Wiem, o czy mówię, gdyż w młodości zbierałem koszyczki pełne aromatycznych płatków róż. Palce nabierały karminowej barwy i niepowtarzalnego zapachu. Zbiór czym prędzej trafiał do makutry, gdzie wpierw wybierano drobne chrząszcze czy liszki (tu konieczne wyjaśnienie słowa liszki, czyli starej nazwy gąsienic), potem dosypywano cukru i kwasku cytrynowego.
Dalej w ruch szła drewniana pałka do ucierania. Gdy płatki róży nabrały jednolitej, kremowej konsystencji, pakowano je do małych słoiczków. Jeśli tylko dodatek cukru był taki jak należy, nie trzeba było nadzienia pasteryzować. Ukryte przed wzrokiem dzieciaków czekało kilka miesięcy na swój czas.
Chwilę temu stojąc w kolejce zobaczyłem słoiczek dzikiej róży. Wedle opisu ucieranej z kwaskiem cytrynowym i cukrem. Tanio nie było, ale kupiłem. Kontrola organoleptyczna wypadła rewelacyjnie: tak, to było nadzienie na prawdziwe pączki. Takie jak niegdyś. Pączki jakie wędrują do sklepów w tłusty czwartek, to masowa produkcja oparta na różanym aromacie. Mam zapas nadzienia, przepis na ciasto, spory kociołek na wrzący smalec. Będzie niezdrowo, ale smacznie. I do syta.
Najlepsze atrakcje Krakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?