Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogień w aucie ugasił pan Paweł, 49-latek spłonąłby żywcem...

Agnieszka Nigbor-Chmura
Agnieszka Nigbor-Chmura
Paweł Koszyk najpierw zobaczył obdarte z kory drzewo. Auto, w którym jechał 49-letni mężczyzna, stoczyło się ze zbocza drogi i zaczęło płonąć. To on ugasił pożar samochodu.
Paweł Koszyk najpierw zobaczył obdarte z kory drzewo. Auto, w którym jechał 49-letni mężczyzna, stoczyło się ze zbocza drogi i zaczęło płonąć. To on ugasił pożar samochodu. Agnieszka Nigbor-Chmura
Mieszkaniec Szymbarku ryzykował własnym życiem, żeby uratować uwięzionego kierowcę. Jego postawa nie uszła uwadze szefa strażaków, który przy najbliższej okazji chce go uhonorować.

Wypadek z Szymbarku, w którym omal nie spłonął żywcem 49-letni kierowca z Gorlic, odbił się szerokim echem w całym regionie sądeckim. Choć to dramatyczne zdarzenie miało miejsce w Wielki Czwartek, nikt dotąd dokładnie nie wiedział, kto stoi za brawurową akcją pomocy, dzięki której właściciel płonącej osobówki ocalał. Strażacy i policjanci, którzy zabezpieczali wypadek, mówili początkowo, że bohaterem był kierowca tira, który miał zatrzymać się na widok strzelających w niebo płomieni. A zaraz po ugaszeniu pożaru, według relacji mundurowych, wsiadł za kierownicę i odjechał.

Nam udało się ustalić, że w rzeczywistości 49-latek życie zawdzięcza zupełnie komuś innemu. To Paweł Koszyk ryzykując własne życie, pośpieszył mężczyźnie na pomoc. Dotarliśmy do niego. Po długich namowach ostatecznie zgodził się zrelacjonować przebieg tych wstrząsających chwil.

Samochód mógł w każdej chwili eksplodować

Z domu Pawła i Agaty Koszyków w Szymbarku doskonale widać obdarte z kory drzewo, o które swój samochód roztrzaskał 49-latek z Gorlic. To cud, że w ogóle przeżył, bo z jego pojazdu został jedynie wrak. Stan mężczyzny jest dobry. W miniony piątek wyszedł z gorlickiego szpitala. Ma być poddany konsultacjom w innej placówce, ale już 8 maja wraca do Gorlic na oddział rehabilitacyjny.

- Może to ocalenie zawdzięcza krzyżowi, który stoi po drugiej stronie drogi - zamyśla się pani Agata.

Gdy na drodze krajowej tego feralnego wieczoru rozległ się głuchy huk, jej mąż, pan Paweł był w ogrodzie, rozgarniał drobne kamienie na wjeździe do domu. Było około 19.30. Robiła się już szarówka.

Pani Agaty nie było w tym czasie w domu. Miała wrócić lada moment, bo na 21 wybierali się z dziećmi do kościoła na wielkoczwartkowe czuwanie.

- Gdy usłyszałem huk, myślałem, że to żona miała wypadek, bo w tym czasie wracała od strony Ropy. Zerknąłem z góry, ale auta nie widziałem, za to struchlałem, gdy zobaczyłem zupełnie obdarte z kory drzewo - opowiada.

Pan Paweł ile sił w nogach i tchu w piersi pognał przed siebie. Na miejscu wypadku był jako pierwszy.

- Zobaczyłem, że samochód spadł z nasypu i że zaczyna się palić. Widziałem uwięzionego w środku mężczyznę. Wtedy nie reagował, nie wiedziałem, czy żyje - opowiada.

Najpierw próbował odpiąć klemy akumulatora, ale ten był roztrzaskany. Kolejna próba sprawiła, że kwas poparzył mu dłonie.

- Wszędzie był rozlany olej i benzyna. Ogień się rozprzestrzeniał. Zdawałem sobie sprawę, że w każdej chwili płomienie mogą dostać się do wnętrza auta. Nie było czasu, by biec po gaśnicę do domu - opowiada.

Drogą akurat przejeżdżał znajomy, więc gaśnicę wziął od niego, ale ta nie wystarczyła. W międzyczasie nadjechał kierowca tira.

- Od niego wziąłem dużą gaśnicę i dopiero to dało efekt - tłumaczy mieszkaniec Szymbarku.

Do czasu przyjazdu straży pożarnej pan Paweł wraz z trzynastoletnim synem Konradem próbowali nawiązać kontakt z poszkodowanym. Pilnowali również, żeby przejezdni i gapie nie tarasowali drogi dojazdowej, tak by straż i ambulans miały jak najlepszy dostęp do poszkodowanego.

Później rannego kierowcę przejęli już ratownicy.

Zimna krew to podstawa, tego nauczyło go życie

Pani Agata jest dumna z postawy męża. Tatusiem chwalą się też córki - siedmio i jedenastoletnia, nie odstępując go na krok.

Pan Paweł patrząc na swoje pociechy, zamyśla się i zaraz potem dodaje: - To był świąteczny czas, kiedy ludzie wyjeżdżają całymi rodzinami. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ten mężczyzna był w aucie z dziećmi, a pomoc nie przyszłaby na czas - wzdycha pan Paweł.

Mieszkaniec Szymbarku, gdy tylko słyszy, że zachował się jak bohater, od razu się piekli. Protestuje, by nazywać go w ten sposób. Mówi krótko, że zrobił, co trzeba.

Na uwagę zasługuje to, że zachował zimną krew, bo w takich przypadkach ludzkie reakcje są nieprzewidywalne.

- Życie, praca, uczą takich postaw. Pracuję w budownictwie, to też ryzykowne zajęcie. Człowiek musi wiedzieć, jak postępować w sytuacjach ekstremalnych - tłumaczy.

Strażacy chwalą pana Pawła. Mówią, że wielu młodych mogłoby się od niego uczyć. W Ropie, skąd pochodzi pan Paweł, zawsze prężnie działała ochotnicza straż, ale on sam nigdy nie był w jej szeregach.

Odwagę mieszkańca Szymbarku chce nagrodzić komendant powiatowy straży pożarnej w Gorlicach.

- Chcieliśmy zaprosić i uhonorować pana Pawła podczas powiatowych uroczystości z okazji św. Floriana, ale wiemy, że nie będzie go wtedy w Polsce. Wyróżnienie będzie musiało poczekać - mówi Dariusz Surmacz, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach.

Posiedzenie Rady Miejskiej na rynku w Gorlicach

Tak kiedyś wyglądały Gorlice! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 2

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ogień w aucie ugasił pan Paweł, 49-latek spłonąłby żywcem... - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski