Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sandecja - Wierna Małogoszcz 0-1

Redakcja
- Dobrze, że już wcześniej zapewniliśmy sobie ligowe utrzymanie, bo inaczej pewnie umarłbym dzisiaj na serce. Ten mecz, pewnie nie tylko zresztą mnie, kosztował sporo zdrowia. Obawiałem się co prawda, że po satysfakcjonującym nas remisie, wywalczonym po dobrej grze w Nowej Hucie, piłkarze mogą być nieco rozluźnieni, byłem jednak przekonany, że poradzimy sobie z nie najmocniejszym przecież rywalem. I początek zawodów na to wskazywał. Zaczęliśmy z animuszem, mogliśmy zdobyć prowadzenie, które z pewnością inaczej pokierowałoby losami spotkania. Tymczasem straciliśmy głupią bramkę, a zawodnikom brakło pomysłu na rozmontowanie defensywy rywala. Ci, którzy byli na meczu zgodzą się ze mną, że goście nie przebierali w środkach, broniąc korzystnego wyniku. Ta ich ostentacyjna gra na czas była momentami nieznośnie irytująca, ale też trudno dziwić się przyjęciu przez Wierną takiej taktyki. Cel uświęca przecież środki. W efekcie nie potrafiliśmy doprowadzić do wyrównania. Szkoda, liczyłem, że do końca sezonu obejdziemy się bez porażki. Pozostaje mi w tej sytuacji tylko przeprosić kibiców, szczególnie za pierwszą połowę i za sprawiony im zawód.

Zdaniem trenera:

   - Rozgrywki się jeszcze nie skończyły. Przed nami zamykający sezon mecz z Kmitą w Zabierzowie. Nie udało nam się efektownie rozstać z sympatykami Sandecji we własnym gnieździe, postaramy się więc naprawić to na boisku rywala. Naprawdę bardzo nam zależy, by sezon 2004/2005 dobrze się sądeczanom w przyszłości kojarzył.

Wysłuchał: (dw)

Sandecja pod lupą

   Adam Stadnik 5 - gdyby nie niepotrzebny wybieg za piłką, który kosztował drużynę stratę gola, debiut byłego golkipera Turbacza można by określić jako ze wszech miar udany. W drugiej połowie dwukrotnie uchronił przecież Sandecję przed utratą bramki.
   Paweł Szczepanik 5 - troszkę poniżej swych możliwości. Mniej niż zwykle aktywny w konstruowaniu akcji ofensywnych.
   Paweł Czernecki 5 - bez większych zarzutów na pozycji "ostatniego". Dobra gra w powietrzu.
   Sławomir Zubel bez noty - wszedł na ostatnie minuty i miał zbyt mało czasu, by zaznaczyć swój pobyt na boisku.
   Tomasz Rusin 5 - ciężko z nim wygrać pojedynek jeden na jeden. Momentami daje się jeszcze odczuć brak doświadczenia.
   Jarosław Kandyfer 5 - solidny obrońca. Nigdy nie schodzi poniżej poziomu przyzwoitości. Nie inaczej było w sobotę.
   Michał Gryźlak bez noty - zagrał jak gdyby "bez dopalacza". Owszem: aktywny, wszędobylski, ale jakoś dziwnie zagubiony. Wyraźnie widoczne skutki niedawno przebytej choroby.
   Paweł Rysiewicz 4 - pod koniec pierwszej połowy zastąpił Gryźlaka. Zagrał poprawnie, nie wnosząc jednak w poczynania dryżyny niczego nadzwyczajnego.
   Tomasz Szczepański 5 - potrafił przetrzymać piłkę w środku pola, zmieniał rytm gry, ale nie był to jego najlepszy dzień.
   Adam Ciastoń 4 - jak zwykle waleczny, ambitny, wszędobylski, mniej jednak dokładny niż zazwyczaj.
   Piotr Zachariasz 5 - wraca do dyspozycji sprzed kontuzji. Wniósł sporo ożywienia w ofensywnych próbach Sandecji.
   Dawid Florian 4 - tyleż ambitny i walczący, co wciąż nie potrafiący wyzbyć się nadmiernego chaosu.
   Janusz Świerad 4 - wydawało się, że wprowadzony po przerwie rozrusza trochę kolegów w ataku. Rozpoczął nawet nieźle, lecz później wtopił się w szarzyznę.
   Dawid Basta 5 - ruchliwy, zmieniający pozycję, walczący do ostatka. Musi zapanować nad nerwami.
   Dawid Janczyk 4 - jest chyba przemęczony bardzo wyczerpującą dla niego rundą wiosenną. Zadziorny, nieustępliwy, ale nie tak efektywny jak w poprzednich meczach.
    (dw)

Rubryka z czarnym kotem

Sandecja porażką pożegnała się ze swymi kibicami. Zamiast braw, na które za postawę w ostatnich kilku tygodniach z całą pewnością zasłużyli, piłkarze doczekali się nieśmiałych co prawda, ale jednak gwizdów.
Czy aby słusznie? Czy jedno nieudane spotkanie, które prawdę powiedziawszy, nie decydowało już o niczym, miało przesłonić uwieńczoną przecież powodzeniem desperacką próbę uratowania dla obchodzącego jubileusz 95-lecia istnienia klubu trzeciej ligi? Czy słabszy dzień - a do takiego ma prawo każdy sportowiec - powinien zapaść głębiej w kibicowską pamięć, aniżeli kilka meczów nasuwających im (kibicom - ma się rozumieć) sporo całkiem przyjemnych skojarzeń? Sądeczanie w sobotę zagrali słabo, momentami nawet wręcz źle. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Zawiedli nie tylko trenera oraz działaczy, ale i także, a raczej przede wszystkim, swych najwierniejszych fanów. I trudno szukać tanich usprawiedliwień dla braku u graczy futbolowego pomyślunku. Przypomnijmy sobie jednak sytuację, w jakiej znajdowała się Sandecja zaledwie miesiąc temu. Niewielu dawało jej wówczas szansę na nawiązanie walki o zachowanie ligowego bytu. Przeważał pesymizm, tu i ówdzie dawało się nawet słyszeć opinie o końcu futbolu w naddunajeckim grodzie. Tymczasem odniesione na boiskach rywali zwycięstwa z Pogonią Leżajsk i Lewartem Lubartów sprawiły, że niemal niemożliwe stało się realne. Czas zaciera szczegóły i za czas jakiś liczyć się będzie wyłącznie końcowy efekt. A ten zamyka się jednym stwierdzeniem: MKS zwalczył toczący go kryzys. Najgorszy czas udało się przetrwać. Wiele wskazuje na to, że 96. rok w działalności klubu będzie dla niego łatwiejszy. Może nawet znamionujący całkiem ciekawie rysujące się jutro. Na razie nie wybiegajmy jednak zbyt śmiało w przyszłość. Dokończmy te rozgrywki, najlepiej wzbogacając swe konto o punkt (punkty?) w ostatnim meczu w Zabierzowie. I z nadzieją czekajmy na nowy sezon.

Daniel Weimer

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski