MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sąd zamiast mandatu

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Emeryt z krakowskiego osiedla Kliny trafił pod sąd za to, że w czasie tegorocznej zimy wyrzucił dwie łopaty śniegu na ulicę. Z wnioskiem o ukaranie wystąpiła Straż Miejska. Sprawa właśnie się zakończyła. Umorzeniem. Absurdalny, zważywszy na charakter przewinienia, proces karny będzie kosztował podatników kilka tysięcy złotych.

Fot. Anna Kaczmarz

Prawo

Na tę kwotę składa się m. in. wynagrodzenie adwokata z urzędu i biegłego psychiatry, który badał, czy emeryt jest poczytalny. Praca sędziego jest w tym wypadku bezcenna. Na każdego z nich wypada średnio rocznie tysiąc spraw. Te cięższego kalibru nierzadko muszą czekać, bo sędziowie sądów rejonowych, po zlikwidowaniu sądów grodzkich, muszą zajmować się również takimi błahymi sprawami jak emeryta z osiedla Kliny.

Zapłacą podatnicy

73-letni Stanisław Sumski stanął przed sądem, bo pewnego lutowego ranka tego roku pospieszył na pomoc młodej kobiecie z dwójką dzieci. Kobieta bezskutecznie próbowała wyjechać na ulicę z zasypanego śniegiem parkingu. Sumski zgarnął dwie, może trzy łopaty śniegu, wyrzucając go na pobocze mało ruchliwej ulicy Chorzowskiej. Kobieta odjechała. Niemal w tym samym czasie na parking podjechał samochód Straży Miejskiej. - Wysiadł z niego młody, barczysty mężczyzna w mundurze i ze srogą miną powiedział, że popełniłem czyn niedozwolony, stwarzając zagrożenie dla ruchu kołowego i że mam zapłacić mandat. Całe 200 złotych - relacjonuje emeryt z osiedla Kliny. - Próbowałem tłumaczyć strażnikowi, że ulica Chorzowska jest mało uczęszczana, że dwie, może trzy łopaty śniegu, które wyrzuciłem na pobocze, na pewno nie spowodowały zagrożenia, że pomogłem w ten sposób człowiekowi w potrzebie. Strażnik nie słuchał. Zapytał urzędowym tonem: "Płaci pan czy nie?". Starałem się go przekonać, żeby jednak nie traktował tak surowo emeryta. Nie chciał słuchać. Powiedział krótko: "Spotkamy się w sądzie", po czym odjechał.

Stanisław Sumski sądził, że strażnik tylko postraszył go sądem. Obiecał sobie, że następnym razem wyciągnie z piwnicy stare taczki, żeby wywieźć śnieg z dala od parkingu i ulicy. Jakież było jego zdziwienie, gdy po miesiącu dostał wezwanie do stawienia się "we własnej sprawie", w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego Kraków-Podgórze.

- To był dla mnie wstrząs. Całe życie byłem uczciwym człowiekiem. Wszystkie rachunki płaciłem w terminie. A tu mam iść pod sąd. Tak się tym gryzłem, że rodzina obawiała się, że po raz drugi dostanę wylewu - opowiada Stanisław Sumski.

Adwokat Sumskiego z urzędu uspokajał go mówiąc, że sprawa jest bagatelna, że sam się dziwi, iż nie skończyła się na upomnieniu. Podczas kolejnej rozprawy adwokat drugiej strony zażądał badań psychiatrycznych podsądnego. - Na dodatek zrobiono ze mnie wariata - żali się Sumski. - Na szczęście lekarz ze Szpitala Psychiatrycznego w Kobierzynie stwierdził, że jestem w pełni władz umysłowych.

Twierdzi, że od początku procesu był skłonny zapłacić nie tylko mandat, ale także karne odsetki. Powiedziano mu jednak, że sprawa musi się toczyć swoim trybem. Toczyła się kilka miesięcy. Zakończyła umorzeniem. To oznacza, że koszty procesu pokryjemy my wszyscy, podatnicy.

Stanisław Sumski nie czuje satysfakcji. Raczej rozgoryczenie. Tym większe, że inna sądowa sprawa, w której występuje jako oskarżyciel, ciągnie się już drugi rok. Sumski wraz z grupą kilkudziesięciu osób został oszukany (na kwotę ok. 900 zł) przez nieuczciwego ajenta jednego z banków, który miał punkt opłat w Borku Fałęckim. - Ja, z powodu dwóch łopat śniegu wyrzuconych na ulicę, przez pół roku czułem się jak złodziej. Tymczasem prawdziwi złodzieje spokojnie chodzą sobie po ulicy - mówi rozżalony. Nie miał nawet okazji spojrzeć głęboko w oczy nadgorliwemu strażnikowi, bo ten ani razu nie stawił się w sądzie.

Zasada oportunizmu

- Bardzo trudno taki wniosek oddalić - wyjaśnia Rafał Lisak, rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie. - Jeśli strona wnioskująca o ukaranie wykazuje aktywność, składając dowody, sąd nie ma wyjścia, musi wszcząć postępowanie. Procedura w sprawach o wykroczenie jest, co prawda, uproszczona w porównaniu do procedury karnej, ale wiele rozwiązań jest takich samych, m. in. kwestia tego, kiedy można oddalić wniosek dowodowy.

Sędziemu Lisakowi kilka razy zdarzyło się pisać uzasadnienia odmowy wszczęcia postępowania. Powoływał się wówczas na zapis z Kodeksu wykroczeń, mówiący, że wobec sprawcy wykroczenia można zastosować "środki oddziaływania wychowawczego", czyli - zwrócenie uwagi, pouczenie, ostrzeżenie.

- W moim wydziale takie rozstrzygnięcia się zdarzały. Odmowy wszczęcia postępowania uzasadnialiśmy tym, że już sama interwencja funkcjonariusza była formą pouczenia czy ostrzeżenia i nie ma potrzeby sięgać po inne. Jednak zawsze jest to kwestia indywidualnego podejścia sędziów. Sprawy o wykroczenia można też przeprowadzać w formie uproszczonej. Jednak często się zdarza, że nawet w przypadku błahych wykroczeń proces karny ciągnie się kilka miesięcy. To jest typowe wytaczanie armat proceduralnych przy zdarzeniu, które nie jest tego warte i kończy się po wielu miesiącach, po przesłuchaniu wielu osób, naganą bądź grzywną w wysokości 100 zł - kończy swój wywód sędzia Lisak.

Mój rozmówca przypomina, że w sprawach o wykroczenia nie obowiązuje zasada legalizmu, tak jak w przypadku przestępstwa - które, gdy zostanie dostrzeżone, musi stać się przedmiotem postępowania, które powinno doprowadzić do ukarania winnego czy winnych. W wykroczeniach można zastosować zasadę oportunizmu, czyli nawet jeżeli strażnik miejski czy policjant widzi, że ktoś popełnia wykroczenie, nie zawsze musi zareagować. Nie ma takiego obowiązku wynikającego z kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia. Postępowanie funkcjonariusza zależy od jego doświadczenia - zawodowego, życiowego i poziomu wrażliwości. W takich przypadkach on sam decyduje, czy sprawa kwalifikuje się pod sąd. Do spraw, w których można zastosować zasadę oportunizmu, sędziowie zaliczają np. zaśmiecanie, spożywanie alkoholu w miejscu publicznym czy odśnieżanie.

Rzetelność czy nadgorliwość

W tym roku do sądów rejonowych trafiło wyjątkowo dużo spraw wynikających z ciężkiej zimy. Najczęściej dotyczyły osób, które są odpowiedzialne za odśnieżanie chodnika. - Na szczęście dla sądów rejonowych, zasypanych tzw. drobnicą, niektórzy strażnicy przymykają oko na takie przypadki w sytuacji, gdy np. dłuższy czas pada śnieg. Zdają sobie sprawę, że dozorca czy właściciel posesji nie może ciągle czuwać z łopatą i co pół godziny odśnieżać - mówi sędzia Lisak.

Marek Anioł, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Krakowie, słyszał o "zasadzie oportunizmu". Jest jednak pewien, że w przypadku emeryta z osiedla Kliny pracownik straży postąpił właściwie. - Interwencja wyglądała w ten sposób, że strażnik został wezwany przez jednego z mieszkańców, który widział, jak ten pan zrzuca śnieg na ulicę. Strażnik zaproponował mandat w wysokości 200 zł. Ten pan powiedział, że mandatu nie przyjmie, bo do żadnej winy się nie poczuwa. Strażnik poinformował go więc, że wobec tego zostanie skierowany wniosek do sądu - relacjonuje Marek Anioł. W notatce nie ma ani słowa o tym, żeby Stanisław Sumski obrażał w jakiś sposób strażnika czy też choćby rozmawiał z nim podniesionym głosem.
- Dlaczego zatem interwencja w tak błahej sprawie nie zakończyła się pouczeniem emeryta? Czy to aby nie jest nadgorliwość strażnika? - pytam rzecznika Straży Miejskiej.

- To, co pani nazywa nadgorliwością, ja nazwę rzetelnym wykonywaniem obowiązków - odpowiada rzecznik. - Chciałbym podkreślić, że każdy patrol Straży Miejskiej podejmuje decyzję suwerennie. Członkowie patrolu sami decydują o tym, czy wymierzyć karę, czy wystarczy pouczenie. Emeryt z osiedla Kliny odmówił zapłacenia mandatu, normalną procedurą jest więc skierowanie wniosku do sądu, żeby rozstrzygnął spór między strażnikiem a obywatelem. Sąd rozstrzygnął spór na korzyść emeryta. My, mam na myśli Straż Miejską, musimy się z tym zgodzić. Ja nie mogę komentować sądowych wyroków, ale też nie mogę nazwać zachowania strażnika nadgorliwością.

Ze statystyk przytoczonych przez rzecznika Straży Miejskiej w Krakowie wynika, iż w ub. roku straż skierowała do sądów rejonowych 8171 wniosków o ukaranie osób, które zdaniem strażników dopuściły się wykroczenia. Rzecznik straży nie wie dokładnie, ile zostało umorzonych, bo - jak twierdzi - "nie prowadzą takiej statystyki". Z informacji, jakie udało nam się zdobyć w poszczególnych krakowskich sądach rejonowych, wynika, że co najmniej dwieście. Łatwo obliczyć, ile kosztowała podatników nadgorliwość strażników.

Sprawa emeryta z Klinów nie jest jedynym kuriozalnym przypadkiem z tej łączki. Można ich podać więcej. Oto jeden z krakowskich kupców, właściciel sklepu na obrzeżach miasta, podpadł Straży Miejskiej, parkując w zimie w niedozwolonym miejscu. Tłumaczył się tym, że śnieg zasypał oznaczenia namalowane na drodze. Uznał swój błąd i zapłacił mandat kredytowy, wysyłając pieniądze za pośrednictwem poczty. Jakież było jego zdziwienie, gdy po miesiącu listonosz przyniósł mu wpłacone na poczcie pieniądze. Zadzwonił do Straży Miejskiej z prośbą o wyjaśnienie. Dowiedział się, że pieniądze zwrócono mu, bo przyszły dzień po wyznaczonym terminie i że sprawa trafi na wokandę, bo "taka jest procedura".

Wydziały karne sądów rejonowych wykroczeniami zajmują się od 1 stycznia tego roku, po mocno krytykowanej w środowisku sędziowskim likwidacji sądów grodzkich. Mają pełne ręce roboty, prowadząc sprawy kierowane tam przez Straż Miejską i policję. Ta ostatnia kierowcom przyłapanym na przekroczeniu prędkości przez policyjny fotoradar, w wielu przypadkach nie wysyła mandatów, lecz od razu kieruje sprawę na drogę sądową. To ma być kara dla kierowców za to, że policja sama nie może sobie z nimi poradzić.

Więcej szkody niż pożytku

W ub. roku we wszystkich wydziałach - w całym kraju - sądów grodzkich, zanim je zlikwidowano, rozstrzygnięto niemal 2 miliony spraw (1 mln 143 tys. - karnych i 833 tys. cywilnych). Oznacza to, że załatwiano w nich zdecydowaną większość problemów, które trafiają na wokandę. Do sądów rejonowych wydziałów karnych okręgu krakowskiego tylko w pierwszej połowie tego roku wpłynęło ogółem ponad 55 tys. spraw (karnych i wykroczeniowych). Zważywszy na to, iż sędziowie, którzy do tej pory orzekali w wydziałach karnych, muszą zapoznawać się z nowym rodzajem spraw, odmiennym od rozpoznawanych do tej pory, trudno się więc dziwić, że ostro protestowali - wraz z całym środowiskiem sędziowskim - przeciwko likwidacji sądów czy wydziałów grodzkich. Do 1 stycznia tego roku sędziowie z sądów rejonowych zajmowali się poważnymi sprawami, a ci z grodzkich - tzw. drobnicą, czyli np. sprawami o zakłócanie ciszy nocnej czy o wykroczenia drogowe w przypadku nieprzyjęcia mandatu. - I tak powinno być nadal, bo dzięki temu procesy mogły się toczyć sprawniej - mówi sędzia Rafał Lisak. - Bez sensu jest dokonywanie zmian dla samych zmian. To przynosi więcej szkody niż pożytku. My, sędziowie, chcielibyśmy mieć przepisy w miarę stabilne. Niech one będą nawet niedoskonałe, ale obowiązują 15 czy 20 lat. Tymczasem, zmieniający się wciąż ministrowie sprawiedliwości - w ciągu ostatnich siedmiu lat był średnio jeden nowy minister na rok - proponują wciąż coś nowego. Tymczasem w Austrii ten sam minister sprawiedliwości jest od 20 lat, mimo zmieniających się rządów. Tam wiedzą, że gdzie jak gdzie, ale w wymiarze sprawiedliwości potrzebna jest stabilność.
Sądownictwo to struktura, której najbardziej chyba przydałoby się poczucie stabilizacji, ciągłości i bezpieczeństwa. Na stabilizację i bezpieczeństwo wymiar sprawiedliwości liczyć akurat nie może. Reformy w tym sektorze trwają już kilkanaście lat. - Ku utrapieniu sędziów oraz obywateli, którzy nie mogą doczekać się pozytywnych efektów tych zmian. Tymczasem, zamiast kolejnych reform, potrzeba nam woli współpracy ze strony rządzących oraz spójnej strategii ich działań - podsumowuje Irena Kamieńska, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego, była prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".

Grażyna Starzak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski