MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pokochać teraz PSL?

Redakcja
To było najbardziej nieprzewidywalne zdarzenie w polskiej polityce roku 2012. Jeszcze w sam dzień wyboru nowego prezesa PSL-u poranne gazety dowodziły, że Piechociński kandyduje tylko w charakterze "zająca”. W polskiej dość schematycznej polityce rzadko kiedy wszyscy się aż tak bardzo mylą. Ale też popularna od lat diagnoza PSL-u nakazywała zdecydowanie stawiać na Pawlaka.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Partia spryciarzy z wiejskiej nomenklatury powinna się była jak koń dyszla trzymać wicepremiera, który ma władzę dawać, ale i odbierać liczne dobrze płatne posady. Ten dość cyniczny stereotyp PSL-u po raz pierwszy wyraźnie się jednak nie sprawdził.

Jaki zatem mechanizm wyniósł do władzy polityka drugiego planu, słabo znanego, pozbawionego charyzmy i na dodatek wyraźnie nieobeznanego z królującymi w polityce piarowskimi sztuczkami? Niemiecki dziennik FAZ nie pomylił się za bardzo, pisząc o "pałacowej rewolcie” w PSL-u. W pracowitej kampanii wyborczej Piechocińskiego uderza fakt posługiwania się przezeń wyłącznie argumentami z dziedziny wewnętrznego życia partii. Dlaczego Pawlak powinien był opuścić fotel prezesa? Bo PSL, który w 2003 roku był najzamożniejszą partią, dziś jest zadłużony po uszy i ścigany przez fiskusa z powodu źle rozliczonych dotacji. Bo partia pozbyła się swej warszawskiej siedziby przy Grzybowskiej, budowanej niegdyś ze składek. Bo Pawlak uzyskuje w wyborach prezydenckich mniej głosów nawet niż Korwin-Mikke, czyli ciągnie partię w dół. A na dodatek – co Piechociński powtarza nie od dzisiaj – wieś się wyludnia, a partia bezradnie patrzy na proces naturalnego kurczenia się jej elektoratu.

Piechociński wygrał, bo PSL-owski aktyw przestraszył się niegospodarności ekipy Pawlaka i braku pieniędzy na następne wybory, a także przewidywanego przez liczne sondaże zejścia partii poniżej pięcioprocentowego progu wyborczego. Nowy prezes nie jest więc ani krytykiem linii politycznej Pawlaka, ani tym bardziej rządu, który PSL współtworzy. Nie zgłasza dotąd nowych idei, projektów ani oczekiwań. Przeciwnie, od chwili wyboru nieustannie podkreśla potrzebę pełnej ciągłości władzy, czyli nie chce, albo nie wie, jak mógłby wpłynąć na kształt polityki państwowej. Dlatego na pierwszy rzut oka widać, że propagowana przez opozycję interpretacja o "votum nieufności dla rządu” jest – delikatnie mówiąc – naciągana.

To wszystko bynajmniej nie znaczy, że wybór Piechocińskiego nie ściągnie na koalicję i na premiera Tuska nowych kłopotów. Nawet więcej, kłopoty te są dość prawdopodobne i przewidywalne. Piechocińskiemu nie podoba się bowiem styl polityki, rozpiętej pomiędzy demagogią "zielonej wyspy” i "straszliwego morderstwa”. Mówi nawet o "kryzysie polskiej polityki”. Ale co w tym najciekawsze – sposobu na zwalczenie owego kryzysu upatruje w "poważnej rozmowie z opozycją”, a nawet w "poszukiwaniu wspólnych z nią projektów”.

Tym samym nowy prezes podważa znacznie wyraźniej niż Pawlak pierwszy i najważniejszy aksjomat antypisowskiej taktyki politycznej Tuska: Polska musi mieć obecny rząd – nawet jeśli popełnia on liczne błędy – tylko dlatego, że opozycja jest groźna, szalona i stanowi zagrożenie dla państwa. Jeśli PSL pod przywództwem Piechocińskiego zacznie szukać z nią pól wspólnych, to w krótkim czasie musi skonfliktować się z Tuskiem. A istotą politycznej siły Piechocińskiego jest dziś przede wszystkim to, że wchodząc w taki konflikt, będzie mógł de facto sprowokować wygodny dla siebie moment dla przedterminowych wyborów.

Wielką niewiadomą jest tylko to, czy Piechociński potrafi dać obiecane drugie życie swojej partii. W języku jego dość topornej diagnozy społecznej, w Polsce są dwa elektoraty: "ideowo-radykalny”, skupiony głównie w miastach oraz "społeczno-gospodarczy”, raczej na prowincji. Ten pierwszy dał się Tuskowi i Kaczyńskiemu, z pomocą tabloidalnych mediów, zapędzić w histeryczną awanturę między PO i PiS. Ten drugi jest rozsądny i ocenia politykę pod kątem swoich materialnych interesów. Pomysł Piechocińskiego polega na tym, aby tak długo i mocno piętnować konfliktowy i histeryczny styl POPIS-owskiej polityki, aż PSL zacznie się przekształcać z partii klasowo chłopskiej w rzecznika ludzi roztropnie zatroskanych o swoje codzienne życie.

Zreformowane PSL miałoby więc stać się ogólnonarodową partią rozsądku, jakimś wariantem niegdysiejszej Unii Demokratycznej. Tyle tylko, że nowy prezes zdaje się zapominać, iż nad Polskę nadchodzi właśnie czas bezrobocia i recesji. A w takim czasie, to właśnie jego wymarzony "elektorat społeczno-gospodarczy” nie będzie mieć doprawdy żadnego powodu, aby pokochać współrządzący i współodpowiedzialny za to PSL oraz jego nowego przywódcę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski