W każdym razie wszyscy odganiali z większym lub mniejszym obrzydzeniem latające królowe. Owady siadały na ubraniu, pleckach i włosach. Padło hasło, iż trzeba by się ich jakoś pozbyć.
Tylko po co? Nie gryzą. Połażą i pójdą. Lwia część nie dożyje następnego dnia. Zginą w pajęczych sieciach lub ptasich dziobach. Nieliczne założą własne gniazda.
Rozumiem, że mogą włazić przez otwarte okna parterowych budynków. Usypywać kopczyki ziemi na wypielęgnowanym trawniku. Mimo wszystko twierdzę, iż antymrówcza krucjata to beznadziejnie głupi pomysł. Powiem więcej: niebezpieczny.
Jeden bezpański kot czy pies może przynieść na sobie kilka najedzonych kleszczy. Jedna utuczona samica kleszcza z niesie kilka tysięcy jaj. Z każdego z nich wylęgną się żądne krwi larwy i nimfy. Właściciele ogrodu będą głównym celem. Mrówki, to pierwsza linia obrony. Wytrzebią niewidoczne gołym okiem stadia rozwojowe kleszczy.
Tylko wspomnę, iż każde ukąszenie krwiopijcy, to ryzyko zarażenia paskudną boreliozą. Wiem, wiem można zamówić profilaktyczną likwidację kleszczy w ogrodzie. Przy okazji pestycydy zabiją wszystkie pająki. W kolejce czekają nie mniej dokuczliwe komary, muchy i osy.
To co, trujemy dalej?
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?