Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Antoni Dudek o opozycji: Ruch Szymona Hołowni dość solidnie okopał się w sondażach

Aleksandra Kiełczykowska
Aleksandra Kiełczykowska
Profesor Antoni Dudek o opozycji: Ruch Szymona Hołowni dość solidnie okopał się w sondażach
Profesor Antoni Dudek o opozycji: Ruch Szymona Hołowni dość solidnie okopał się w sondażach fot bartek syta/ polska press
Hołownia ma dwóch posłów i senatora, czyli maleńkie zaplecze parlamentarne i – przynajmniej na razie – ponad dwa lata do kolejnych wyborów. W związku z tym, tak naprawdę to jest największa niewiadoma polskiej polityki. Mogę sobie wyobrazić zarówno scenariusz, w którym Ruch Hołowni będzie główną formacją opozycyjną i będzie miał, jeśli chodzi o opozycję, największą liczbę posłów w następnym Sejmie. Jak i taki scenariusz, w którym Ruch Hołowni do wyborów w 2023 roku w ogóle nie dotrwa – mówi prof. Antoni Dudek, politolog

Panie profesorze, zdziwiło pana przejście Joanny Muchy z Platformy Obywatelskiej do Ruchu Szymona Hołowni?
Może nie zdziwiło, bo od dawna mówiło się o politykach parlamentarnej opozycji, którzy mieli zasilić Hołownię. Hołownia o tym mówił, inni ludzie z jego Ruchu mówili, że trwają rozmowy. Więc to była tylko kwestia czasu, kiedy coś takiego nastąpi. Akurat pani Mucha miała powody do odejścia, bo należy do tych polityków Platformy, którzy poczuli się niedowartościowani, a to zwykle jest podstawą do takich decyzji. Z tego, co pamiętam był taki moment kilkanaście tygodni temu, kiedy pani Mucha miała stanąć na czele think-tanku Platformy Obywatelskiej. Ona zawsze miała aspiracje do działalności programowej, nie dano jej tej możliwości, więc może to był ten decydujący motyw, a może jeden z motywów. W każdym razie podejrzewam, że jeśli dalej Ruch Hołowni będzie stawiał sobie za cel pozyskiwanie kolejnych parlamentarzystów, a trend w sondażach się utrzyma i Ruch Hołowni będzie miał podobne poparcie jak obecnie albo wyższe, to może dojść do kolejnych takich przejść. W polskiej polityce już się to zdarzało - jeśli jeden ruch polityczny słabnie, a drugi o podobnej orientacji rośnie, to następuje przepływ polityków między tymi ugrupowaniami.

Myśli pan, że jeśli ten trend się utrzyma, Platformie Obywatelskiej grozi kryzys?
Platforma Obywatelska w głębokim kryzysie jest od dość dawna. Oczywiście on może się nasilić, jeśli konflikt wewnętrzny, który trwa w Platformie przybierze publiczną formę. Grzegorz Schetyna w istocie od początku podważał przywództwo Borysa Budki, a teraz robi to już niemal otwarcie. Jeśli ten konflikt się jeszcze bardziej nasili i panowie będą się publicznie krytykować, to w którymś momencie może dojść do rozłamu w Platformie. Tak naprawę, możliwe są różne scenariusze. Kluczem są sondaże, ponieważ polska polityka jest absolutnie zafiksowana na punkcie sondaży. Jeśli jakaś partia przez dłuższy czas ma coraz gorsze wyniki sondażowe, to automatycznie rodzi to kryzys w tym ugrupowaniu. Platforma dzisiaj jeszcze nie ma tak dramatycznie złych notowań. Ale gdyby poparcie dla PO spadło na trwałe poniżej 20 procent, a właśnie Ruch Hołowni jest największym konkurentem dla Platformy, podbiera jej elektorat, wtedy taki kryzys byłby w PO prawdopodobny.

I w jakim kierunku to pójdzie, jak pan myśli?
Trudno wyrokować. Na razie można powiedzieć jedno: po prawie roku przywództwa Borysa Budki, przejęcie przez niego kierownictwa nie zmieniło sytuacji. Platforma jest w podobnym kryzysie, w jakim była w czasie Schetyny - jest po iluś przegranych wyborach. Zarazem trzeba pamiętać, że prezydencki wynik Trzaskowskiego uratował Platformę. Bowiem w najbardziej dramatycznym momencie Platforma była późną wiosną ubiegłego roku, kiedy pani Kidawa-Błońska w sondażach prezydenckich zajmowała czwarte-piąte miejsce. Gdyby rzeczywiście kandydatka Platformy zajęła takie miejsce w wyborach prezydenckich, Platforma by się rozsypała. Udało się jednak zamienić Kidawę-Błońską na Trzaskowskiego, Trzaskowski zrobił później dobry wynik, wszedł do II tury i przegrał o włos z Dudą, co na jakiś czas dało Platformie paliwo. Tyle tylko, że ono się wyczerpuje. Trzaskowski w dużym stopniu zmarnował swój wynik wyborczy, nie przełożył go na konkretny polityczny rezultat. Ten cały ruch, który podobno próbuje tworzyć, jest pozbawiony sensu i nie przyniesie oczekiwanego efektu. Więc widać, że PO ma coraz gorsze notowania. Czy ta tendencja się utrzyma? Trudno powiedzieć. Zaraz możemy usłyszeć o jakaś aferze w Ruchu Hołowni i wtedy Platforma może zacząć zyskiwać, nie mając sama żadnych sukcesów, bo to są naczynia połączone – Ruch Hołowni i Platforma Obywatelska. Jak Platformie ubywa, to Hołowni przybywa i odwrotnie. Trochę to przypomina sytuację, gdy Platforma walczyła z Nowoczesną i ostatecznie wiadomo - Platforma wygrała. Tutaj sytuacja rywalizacji będzie podobna, bo obie partie walczą o w przybliżeniu tych samych wyborców. Natomiast czas pokaże, komu się uda w tym wyścigu - który potrwa co najmniej do najbliższych wyborów parlamentarnych - osiągnąć lepszy rezultat.

Myśli pan, że Ruch Szymona Hołowni w przyszłości może stać się wiodącą siłą opozycji? Czy bardziej jest to efekt nowości?
Efekt nowości już minął. Z całą pewnością po paru miesiącach, od wyborów prezydenckich, wydaje się, że Ruch Hołowni dość solidnie okopał się w sondażach. Oczywiście mogą się pojawić błędy, tutaj wracam do kazusu Nowoczesnej, która przez pewien czas nawet wyprzedzała Platformę w sondażach, a potem nastąpiła słynna portugalska wyprawa Ryszarda Petru, konflikty w łonie kierowniczym, ataki ze strony innych działaczy i partia zaczęła się rozsypywać, mimo że miała dość spory klub parlamentarny. Hołownia ma zaś dwóch posłów i senatora, czyli maleńkie zaplecze parlamentarne i – przynajmniej na razie – ponad dwa lata do kolejnych wyborów. W związku z tym, tak naprawdę to jest największa niewiadoma polskiej polityki. Mogę sobie wyobrazić zarówno scenariusz, w którym Ruch Hołowni będzie główną formacją opozycyjną i będzie miał, jeśli chodzi o opozycję, największą liczbę posłów w następnym Sejmie. Jak i taki scenariusz, w którym Ruch Hołowni do wyborów w 2023 roku w ogóle nie dotrwa. To skrajne scenariusze, ale oba są możliwe, właśnie dlatego że do wyborów jest tak daleko. Inne projekty, jak Ruch Palikota, Kukiz’15, czy właśnie Nowoczesna, były uruchamiane nie dłużej niż rok przed wyborami parlamentarnymi. Ruch Hołowni startuje z pozycji takiego długodystansowca politycznego, maratończyka, który wystartował tak naprawdę ponad trzy lata przed potencjalnymi wyborami parlamentarnym. I rodzi się pytanie, czy zdoła dobiec do mety wyborczej, bo to jest kwestia chociażby środków finansowych i utrzymania z ich pomocą mobilizacji działaczy. Partie, które mają swoją reprezentacje w parlamencie, albo dostały w wyborach powyżej 3 procent poparcia, dostają jakieś pieniądze z budżetu, Ruch Hołowni nie odstaje nic.

Co jest największym atutem Szymona Hołowni?
W Polsce jest grupa wyborców, w porywach sięga nawet do 20 procent, która zawsze szuka czegoś nowego, z definicji ma już dość wszystkich formacji obecnych w parlamencie, uczestniczących w przeszłości we władzy. Nimi dzisiaj żywi się Ruch Hołowni i Konfederacja, która wprawdzie jest już w parlamencie, ale też jest formacją nową. Oczywiście te 20 procent jest bardzo zróżnicowane, to są ludzie o poglądach wyraziście prawicowych, jak i lewicowych oraz centrowych. Tych ostatnich jest chyba najwięcej. Nie wiadomo jednak, czy uda się Hołowni utrzymać przy sobie większość tej grupy, a tym bardziej pozyskać więcej nowych wyborców wśród rozczarowanych PO, jak i PiS. To jest dzisiaj kompletnie nie do przewidzenia, a będzie zależało od wielu czynników i na pewno będzie szalenie trudne, trudniejsze niż w przypadku tych wcześniejszych formacji z uwagi na upływ czasu, który trzeba pokonać.

Przedsiębiorcy nie godzą się z obostrzeniami, które nałożył na nich rząd w związku z pandemią. Myśli pan, że dojdzie do jakiegoś ogólnopolskie buntu?
Nie wiem, czy to będzie ogólnopolski bunt, ale jestem przekonany, że z każdym tygodniem będzie narastało niezadowolenie związane z obostrzeniami i różne spontaniczne, oddolne, przejawy łamania tych obostrzeń. Są różne możliwości. Te wszystkie ruchy mogą się w pewnym momencie skonsolidować - taki scenariusz będzie prawdopodobny, jeśli rząd będzie eskalował represje. Jednak rząd PiS-u pokazał w przeszłości, iż umie być w pewnych sprawach elastyczny. Potrafię sobie zatem wyobrazić sytuację, w której władza formalnie będzie obostrzenia utrzymywać, ale niekoniecznie będzie gorliwie je egzekwować. Czyli mówiąc krótko, dalej restauracje nie będą miały prawa działać, a w rzeczywistości jakaś ich część będzie półotwarta, a sanepid i policja będą na to przymykały oko, żeby nie prowokować buntu. I ten stan będzie trwał ileś tygodni do momentu, w którym uda się zaszczepić na tyle wielu ludzi, że będzie można oficjalnie te obostrzenia znosić.

Rządzący mają chyba świadomość, że nastroje przedsiębiorco nie są najlepsze, najdelikatniej mówiąc?
Wydaje mi się, że tak, rządzący mają świadomość zagrożeń związanych z powstaniem wielkiego ruchu sfrustrowanych przedsiębiorców różnych branż i pójdą w kierunku nieeskalowania tych represji. Gdyby jednak okazało się, że następuje gwałtowny wzrost liczby ofiar Covid-19, wówczas władze z pewnością zaczną bardziej rygorystycznie egzekwować obostrzenia. I jeśli do tego zostanie opublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, zaczną się prace nad zaostrzeniem przepisów, to może to zbudować masę krytyczną. Nie wykluczam zatem, że wiosna może być burzliwa. Natomiast to nie musi oznaczać załamania rządów PiS-u, bo na razie większość sejmowa jest dość stabilna, mimo naprężeń, które były. W samych demonstracjach uczestniczy tysiące ludzi, ale to nie doprowadzi do kryzysu rządowego. Może się pojawić jakieś tąpnięcie w sondażach dla PiS-u, ale on już przeżył takie tąpnięcie jesienią ubiegłego roku, po czym stopniowo zaczął odzyskiwać poparcie. Dużo będzie zależało od ogólnej sytuacji gospodarczej. Jeśli uda się po wakacjach wrócić do relatywnej normalności, co niestety wydaję mi się coraz mniej prawdopodobne z uwagi na tempo szczepień, ale jeśli udałoby się jesienią wrócić do normalności w dużym stopniu, to jest szansa, że gospodarka się odbije i rzeczywiście już w 2022 wróci na tory szybkiego rozwoju, co umożliwi PiS-owi kontynuację hojnej polityki społecznej, a to jest fundament rządów PiS-u. Fundamentem sukcesu politycznego PiS-u nie są przecież te wszystkie ideologiczne zaklęcia, propagandowe opowieści o niezwykle skutecznej polityce zagranicznej, czy cała kampania narodowo-patriotycznej retoryki, tylko polityka społeczna symbolizowane przez 500+, trzynastka, a nawet czternastkę, która ma być w tym roku wypłacana po raz pierwszy. Oczywiście to wszystko będzie się działo na kredyt, kosztem rosnącego zadłużenia budżetu państwa.

Jak, pana zdaniem, rząd radzi sobie z pandemią?
Najlepiej radził sobie na początku. Ten pierwszy lockdown był szybki i skuteczny, ale on udał się w dużym stopniu za sprawą powszechnego strachu. Natomiast później mam wrażenie, że było coraz gorzej. Te wszystkie historie z maseczkami, respiratorami, to nie był przejaw sukcesów rządu. Teraz zaś mam wrażenie, że rząd zrobił błąd w sprawie szkolnictwa. Uważam, że rozsądniejszym rozwiązaniem byłoby rozciągniecie ferii zimowych na ponad dwa miesiące, a nie skomasowanie ich w 2 tygodnie. Z punktu widzenia pandemicznego, to by było rozsądniejsze, bo i tak istniało podziemie turystyczne, i tak wielu ludzi wykorzystało czas na wyjazdy. Teraz zobaczymy, jaki będzie tego efekt w postaci zachorowań. Natomiast, jeśli chodzi o organizację akcji szczepień, bo to jest teraz kluczowa sprawa, to tak naprawdę nie jesteśmy w stanie tego ocenić, bo szczepionek jest za mało. I to jest coś, na co rząd miał ograniczony wpływ, trudno mu czynić zarzut, że mamy za mało szczepionek, bo jesteśmy w tej chwili wciąż jeszcze uzależnieni od jednego producenta – Pfizera. Natomiast za kilka tygodni tych szczepionek będzie więcej. I wtedy przekonamy się, po pierwsze - jak sobie rzeczywiście radzi aparat służby zdrowia z masowymi szczepieniami, bo to musi być dużo większe tempo niż obecnie. A po drugie, co wydaje mi się ważniejsze, jak rządowi pójdzie z przekonywaniem nieprzekonanych. Ja na przykład mam wrażenie, że kampania, którą widzimy w tej chwili w mediach finansowana przez rząd, jest przedwczesna. Pan Cezary Pazura i inne postacie w spotach przekonują nas do szczepień, ale dzisiaj to właściwie jest bez sensu, bo dzisiaj jest znacznie więcej chętnych niż szczepionek.

Więc, pana zdaniem, tę kampanie trzeba było uruchomić za kilka miesięcy?
Tak. Przekonywanie tych wahających się w styczniu, żeby podjęli decyzję latem, czy jesienią, a to wtedy będzie walka o tych niezdecydowanych, jest bez sensu. Moim zdaniem wydano pieniądze bez sensu, a tak naprawdę najwięcej dla promocji szczepień zrobił pan rektor Gaciong i cała afera celebrytów, których zaszczepiono poza kolejnością, bo nagle iluś Polaków uświadomiło sobie, że to jest cenne dobro, skoro takie znane osoby biegną się szczepić. W sumie to zrobiło znacznie większą promocję szczepieniom niż pan Pazura i cała kampania. Najgorsze, czy najtrudniejsze dla rządu, jeśli chodzi o kwestię szczepień dopiero przed nim, bo, jak mówiłem, za chwilę będzie mnóstwo szczepionek i pojawi pytanie, czy jesteśmy w stanie zwiększać pulę szczepionych osób dziennie, a później - co z tymi, którzy nie chcą się szczepić.

Myśli pan, że pandemia i to, jakie działania zostaną w związku z nią podjęte, będą miały wpływ na późniejsze notowania rządzących? Jeśli tak, to jaki?
Wydaję mi się, że to jest najważniejsze wydarzenie w tym roku, ono będzie miało największy wpływ na nastroje społeczne. Porażki rządu w kampanii szczepienia będą się odbijały w notowaniach PiS bardzo mocno. Natomiast sukces niewątpliwie wzmocni rząd. Tylko jest pytanie: co to jest sukces? Moim zdaniem sukcesem byłaby sytuacja, gdybyśmy jesienią zapomnieli o większości ograniczeń, ale to jest mało realne przy tym tempie szczepień, bo jak mówią specjaliści, trzeba zaszczepić 70 proc populacji, a to wymagałoby szczepienia, o ile się nie mylę, jakichś ponad 2 milionów miesięcznie, aby dojść do pożądanego poziomu w okolicach października. Na razie tego nie robimy, a to by był ewidentny sukces rządu. Natomiast bardziej prawdopodobne jest, że takiego spektakularnego sukcesu nie będzie, że szczepienia będą się wlokły przez cały ten rok. Niektórzy na dodatek twierdzą, że nie jest jasne, na ile ta szczepionka jest długotrwała, czy od nowego roku nie będzie trzeba zacząć szczepień od nowa. Tu jest wciąż zbyt wiele niewiadomych, żeby ocenić, kiedy się uporamy z pandemią. Natomiast moment uporania się z pandemią będzie na pewno momentem poczucia ulgi, po którym mam wrażenie, notowania rządu pójdą w górę. Nie wiem jak bardzo, ani na jak długo, bo to też nie jest tak, że sukces polegający na uporaniu się z pandemią w roku 2021 sprawi, że PiS na pewno w cuglach wygra wybory w 2023.

Nie ma tak?
Tak nie ma. Tutaj zawsze się kłania Winston Churchill i niewdzięczni Anglicy. Churchill wygrał wojnę i zaraz po jej zakończeniu wojny przegrał wybory. Nagle się okazało, że nie to było najważniejsze dla Brytyjczyków. Takie sytuacje się zdarzały także w historii Polski. Klasycznym przykładem jest SLD w latach 90-tych: w 1993 roku przejęło władze otrzymując poparcie na poziomie 20 proc. Po czterech latach w wyborach dostało 28 proc., a więc wyraźnie więcej, ale i tak stracił władzę, bo druga strona, czyli obóz solidarnościowy się skonsolidował i dostał znacznie więcej. To też nie należy przekładać sukcesu w walce z pandemią na wynik wyborów, bo tutaj mnóstwo innych czynników może zagrać rolę, zwłaszcza jeśli wybory miałyby być dopiero w 2023 roku.

Wspominał już pan, że sytuacja w wewnątrz Zjednoczonej Prawicy się w miarę ustabilizowała, ale czy uważa profesor, że powinniśmy się spodziewać kolejnych napięć wśród koalicjantów?
Zdecydowanie tak, dlatego, że Zbigniew Ziobro, moim zdaniem, będzie tym politykiem Zjednoczonej Prawicy, który nieustannie będzie starał się zamanifestować swoją odrębność i budować na tym popularność swojej partyjki. Dlaczego? Wszystko wskazuje na to, iż Zbigniew Ziobro zrozumiał latem ubiegłego roku, że prezes Kaczyński nie dopuści już jego samego i jego ludzi do miejsc na listach Zjednoczonej Prawicy, albo że jest to niezwykle prawdopodobne. W związku z tym próbuje na różne sposoby budować popularność własnej formacji, żeby przekroczyć 5 procentowy próg wyborczy. A że po tych awanturach, które urządził jesienią ubiegłego roku, pojawił się jedyny sondaż, w którym Solidarna Polska przekroczyła 5 proc., to on się tej myśli uczepił, że musi robić dużo szumu, żeby ci najbardziej prawicowi wyborcy widzieli, że ta Solidarna Polska, to najbardziej sympatyczna dla nich część Zjednoczonej Prawicy. I wtedy, gdyby zrealizował się ten scenariusz niewzięcia polityków Solidarnej Polski na listy Zjednoczonej Prawicy, ta mogłaby zaistnieć samodzielnie. Inaczej nastąpi koniec politycznej kariery Zbigniewa Ziobry. A tak może liczyć na to, że startując samodzielnie wejdzie do Sejmu i będzie miał kilkunastu posłów, a bez tych kilkunastu posłów PiS być może nie będzie już w stanie kontynuować już swoich rządów. Wtedy Zbigniew Ziobro będzie równie potężny, co obecnie. Dlatego właśnie spodziewam się, że on w różnych sprawach będzie starał się pokazywać swoją odrębność i to będzie rodziło kolejne konflikty. I jeśli miałbym szukać powodów, dla których mielibyśmy mieć przedterminowe wybory, to jeszcze bardziej prawdopodobna od wybuchu masowych protestów jest właśnie sytuacja, w której prezes Kaczyński w trakcie kolejnych występów tożsamościowych Zbigniewa Ziobry, straci w końcu cierpliwość i wyrzuci Solidarną Polskę z koalicji. W tym momencie zacznie się historia z rządem mniejszościowym, który oczywiście może trwać do normalnego terminu wyborów, tyle tylko, że jeśli to miałby być okres długi typu dwa lata czy więcej, to będzie bardzo trudne, bo rządy mniejszościowe tylko administrują krajem, natomiast ich pole manewru, jeśli chodzi o rządzenie jest już bardzo ograniczone.

Nie można też zapomnieć o Jarosławie Gowinie, prawda?
Tak. On przycichł po awanturze wokół terminu wyborów prezydenckich i od tego czasu zachowuje się znacznie mniej kłopotliwie dla PiS-u, ale to nie znaczy, że tak będzie w nieskończoność. Nadciąga druga faza tak zwanej reformy sądownictwa i może okazać się, że Porozumienie Gowina nie zechce jej poprzeć. Wtedy te zmiany utkną w martwym punkcie, bo tych kilkunastu posłów Gowina jest języczkiem u politycznej wagi tak samo jak ziobryści. Może się też pojawić inna kontrowersyjna ustawa, której Gowin nie poprze. Sytuacja obozu rządzącego jest zatem mało stabilna. Myślę, że teraz Gowin będzie bardzo mocno napierał na luzowanie lockdownu. To też może być przedmiotem kontrowersji w rządzie. Podsumowując: ta kadencja będzie dla rządzącego PiS-u nieporównywalnie trudniejsza niż poprzednia, bo to już widać po pierwszym roku bardzo wyraźnie.

Jakie pana zdaniem będą najważniejsze tematy w przestrzeni publicznej w ciągu nadchodzących tygodni?
W ciągu najbliższych tygodni cały czas będzie dominował temat pandemii. Natomiast jeśli chodzi o inne tematy, to wczoraj Sejm wybrał Rzecznika Praw Obywatelskich i teraz zobaczymy, czy Senat go zatwierdzi. Na razie, sądząc po deklaracjach większości senackiej, opozycyjnej, to nie zatwierdzi prof. Wawrzyka na RPO, więc będziemy mieli ciąg dalszy historii z RPO. Tu prezydent zaistniał z historią kandydatury pana Rokity, która gdzieś tam została rzucona w przestrzeń i zapadła cisza. To nie jest dla prezydenta sukces polityczny, jeżeli zgłasza jakieś kandydatury i nic się wokół nich nie dzieje. Jeszcze o tym nie mówiłem, ale także pan prezydent może teraz zacząć pokazywać większą stanowczość niż podczas pierwszej kadencji, a to może przysporzyć obozowi rządzącemu pewnych problemów - właśnie z racji ignorowania jego pomysłów, czy postulatów. Więc być może prezydent się teraz uaktywni. Na pewno ciekawe będą pierwsze działania nowej administracji amerykańskiej, która na razie będzie się zajmowała sprawami wewnętrznymi, ale w ciągu paru tygodni zacznie wysyłać sygnały za granicę i zobaczymy, jak to będzie wyglądało na polskim odcinku. Bo jak to były szef MSZ Waszczykowski powiedział, możemy mieć do czynienia „z różnymi fochami” ze strony administracji Bidena. Ciekawe, jak owe „fochy” będą wyglądać w kwestiach związane z tak zwaną praworządnością. Poza tym, nie wiem, jak długo pani prezes Przyłębska zamierza pisać uzasadnienie do orzeczenia TK ws. aborcji, bez którego, skądinąd prawem kaduka, rząd nie chce go opublikować. Może je pisać zarówno tydzień, jak i rok. Więc jakby za tydzień się ukazało, to w Sejmie ruszą prace nad zaostrzaniem przepisów - to będzie absolutnie temat bardzo istotny. Takich tematów mogę sobie wyobrazić bardzo wiele, ale nie sposób z góry przewidzieć, który będzie ponadprzeciętnie bulwersował Polaków. A tylko takie tematy mają długofalowo polityczne znaczenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Profesor Antoni Dudek o opozycji: Ruch Szymona Hołowni dość solidnie okopał się w sondażach - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski