MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ping-pong z prokuraturą

Redakcja
Dzieje prokuratury pod rządami Donalda Tuska są historią partii ping-ponga. Trzy lata temu Tusk nadał prokuraturze autonomię, czyniąc z niej niekontrolowaną władzę, równą rządowi. Za tamtą nowelą nie stała żadna myśl polityczna ani ustrojowa.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Wynikała ona raczej ze szkodliwej w sprawach ustrojowych chęci przypodobania się nastrojowi opinii publicznej, trendom dziennikarskim, a przede wszystkim długotrwałym naciskom lobby prawniczego. Nie dziwota, że świat prawniczy piał wówczas z zachwytu. Odtąd bowiem nie tylko sądzenie, ale i ściganie stać się miało folwarkiem prawników, zarządzanym według ich samorządowego widzimisię. A i lud mógł czuć się usatysfakcjonowany, skoro zabrano jakieś zabawki politykom. Zaś lud najchętniej pozbawiłby polityków wszelkich zabawek, nieświadom tego, że w ten sposób kręci bicz na własne plecy. Bo już nikt go nie obroni przed tak dobrze znaną niesprawiedliwością korporacyjnego systemu sprawiedliwości.

Tamta nowela mogła być uznana za modelową reformę Tuska. Zgodną ze znaną maksymą premiera, iż reformy nie mają być dla nikogo bolesne ani dokuczliwe, ale mają dawać wszystkim bez wyjątku radość i satysfakcję. Nie minęły jeszcze trzy lata i już się okazuje, ile warte są takie reformy. Od kilku miesięcy rząd Tuska czyni wiele, aby unikając samokrytyki odkręcić tak niedawno świętowaną reformę. Najpierw można było usłyszeć z ust ministra Gowina, że to źle, iż "prokuratura nie jest odpowiedzialna przed społeczeństwem” i że wymaga ona w związku z tym kontroli parlamentarnej. Jego zastępca, minister Królikowski, posuwał się jeszcze dalej, głosząc, że reforma sprzed trzech lat "nie do końca była zapięta na ostatni guzik”. W końcu maja pojawił się raport sporządzony dla premiera, zarzucający prokuraturze wszelkie możliwe błędy i zaniechania: zły dobór ludzi, niski poziom skarg kasacyjnych, brak etyki zawodowej i liczne przecieki ze śledztw, umarzanie spraw bez wykrycia sprawców. Dwa tygodnie temu rząd ogłosił założenia do kolejnej noweli prawa o prokuraturze, w których na pierwszym miejscu znalazła się teza, iż – jak to ujął minister – "autonomia poszła za daleko” i nastąpić musi "włączenie prokuratury w realizację polityki karnej rządu”. Bez słowa o tym, że tak niedawno gabinet premiera Tuska dobrowolnie abdykował przecież z prowadzenia polityki karnej! Zaś obecnie z przecieku dla "Rzeczpospolitej” dowiadujemy się, że nowa ustawa przygotowywana jest tak, aby przy okazji automatem zdymisjonować prokuratorowi generalnemu jego zastępców, przed zakończeniem ich kadencji. Niby praktyka dobrze znana i sprawdzona w walce z "autonomicznymi” instytucjami. Tylko po co było sobie tak utrudniać życie i wprowadzać tamtą całą radosną reformę? Gdyby nie ona, dzisiaj rząd nie musiałby demoralizować ustawodawstwa, po to, aby wywalić dwójkę – ponoć jeszcze PiS-owskich – prokuratorów.

Trzeba było doprawdy wyjątkowego braku wyobraźni, aby trzy lata temu nie przewidzieć, że pozbawienie rządu wpływu na prokuraturę wprowadza do ustroju państwa jeszcze jeden tyleż bezsensowny, co nieuchronny konflikt. Bo kimże jest minister sprawiedliwości, skoro nawet nie wolno mu wpłynąć na lepsze ściganie bandytów? Czy naprawdę uważamy za normalne, aby szef resortu brał pieniądze za pisanie premierowi recenzji o działalności prokuratury? Przecież to jest zadanie dla audytora, a nie ministra. Nic dziwnego , że w takiej sytuacji Jarosław Gowin zabrał się za nienależącą do jego resortu sprawę deregulacji działalności gospodarczej. Nowy konflikt koncentruje uwagę na sztucznie stworzonym ping-pongu relacji prokuratury z Sejmem i rządem: raz w tę, a raz w tamtą stronę. Tymczasem realne kłopoty z ustrojem prokuratury leżą od lat zupełnie gdzie indziej. Polska prokuratura od lat cierpi na chorobliwy rozrost struktur nadzorczych i administracyjnych, utrudniających pracę "pierwszoliniowych” prokuratorów śledczych. Prokuratorzy nie odpowiadają za swoją pracę, gdyż –jak kaprale – muszą wypełniać rozkazy swoich nadzorców. Ich sposób pracy podporządkowany jest fałszującym rzeczywistość statystykom. A prokurator prowadzący śledztwo nie musi bronić swoich ustaleń przed sądem. To są wszystko kłopoty z niską jakością polskiej prokuratury. Cóż z tego, że o niektórych z nich wspomina nawet recenzja sporządzona przez ministra Gowina? Skoro po radosnej reformie premiera Tuska sprzed trzech lat – tak jego rząd, jak i zapewne następne gabinety zostały skazane na nieustanne poszukiwanie jakiejś sztuczki dla odzyskania wpływu na władze prokuratorskie. A samą prokuraturę urządzi sobie i tak wedle własnej wygody zasiedziałe i konserwatywne prokuratorskie lobby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski