Corocznie na wiosnę powraca hasło "przełom". Oczywiście nie chodzi - niestety! - o jakiś zasadniczy przełom w dziedzinie poprawy stanu naszych dróg, ale o nowe dziury i wyrwy w jezdniach zwane "przełomami wiosennymi". Z ich naprawą nigdy nie bywało dobrze, teraz jednak będzie chyba całkiem niedobrze, bo wraz z reformą administracyjną następuje zmiana urzędów i zarządów opiekujących się drogami i niekoniecznie jest to zmiana na lepsze. Ostatnie kontrole NIK-u wykazały, że w wielu gminach mamy drogi nie objęte żadną ewidencją, czyli - z urzędowego punktu widzenia - w ogóle nie istniejące. W sumie jest ich ponad 2,5 tysiąca kilometrów! Złośliwi mogą powiedzieć, że to praktycznie zbyt wiele nie znaczy, bo o drogi jak najformalniej wpisane do ewidencji i tak mało kto się troszczy, a skoro samorządy mają za mało pieniędzy na drogi, to jest zupełnie obojętne, czy drogi się nie naprawia dlatego, że nie ma na nią środków, czy dlatego, że nie ma jej w ewidencji. Jedna i druga będzie tak samo dziurawa. Pewna różnica - i to dość ważna dla zmotoryzowanych - jednak istnieje. Otóż w przypadku uszkodzenia samochodu na fatalnie utrzymanej nawierzchni, właściciel może żądać odszkodowania od urzędu, który za tę drogę odpowiada. Jeśli droga nie figuruje w żadnej ewidencji, za jej stan formalnie nikt nie ponosi odpowiedzialności, nie ma więc do kogo wystąpić z roszczeniami. W tej sytuacji wypadałoby w atlasach samochodowych takie bezpańskie drogi oznaczać w jakiś specjalny sposób, żeby kierowcy wiedzieli, co im grozi dodatkowo prócz uszkodzeń. A swoją drogą ciekaw jestem, jakby się zachował dany samorząd, gdyby ktoś przy takiej drodze ustawił plansze reklamowe, albo postawił np. kiosk? Pewny jestem że gmina natychmiast zażądałaby opłat "za zajęcie pasa", nie przejmując się lukami w ewidencji.
Bruno Miecugow
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!