Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Taniec z furiami

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
Jakim cudem nie dobrali się do pierwszego rzędu - pojęcia nie mam.

Fot. Wacław Klag

Paweł Głowacki: SALONY

Może z domu wynieśli naukę, że nie należy tłuc słabszych? Może, twarze pierwszego rzędu pilnie badając, pojęli, że to zupełnie nie ich liga? A może niebieskie dyscypliny w oczach prof. Doroty Segdy, co z boku siedziała i opowieścią całą dyrygowała, w fotelach ich zatrzymywały, pozwalając tylko na frenezję okiełznaną? Może tak, może jeszcze inaczej. Grunt, że pięknie zatańczyli z furiami swymi.
Katarzyna Dorosińska, Martyna Krzysztofik, Bartosz Gelner, Sylwester Piechura i Łukasz Stawarczyk, pierwszoroczni studenci krakowskiej PWST, wraz z prof. Segdą "Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle" Juliusza Słowackiego wczoraj na Salonie Poezji czytali, a raczej świetnie wydmuchiwali z siebie - i nosiło ich. Jedenastozgłoskowiec starego mistrza w żyłach buzował. Cudaczne przygody Dantyszka - nadwiślańskiego Dantego - w brzuchach się kotłowały. Obrazy fantastyczne, pełne aniołów, diabłów oraz innych dziwności, nieprzeliczone migotliwe podobizny tej naszego włóczęgi podróży przez piekło, które jest na księżycu - spokoju nie dawały. Niczym nagłe dawki mocnych prądów - kruszyły spokój ciał.
Pląsały wtedy palce i ręce całe, odtańcowywały w powietrzu krótkie tańce. Przez sekundę, trzy, góra pięć dygotały szyje. Oczy chciały z pustki nad głowami słuchających ulepić rzeczy, o których usta gadały: pawie, skrzydła aniołów, srebro księżyca, łuczywo, kości, róże, karki i tę czarodziejską dziurę w łysej głowie, ten lej, z którego dym szedł, gdy Dantyszek puchar gorzałki wychylał. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że wieszcz o "dzieciarni" Segdy i o mnie słuchającym myślał, gdy pisał: "A takie były te aniołki skoczne,/ I takie zwinne, że nie oni sami/ Alem ja zaczął prosić się ze łzami,/ Niech sobie stary na chwilę wypocznę;/ Bo mi już kości trzeszczą jak łuczywo,/ I w gwiazd mi żywych towarzystwie ckliwo".
Takie rzeczy działy się przez sekund góra pięć, a gdy się zdawało, że nic już "dzieciarni" nie powstrzyma, że zerwą się i z Bogu ducha winnych rezydentów pierwszego rzędu lepić zaczną świat przedstawiony poematu - pięknie gaśli. W wersach nadchodził spokój, kawałek ciszy, słowa niespieszne - i uspokajało się wszystko w czytających. Uspokajało się też tylko na chwilę. Opadały ręce, gasły oczy, głosy dotykały szeptu. Po czym - wszystko od początku. Taniec rąk, dygot szyj, oczy lepiące rzeczy z powietrza - i kolejne, równie nagłe uspokojenie. I tak do końca. Falowanie do końca czytania - do końca fantastycznej wędrówki Dantyszka przez księżycowe piekło do nieba, aby przed Bogiem złożyć skargę na sprawców cierpień polskiego plemienia. Falowanie pod niebieskimi dyscyplinami Segdy.
W sumie - dobry, bardzo dobry początek aktorstwa. Bo ono przecież nie jest niczym innym, jak właśnie tańczeniem z własnymi furiami, dławieniem bombastycznych jazgotów, miarkowaniem skrajności. Owszem, był jeden - Jerzy Grotowski się nazywał - co w imię uwalniania emocji kazałby "dzieciarni" przegryźć tętnice szyjne gości z pierwszego rzędu. Był, ale dawno temu. I nie w Krakowie. I najważniejsze: prof. Segda u niego nie studiowała.
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 273. Krakowski Salon Poezji. "Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle" Juliusza Słowackiego czytali studenci krakowskiej PWST oraz prof. Dorota Segda. Na fortepianie grała Anna Miernik. Gospodyni Salonu Anna Burzyńska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski