MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przemiana

Redakcja
Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Franzowi Kafce

Pierwsze mrowienie poczuł, gdy po miesiącu poszukiwań znalazł słowo "sombrero". Były to miłe mrówki - jak by rzekł Sławomir Mrożek - w miejscu strategicznym. Szepnął: mam!!!

 Był rad. Od dawna tworzył dzieło wiekopomne, tom biograficzny, rzecz o legendzie - "Klezmer. Opowieść o życiu Leopolda Kozłowskiego - Kleinmana". Miał już stronic 90, rozpoczął rozdział V, doszedł do sceny miłości o zmierzchu. Oto rok 1940, Przemyślany na Kresach Wschodnich. Oto bohater - ma lat 17 - i Nela, figlarna śpiewaczka. Od pewnego czasu ćwiczą taniec meksykański. Coś nie idzie - bohater duchowo zgruchotany wojną - więc dobra Nela proponuje dodatkową lekcję. Jest wieczór. Bohater wchodzi do salki prób i...

 "Chłopiec otworzył drzwi i oniemiał", powiada kronikarz. A dalej? Odnalezienie niemożliwego do odnalezienia przejścia między Meksykiem a sombrerem (zdarza się to tylko prozaikom genialnym) tak uskrzydla twórcę, że pióro jego tańczy samodzielnie. "Na środku pokoju stała dziewczyna ubrana jedynie w sombrero, które przyciskała do ciała obiema rękami. (...) Chłopak tkwił, jak zamurowany i Nela zrozumiała, że sama musi pokierować biegiem wypadków". Tu kolejne mrowienie miłe, tym razem na ciemieniu. Pióro nie daje odetchnąć.

 "Wyrzuciła w bok obie ręce i sombrero spadło na podłogę. Chłopak zobaczył piersi w kształcie dwóch idealnych stożków, falujące pod wpływem głębokiego oddechu, jak woda". Mrówki ruszają! Te na ciemieniu - w dół, te w miejscu strategicznym - w górę. Kronikarz czuje, że kolejne słowa zmieniają go w coś pięknego, ostatecznego, w coś, albo w kogoś, kim jest od urodzenia, kim pragnie być otwarcie, tylko okoliczności każą mu udawać. Szepcze do pióra: ech, świntuszku ty - damy do pieca!... W mózgu buzują tytuły ulubionych jego dzieł literackich, nie mieszczą się, ale to nie szkodzi: "Nela z mokrą głową", "Pan samochodzik i Meksykanka", "Tytus, Romek i sombrero", "Poldek z siódmej klasy". Pióro szaleje!

 "I Poldek rzucił się w tę wodę. Całował wodę, gryzł wodę, zanurzał w niej twarz, aż do utraty oddechu, po czym wychylał się z niej szczęśliwy. Łapał haust powietrza i nurkował ponownie". Kronikarz pieje z ulgą: Boga chwalić - jest płytko, bo inaczej byś się, Poldek, bez tlenowej butli - utopił! Mrowienie łechce pępek, plecy i zad. Natchnione pióro sięga zenitu. Oto Poldek osuwa się w wodzie - "w dół i w dół, aż dotarł do źródła". Kronikarz jest już jednym wielkim rumieńcem, mrówki szaleją na całym jego ciele, traci oddech, ale nie woła: stalówko - stój! Nie dławi natchnienia, gdyż wie, że nie wolno tego robić Poldkowi na krawędzi źródła.

 "Było ono ciemne i gorące, miał w ustach mech, przez który chciał się przedrzeć". Nie zrażaj się gęstością! - szepcze kronikarz dziwnie cienko, pot z czoła dziwnie małego dłonią dziwnie kruchą ocierając. "Nagle poczuł miąższ wilgotnych wodorostów, które parzyły go w wargi. (...) Gdy leżeli potem bez tchu, Poldek poczuł, że się odrodził". Kronikarz czuje to samo!... I co? W sumie - koniec. Pozostało dopisać finalną wymianę refleksji kochanków. Nela: "To było niezłe solo!". Poldek: "Klezmer musi umieć zagrać wszystko". Kronikarz odkłada genialne pióro. Dotknął istoty. Czuje ulgę.

 Tak, wyjaśnił tajemnicę, odkrył sekret zachwycającej sztuki Leopolda Kozłowskiego, podarował ludzkości prawdę prawd. A brzmi ona jak dzwon. Jeśliś, ambitny synu Izraela, za młodu nie nurkował bez butli z tlenem, by piękna gęstych mchów i parzących wodorostów doświadczyć - nigdy nie staniesz się klezmerem wszechstronnym!

 To rzekłszy - kronikarz do łazienki ruszył krokiem dziwnie krótkim. Przed lustrem stanął i zobaczył siebie - Jacka Cygana. Wreszcie był tym, kim był w istocie, lecz musiał udawać - a to poważnego tekściarza, a to poetę lirycznego, a to eleganta. Wallenrodyzm uprawiał, gdyż świat jest brzydki i zły. Uśmiechnął się. Niby co innego uczynić miał, skoro z dna zwierciadła uśmiechała się doń rumiana dziewczynka? Tak, na powrót był sobą! Poprawił więc kokardki, wygładził spódniczkę, podkolanóweczki podciągnął i tornisterek na plecki założywszy - w podskokach udał się na pensję pani Latter. Za pół godziny miał lekcję przysposobienia do życia w rodzinie. Temat: mech i wodorosty a szczęśliwe rodzicielstwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski