MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siła lodowatego spojrzenia

Redakcja
Upały na kilka dni zelżały, teraz znowu dają do wiwatu. Nieszczerze to piszę, bo mnie skwar nie przeszkadza. Lato ma być gorące, bo wtedy jest miło, kreci się biznes turystyczny, mało się je, dużo pije. Po prostu jest świetnie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Pod warunkiem oczywiście, że żar płynie z nieba, a nie z telewizora. W tym roku mamy niefortunny zbieg wysokich temperatur: w przyrodzie i w polityce. Upały o tej potrze roku są normalne. Gorąca wojna polityczna to w lipcu dziw natury. Lato, panowie i panie z partyjnych drużyn, jest do beztroskiego spędzania czasu. Nie do odgrywania festiwali nienawiści, strzelania jadem do celu i rzucania inwektywami na odległość.

Zawieszenie zapasów w błocie, ulubionej techniki polskich polityków, zakończyło ogłoszenie wyników wyborów prezydenckich. Zwycięzca podziękował, rozdał pokłony i pojechał na urlop. Przegrany nie chce tracić czasu. Postanowił dać popalić wszystkim, którzy nie są dobrymi Polakami, czyli myślą inaczej od niego.

Nastąpiło błyskawiczne przegrupowanie. W kąt poszli umiarkowani członkowie sztabu wyborczego. Wyciągnięto stare, sprawdzone kadry. Ludzie, od których nie kupiłbym używanego samochodu, bo budzą wszystko, z wyjątkiem zaufania, nadrabiają stracony czas. Po kilkutygodniowej, przymusowej nieobecności w telewizorach, teraz mają swój festiwal. Prezes PiS uznał, że Brudziński, Błaszczak, Kempa, Kurski pomogą wygrać jego partii wybory. Nie mogę tego udowodnić, ale sądzę, że się myli. Choć jest zdumiewająco wielu Polaków, którzy awantury i wyzwiska, byle podlane nacjonalistycznym sosem, uważają za dowód patriotyzmu, większość myśli inaczej. Jarosław Kaczyński zdobył imponującą liczbę głosów, bo zaprezentował się w kampanii jako spokojny, odpowiedzialny, dojrzały mąż stanu. Podobało się. Doszedł silny czynnik współczucia: po stracie brata, ciężka choroba matki. Taka idylla nie mogła trwać dłużej niż 2 - 3 tygodnie. Przedłużanie jej było niezwykle ryzykowne dla głównego beneficjenta kampanii łagodnych słów i przyjaznych uśmiechów. PiS zaprojektowano jako partię walki, więc musi walczyć. Inaczej skapcanieje, jak bokser, który zawiesił rękawice na kołku i zamiast masakrować przeciwników, kłania się, uśmiecha i gładzi pacholęta po główkach. Zaskoczona widownia może początkowo klaskać. Wkrótce zacznie gwizdać, rzucać ciężkie słowa i pójdzie do domu. Nieszczęście, tak dla boksera jak i polityka.

Trzeba więc walczyć - albo zejść z ringu. O zejściu nie ma mowy, to już wiemy. Czeka nas więc wielomiesięczny serial różnych sztuk walki. Styl raczej zbliżony do ostatnich bojów Pudziana niż szlachetnej szermierki na pięści. Będzie co słuchać i oglądać.

Tutaj pojawia się wielka niewiadoma. W polityce, tak jak w biznesie, decydują liczby. Nie wystarczy mieć dobre intencje, nawet racje. Trzeba mieć większość. Ilu Polaków zaakceptuje nowe wydanie wojny polsko-polskiej? Ten, który ją wypowiedział, wydaje się sądzić, że wielu.

Nie ma zresztą wyjścia. PiS musi walczyć, żeby istnieć. Do walki najbardziej nadają się sprawy dramatyczne, takie jak katastrofa smoleńska lub ostre ataki na "innych", jakkolwiek ich zdefiniować. Opracowywanie wizjonerskich programów gospodarczych, walka z rządem o wspieranie biznesu i likwidację biurokracji, są nudne. Żadna pani nie będzie o tym mówić do kamery z wypiekami na twarzy i z deklaracją, że można ją zabić, a poglądu nie zmieni. Na gospodarce, strategiach, scenariuszach przyszłości trzeba się poza tym znać. Nie wystarczy rzucić kilka emocjonalnych słów, żeby porwać tłum. Potrzebne są liczby, wykresy, logika i wizja. Dla partii walczącej taka propozycja jest bez sensu.

Wybrano więc inną. Smoleńsk, męczeństwo Lecha Kaczyńskiego, krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Każda z tych spraw jest bombą zapalającą dużej mocy. Eksplozja gwarantuje nam polityczny pożar na wiele miesięcy. Dla twardego elektoratu PiS to dobre propozycje. Ludzie, którzy uważają, że Polska jest rządzona (i rozgrabiana) przez Żydów, masonów, Niemców itp., a ostatniego prezydenta zamordowano, będą zachwyceni. Inni mogą zacząć drapać się w głowę. Tych innych może być dużo.

Upał za oknem, z telewizorów cieknie jad. Gdyby nienawiść kwitnąca w Internecie mogła być zamieniona w prąd elektryczny, bylibyśmy mocarstwem energetycznym. Co robić? Moim zdaniem trzeba zastosować siłę lodowatego spojrzenia. Pilot jest zawsze pod ręką, lepiej oglądać durny amerykański film niż słuchać bełkotliwych inwektyw. Do Internetu też można coś rozsądnego dorzucić. Nie tylko czubki mają tam wstęp. Nie musimy w tym uczestniczyć. Jeśli nas nie będzie przed telewizorami, ich wyrzucą z mediów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski