sprzedał. - Chłopak się nieźle załatwił, prezes Kaczyński łatwo takich rzeczy nie wybacza. Ale powiedzmy sobie szczerze, naród z tego powodu wielkiej straty nie poniesie, choć dla osoby tak ambitnej, jak Pęk może to być kłopot - mówi.

- PiS sobie bez Pęka poradzi. To większa strata dla niego samego. Tyle że z jego rozpoznawalnością da sobie radę w wyborach nawet bez szyldu partyjnego - ocenia poseł Józef Lassota. Podobnie uważa Kazimierz Czekaj: - Pamiętam kampanię wyborczą sprzed czterech lat. On jej nie musiał prowadzić. Nikomu do kieszeni nie zaglądam, ale sam mi mówił, że wydał tylko 2,5 tys. zł. I ja mu wierzę. Nawet gdyby startował bez poparcia partii, to są wybory większościowe. Poradzi sobie bez problemu. Bo ma poparcie parafii i o. Rydzyka.

Jednak zdaniem Jacka Soski, sukcesy wyborcze Pęka pod skrzydłami LPR (ok. 105 tys. głosów) i PiS (49,8 tys.) to efekt głosów oddanych na partie, a nie na niego.

Od polityków PiS, nie tylko z Małopolski, nie można usłyszeć nic więcej niż to, co oficjalnie powiedziała rzecznik partii Elżbieta Witek - że nie ma dla Pęka usprawiedliwienia i nie wystartuje z list PiS. Jeden z nich mówi jednak: - Prezes może pozwolić wystartować mu z własnego komitetu i nie wystawi konkurenta.

I Bogdan Pęk na to chyba liczy.

Przez pierwsze dwa dni tego tygodnia cierpliwie czekał na Jarosława Kaczyńskiego niemal pod drzwiami jego gabinetu w siedzibie partii przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Nie doczekał się, bo prezes wybrał się akurat na krótki urlop. Dlatego senator przed spotkaniem z najważniejszą osobą w partii chce się powstrzymać przed wszelkimi enuncjacjami, które dotyczą tego, co wydarzyło się w hotelu poselskim. Mówi jednak: - Przez dwadzieścia parę lat bycia w polityce nigdy nie dałem ciała. Nikt nie może powiedzieć, że byłem szmaciarzem, parciarzem czy kunktatorem, a tu nagle taki cios. I to trzy lata przed emeryturą… Czuję się, jakby przejechał po mnie pociąg.

Ci, którzy go znają, zgodnie mówią: - Pęk dużo nie pije. Nie można o nim powiedzieć, że ochlaptus czy moczymorda. Tęgą ma głowę.

Wątłe zdrowie i nie najlepsze samopoczucie nie przeszkadza jednak senatorowi Pękowi udzielać się publicznie. Już po incydencie w hotelu brał udział w obchodach 95-lecia Ochotniczej Straży Pożarnej w Wielkanocy (gm. Gołcza), Święcie Czosnku w Prandocinie (gm. Słomniki), a w Święto Wojska Polskiego złożył, wraz z posłem Jarosławem Gowinem, kwiaty pod pomnikiem w Miechowie. Zdążył również obskoczyć Dni Kozłowa. Mówił tam, że ludzie są dziś spragnieni "wspólnego obcowania" i że trzeba wzmocnić naszą armię i obecność NATO w Polsce. Czyli to samo, co prezydent Andrzej Duda powiedział tego dnia w Warszawie. Bito mu brawo i klepano po plecach.

A jeśli nawet Kaczyński nie wybaczy Pękowi, a ten nie zdecyduje się na start w wyborach z własnego komitetu, na brak zajęcia nie będzie narzekał. To zapalony myśliwy i wędkarz. Na swojej senatorskiej stronie internetowej pisze o złowieniu w Dunajcu głowacizny o wadze 16,5 kg i długości 118 cm. No więc jednak, wbrew temu, co mówią oponenci, jakimś sukcesem może się pochwalić.

***

Bogdan Pęk o Lidze Polskich Rodzin: - W lidze zapanowała sytuacja, która nie ma nic wspólnego z demokracją. Władza jednej osoby i bardzo wąskiej grupy, która działa przy tej osobie - myślę tu o Romanie Giertychu - jest dyktatorska. (…) Kontrola nad tym człowiekiem jest właściwie żadna, bowiem w ciałach kontrolnych posiada on absolutną większość (8 sierpnia 2005 r.)

O prywatyzacji banków: - Podczas przekształceń własnościowych w sektorze bankowym doszło do ograbienia w biały dzień skarbu państwa (16 maja 2007 r.)

O Polskim Stronnictwie Ludowym: - Problemem PSL jest jednak kierownictwo, które swoim oportunizmem infekuje partię. Za całość odpowiada prezes Pawlak. (…) Gdyby Witos wstał z grobu, potraktowałby go tęgą lagą (22 lipca 2012 r.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski