Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemniczy ogród

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Zatopione w tych różach, koprach, rozmarynach,

Fot. Anna Kaczmarz

Krakowski, botaniczny

W konstelacjach rumianku, w słońcach słonecznika...

(Maria Pawlikowska-Jasnorzewska "Ogród Botaniczny na ul. Kopernika")

Natchnienia wiele razy szukała na alejkach najstarszego ogrodu uniwersyteckiego poetessa z Kossakówki. Wyspiański przysiadał na ławkach i pracowicie szkicował motywy roślinne. Dla Wandy, Lusi i Wisi - córek Antoniego Witkowskiego, od 1919 roku głównego inspektora Ogrodu Botanicznego - to był "ich" zaczarowany ogród. Towarzysz dziecięcych zabaw, świadek pierwszych uniesień, budzących się uczuć. Ślad na całe życie odciśnięty w sercach. Źródło niewyczerpanych wspomnień szczęśliwego dzieciństwa.

Wspomnienia przelane na papier

Wiesława (od zawsze: Wisia!) Witkowska-Klichowa zostawiła cząstkę siebie w Ogrodzie Botanicznym, sąsiadującym z dzielnicą klinik uniwersyteckich. Stąd obecność w przedwojennym domu Witkowskich wielu luminarzy medycyny, a też młodych asystentów, oczarowanych urodą trzech panien. Jednak względami Wandy, Lusi i Wisi (nieprzypadkowa kolejność) cieszył się przyszły wzięty architekt Przemek Szafer, syn dyrektora Instytutu Botaniki i Ogrodu Botanicznego, redaktora "Flory Polskiej". Z biegiem zaś lat Władysław Szafer stał się pierwszym i najwaleczniejszym ekologiem pod Wawelem.

Wróćmy do lat dwudziestych. Przemek Szafer ma rodzeństwo. Siostrę Hankę i brata Stasia. Nie rozstają się z kuzynami Luśkiem i Leszkiem Jentysami. Po zamknięciu ogrodu dla zwiedzających dziecięca Arkadia przechodziła we władanie tej gromadki, w głowach której rodziły się najdziksze pomysły. Wisia w nich celowała. Potrafiła wspiąć się w palmiarni tak wysoko, że jedynie pomoc dorosłych z porządną drabiną mogła coś zdziałać. Panienki Witkowskie i rodzeństwo Szaferów (przed przeprowadzką na ul. Lubicz do nowej siedziby Instytutu Botaniki) na stałe mieszkali w obrębie Ogrodu Botanicznego. Można sobie wyobrazić jaką to rodziło zażyłość. Zresztą nie tylko między dziećmi. Także załogi Ogrodu Botanicznego z pracownikami Instytutu Botaniki. Malutka Wisia bez skrępowania nawiedzała sławnego uczonego Tadeusza Banachiewicza. Zafascynowana lunetami, pobierała od matematyka i astronoma pierwsze nauki oglądania nieba.

Z Arkadii na śląsk

Po wojnie Wisia z rodzicami i siostrą Wandą, jej synkiem Andrzejem osiedlili się na Śląsku. Tęsknota za Krakowem towarzyszyła im dzień w dzień. Żyli początkowo biednie w porównaniu z okresem krakowskim, gdy rodzinie niczego nie brakowało. Przed okupacją pani Maria miała do pomocy służące, a dziewczynki - bony do nauki języków obcych. Zaopatrywano się w najlepszych sklepach. Wakacje spędzano w Rabce lub w Makowie Podhalańskim.

W nowym ustroju Antoni Witkowski, pomimo wysokich kwalifikacji, zajęcia nie znalazł. Był już człowiekiem schorowanym. A poza tym... Starych drzew się nie przesadza. Odszedł w 1954 roku. Spoczywa na cmentarzu komunalnym w Katowicach. Ukochana żona Maria przeżyła go prawie o 40 lat.
Wszyscy cierpieli z tego powodu, że warunki zmusiły rodzinę do pozostawienia bajkowego świata przyrody. Nie mogli się przyzwyczaić do czarnego Śląska, ale żyć trzeba. Czas biegł, siostrzeniec Andrzej, syn najstarszej Witkowskiej, zdał na medycynę, wybrał chirurgię. Po dziadku Antonim odziedziczył talenty menedżerskie. Dziś z sukcesem kieruje Szpitalem im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.

Perełka

Przedwojenne gimnazjum sióstr Urszulanek przy ul. Starowiślnej i matura zdana w pobliskim Liceum im. Mickiewicza, gwarantujące przyzwoitą znajomość języków obcych, wystarczyły Wisi do uzyskania pracy w dziale zagranicznym katowickiego oddziału NBP, a po 15 latach kontynuowania jej w Banku Handlowym. Przyczyną dumy było faksymile podpisu pani Klichowej, decydujące o dojściu do skutku wielu poważnych transakcji.

W banku pani Wisia miała przydomek "krakowska perełka". Wymawiający go podkładali podeń wyjątkową kindersztubę i odmienność właścicielki. Przeróżne kwestie savoir-vivre'u trafiały do rozstrzygnięcia przez panią Wisię. Nie było też końca prośbom o opowieści na temat przedwojennego Krakowa.

Ta podnieta w końcu swoje zrobiła. Jeden z pobytów szpitalnych pani Wisia poświęciła na spisanie wspomnień szczęśliwego dzieciństwa i młodości brutalnie przerwanej wybuchem wojny. Siostrzeniec, dr Andrzej Ślęzak, zachęcał panią Wisię jak mógł. Jedynie ona mogła ocalić ten fragment historii rodzinnej od zapomnienia. Łatwo składała słowa, niejeden wiersz wyszedł spod jej ręki.

- Najtrudniej było zacząć - twierdzi - później nie wiedzieć kiedy i jak samo na papier się przelewało. Widać rzeka wspomnień tylko czekała na pretekst...

Syn średniej siostry - Lusi, którą los rzucił z rodziną aż do Szczecina (Janusz Kania wykłada komunikację społeczną), pomógł, by rękopis przybrał kształt książki. Drzewo genealogiczne Witkowskich jest wcale spore (choć nie za przyczyną pani Wisi, dwukrotnej wdowy bez potomstwa), można zatem być spokojnym, kolejne pokolenia będą miały na czym oprzeć wiedzę o rodzie Marii ze Szlachetków i Antoniego, jednego spośród sześciorga dzieci Tomasza Witkowskiego, nauczyciela dwuklasowej szkoły w powiecie radomskim. Chcąc zapewnić rodzinie lepsze warunki, Tomasz Witkowski porzucił szkolnictwo, podjął lepiej płatną pracę kamerdynera w pałacu hr. Stanisława Potockiego w Maluszynie, kilkanaście kilometrów od Włoszczowy nad Pilicą, czym zapewnił pomoc nieprzeciętnie uzdolnionemu, pracowitemu i wyjątkowo urodziwemu synowi Antoniemu.

"Moje krakowskie lata" Wiesławy Klichowej z domu Witkowskiej "Wisi" to 148 stronic kredowego papieru, bogato ilustrowanych zdjęciami z rodzinnego albumu. Lektura na jedno dłuższe posiedzenie. Pogodna, krzepiąca, smakowita, a przy tym wyborny przyczynek do historii dwudziestolecia międzywojennego w Polsce, zwłaszcza zaś w Krakowie.

Referencje z Łańcuta

Jak zdobywało się w dobie II Rzeczpospolitej posadę gł. inspektora najstarszego (1783) w Polsce i największego ogrodu botanicznego? Zdecydowały świetne referencje i rekomendacje z majątku ordynacji Potockich w Łańcucie, gdzie ostatecznie trafił Antoni, nabierając praktyki w zawodzie. Profesor (późniejszy rektor UJ 1935 -38) Władysław Szafer rozglądał się za odpowiednim kandydatem. Antoni Witkowski mógł się wykazać doświadczeniem nabywanym m.in. w ogrodach pałacowych Wersalu i austriackiej rezydencji cesarskiej Schonbrunn. W Paryżu studiował architekturę ogrodów, w Londynie biologię, w Wiedniu botanikę. Posługiwał się biegle trzema obcymi językami: francuskim, angielskim i niemieckim. Cechowały go nienaganne maniery. Czegóż więcej trzeba było?
Dwie dekady z ćwierćwiecza poświęconego Ogrodowi Botanicznemu były złotym okresem w życiu zawodowym Witkowskiego. Z pasją wprowadzał zmiany, nowinki (dwupoziomowe kompozycje), wykorzystywał swoją wiedzę w nowoczesnym zarządzaniu. W ciągu pierwszych czterech lat zmienił układ znacznej części roślin, sprowadził nowe, egzotyczne, i dzielił się osobliwościami krakowskimi. W 1933 urządził na przyległej działce Ogród Lekarski z roślinami leczniczymi, prowadził zajęcia ze studentami farmacji. Był zapraszany na liczne międzynarodowe kongresy przyrodnicze: w Wiedniu, Paryżu, Amsterdamie. Wieści o jego umiejętnościach rozchodziły się, projektował zieleńce i parki w wielu uzdrowiskach: Rabce, Ciechocinku, słowackich Pieszczanach.

Królowa Nocy

Ogród pod pieczą Witkowskiego miał dobrą passę. Każde większe wydarzenie kwitowano na łamach "IKC-a", którego właściciel, Marian Dąbrowski, wyznaczył nawet dziennikarza do ich relacjonowania.

Kaktus o długich, wijących się łodygach chronionych przez kolce zakwita jeden raz w roku, i to nocą. Na ten spektakl w wykonaniu Królowej Nocy widzowie wykupują bilety, a fotografowie usiłują zająć najlepszą pozycję. Seans nie trwa długo, publiczność obserwuje z zapartym tchem olbrzymią roślinę majestatycznie rozchylającą biały kielich kwiatu. Kaktus lekko nim potrząsa, powoli stula płatki i skłania w dół głowę. Tyle. Koniec.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska uwieczniła inne zjawiskowe wydarzenie: pośród liści wielkich (do 2 metrów średnicy) jak balie, rozkwita Victoria Regia, roślina będąca chlubą ogrodu. W cieplarni panuje tropikalna temperatura (do 35 st. C). Wisia nie może oderwać oczu od Victorii Regii, najczęściej w cieplarni znajdują ją zaniepokojeni rodzice. W krakowskiej prasie (można sprawdzić w archiwum UJ) zachowało się zdjęcie trzyletniej Wisi w roli baśniowej Calineczki usadowionej na tej zdumiewającej kształtem roślinie.

Z końcem września 2009 umawiam się z panią Wisią w Ogrodzie Botanicznym. Nie może się obejść bez odwiedzin u Victorii Regii. Obezwładniający tropik uderza w nas już w drzwiach cieplarni. Poruszamy się wolniutko, na wszelki wypadek proszę obsługę o krzesło. Witamy Victorię i wycofujemy się, usadawiam panią Wisię na ławce w zacisznym miejscu, sama idę obejrzeć staw (starorzecze Wisły), latem służący paczce - panny Witkowskie - rodzeństwo Szaferów do przejażdżek tratwą, a zimą do szalonych wyścigów na łyżwach przytroczonych do butów sznurkami. Nauka do egzaminów ponoć nad tym stawem najlepiej wchodziła do głów. A randki zawsze były udane, bo z dala od ludzkich oczu. Potwierdzają to dzisiejsi internauci. Nic się nie zmieniło.

***

Autorka "Moich krakowskich lat" nie przypuszczała, że książka trafi do rąk profesora Przemysława Szafera. Doktor Andrzej Ślęzak, wiedziony ciekawością, odszukał człowieka, który w młodości przyjaźnił się z jego matką Wandą Witkowską.
"Patrzyłam na niego oczyma piętnastoletniej dziewczyny i widziałam Przemka z tamtych lat. To było przepiękne i wzruszające spotkanie - wspomina Wisia Klichowa. - Przywitał mnie piętnastoma różami. Próbuję sobie wyobrazić, jak byłaby szczęśliwa Wanda, gdyby była z nami.

HALINA KLESZCZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski