MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć człowieka książkowego

Wacław Krupiński
Wiadomość ta jeszcze wzmogła nastrój, w jaki, chcąc nie chcąc, wpada się w przededniu 1 listopada. To "chcąc nie chcąc” napisało mi się bynajmniej nie niechcący. Tak, chcemy wspominać tych, co odeszli, ale już niekoniecznie chcąc pamiętać, że i nas to czeka.

Wacław Krupiński: KULTURAŁKI

To jak z żartami uwypuklającymi ludzkie przywary; śmiejąc się głośno, zgoła nie myślimy, że to nas dotyczy. Hm; kluczę dygre­syjnie, chcąc opóźnić to zdanie: prof. Henryk Markiewicz nie żyje. Odszedł niemal w przeddzień swych 91. urodzin; przypadłyby 16 listopada.

Był uczonym legendą, nie tylko krakowskiego "Gołębnika”, który w moich czasach mieścił się skromnie pod numerem 20; teraz poloniści panoszą się w wielu kamienicach ulicy Gołębiej, jak na uniwersytecki wydział przystało. Z tych moich czasów wywietrzało jakże wiele, ale przecież nie poczucie, że wykład prof. Henryka Markiewicza z teorii literatury był czymś wyjątkowym. Nie z powodu samej materii, ale z uwagi na szczególną osobowość wykładowcy. Już wtedy autorytetu, którego z lekka pochylona sylwetka, z teczką w ręce budziła szacunek i sympatię. Tak to przynajmniej pamiętam po 40 latach. I to tyle z tamtego okresu...

A tu po latach, ku mojemu zaskoczeniu i jeszcze większej radości, dowiedziałem się, że moją książkę "Głowy piwniczne” dostał od wydawcy na etapie redakcji tekstu właśnie ów uczony i erudyta (tak się przygotowuje książki w Wydawnictwie Literackim). I oczywiście dostrzegł dwa faktograficzne błędy. Nie takie wyłapywał, pocieszałem się, prowadząc przez lata swą rubrykę "Camera obscura” w "Dekadzie Literackiej”; wcześniej wspierał prowadzony przez Brunona Miecugowa "Żywocik literacki” w "Życiu Literackim”, który to tygodnik takoż był jedną z zawodowych stacji Henryka Markiewicza.

Był wybitnym teoretykiem i historykiem literatury, ale i niesamowitym erudytą; wiedzę tę wyssał z nieprzeliczonej ilości książek. Jakoś tak się żartowało, że tej książki nie czytał pewnie nikt, poza, rzecz jasna, Henrykiem Markiewiczem. "Jestem człowiekiem książkowym od wczesnego dzieciństwa. Jako mały chłopiec dopraszałem się zawsze, żeby mi czytano i nigdy tego nie miałem dosyć” – wspominał w 2010 roku w rozmowie z Maciejem Zborkiem (polecam w internecie!). Snuł wspomnienia prof. Markiewicz w swym słynnym mieszkaniu, czy też w słynnej książnicy, gromadzącej 40 tys. tomów! (Smutne, że trafia ona do Książnicy Pomorskiej w Szczecinie, że nie umiał jej zatrzymać Kraków, wszak miasto Markiewicza).

Sam też był autorem kilkudziesięciu tomów, z których część zostanie w kanonie lektur polonistów. Wykroczył poza ich kręgi "Skrzydlatymi słowami”, cudnymi tomiszczami, przygotowanymi wraz z prof. Andrzejem Romanowskim (swym następcą w "Polskim Słowniku Biograficznym”), gromadzącymi kilka tysięcy cytatów zewsząd – z języka ulicy, polityki (to już właściwie to samo, przykładem "T.K.M” – że użyję skrótu), z piosenek, z literatury, z filmu. Złożyło się na nie, jak mówił prof. Markiewicz na naszych łamach, "kilka reklamówek wypełnionych fiszkami”. Na nich cytaty z Kochanowskiego, Mickiewicza. Szymborskiej, Moczulskiego i Młynarskiego, ale też Renaty Beger czy Kazika Staszewskiego. Wybitny uczony czytał Pilcha, Masłowską, Grocholę i Wildsteina, zaznaczając jednak bardzo skromnie: "Moja znajomość najnowszej literatury jest wyrywkowa, a gust staroświecki”.

A ja zdjąłem z półki autobiografię prof. Markiewicza "Mój życiorys polonistyczny z historią w tle”, wydaną przez WL przed 11 laty. Zwierzenia jakże frapujące nie tylko dla polonistów. Każdemu mogą się przydać przywołane przez uczonego ulubione myśli, m.in. "Kiedy nie wiesz, jak się zachować, zachowuj się przyzwoicie” (Stanisław Słonimski), "Tylko szaleńcy biorą siebie całkiem na serio” (Max Beerbohm) czy "Panie, nie dopuszczaj do mnie myśli, że powinienem zawsze i wszędzie wypowiadać się na każdy temat” (św. Franciszek Salezy). Ale przede wszystkim to budująca opowieść o malcu, który odnalazł się w świecie książek marząc o karierze naukowej. Ćwiczył zatem podpis, od razu stawiając przed nim "prof. dr”. Droga doń prosta nie była. Ale i w sowieckich łagrach otuchy dodawały książki...

Trzy lata temu prof. Henryk Markiewicz wydał w krakowskim Universitasie tom "Od Tarnowskiego do Kotta”, zbiór studiów i szkiców o nieżyjących wybitnych badaczach i krytykach literatury, także tych, którzy wznosili na wyżyny polonistykę krakowską: Stanisławie Tarnowskim, Stanisławie Pigoniu, Juliuszu Kleinerze, Romanie Ingardenie, Marii Dłuskiej, Kazimierzu Wyce. Teraz i Henryk Markiewicz już po tamtej stronie. Ostatni, co tak polonistycznego poloneza wodził.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski