Fot. KINO POLSKA
Władysław Cybulski: ZAPISKI KINOMANA
Królewsko-sycylijska stolica przesiąknięta jest śmiercią do rozmiarów kultu. Odnawiany właśnie XV-wieczny fresk nieznanego mistrza nosi nazwę "Tryumf Śmierci". Bohater filmu rozważa naturę Czasu, który niepostrzeżenie ucieka w krytycznym wieku, inaczej niż w młodości, gdy czuło sie jego trwanie. Jest modnym fotografem, zawodowo więc powinien chwytać momenty i utrwalać chwile, lecz dla poklasku manipuluje sztucznymi obrazami, kreując rzeczywistość w swoich fotogramach.
Odczuwa pustkę, potrzebę wewnętrznej przemiany i lęk przed umieraniem. W bezsenne noce (sen to "mała śmierć") ma zwidy zwiastuna śmierci w postaci mnicha w szarym kapturze, który w końcu się materializuje w osobie obsypanego kredową bielą, ekscentrycznego aktora Dennisa Hoppera jako wysłannika "stamtąd". Odbywa się dialog między tropiącym a tropionym, choć w migawkowym ujęciu wygląda to tak, jakby bohater tropił samego siebie, jakby to była wędrówka w głąb własnego świata strachów i niepokojów. Główną postać gra nie aktor, ale 47-letni lider niemieckiego zespołu rockowego Campino i taka też muzyka wypełnia gęsto ekran.
Autorem opowieści jest artysta mocno tkwiący w historii kina: 64-letni Wim Wenders z Düsseldorfu, laureat wielu nagród festiwalowych w Wenecji, Cannes i Berlinie. Pracował także we Francji i USA ("Niebo nad Berlinem", "Paris, Texas", "Lisbon Story"), a zmęczony na początku lat 90. zajmował się dokumentem. W odniesieniach lub wręcz cytatach odwołał się obecnie do pamięci swych mistrzów, Antonioniego i Bergmana, którym z powodu ich jednoczesnej śmierci ten film dedykował. "Spotkanie w Palermo" nie wzbudziło frenetów w lożach prasowych. Niektórzy krytycy je zniszczyli ("toporna celebracja metafizycznego banału"), inni podjęli życzliwą obronę - co tylko wzmaga zainteresowanie.
Jak doszło do "Spotkania...", o tym opowiada sam Wenders: - Większość moich pomysłów rodzi się w miejscach, w których bywam. Jeśli miasto ma odpowiednią atmosferę, pejzaż przyciąga jakąś nieuchwytną tajemnicę, jeśli wyczuwam, że chce mi coś opowiedzieć, wtedy zostaję tam dłużej. Wsłuchuję się w rytm, odkrywam dźwięki, barwy, zapamiętuję obrazy. Sycę się zaskakującym pięknem szczegółów i architektury, zasłyszanych opowieści, spotkań z ludźmi. Z tego dopiero wyłaniają się sceny, poszczególne sytuacje, charaktery postaci.
To metoda tworzenia, a odbiór dzieła? Było już o tym kontrowersyjnie. Mogę mówić tylko za siebie. Uległem melancholijnej aurze, w jakiej Wenders, poeta miast, zanurza portret Palermo - pesymistycznie, ale z wyobraźnią. Ładnie i subtelnie poprowadzony został wątek ozdrowieńczej miłości - z Giovanną Mezzogiorno. A teraz kolej na zastrzeżenia.
Gdyby film podzielić umownie na dwie części, powiedzmy - na prolog i kulminację - to do pierwszej miałbym uwagę, że jest za długa, "przeczekana" i przez to osłabiająca zaciekawienie ważnymi dla dalszego ciągu kwestiami. A co do części drugiej - filozoficznej dysputy, to chyba nie sprzyja jej przeestetyzowanie obrazów i wystylizowanie postaci Śmierci w marmurową rzeźbę, co wbrew intencjom ociera się już o groteskę. Są to zresztą odczucia subiektywne, indywidualne, bez oczekiwania podobnego odzewu. Pozwólmy Wimowi Wendersowi na bezpośredni kontakt z widzem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?