MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tylko słaby się poddaje

DW
ROZMOWA z JANO FROHLICHEM, dyrektorem MKS Sandecja oraz kapitanem piłkarskiego zespołu tego klubu

Nie jest dla Pana kłopotliwe godzenie obowiązków działacza i sportowca?

- Teraz już nie, ale tak, gdy mianowano mnie dyrektorem klubu, a właściwie osobą pełniącą jego obowiązki, czułem się trochę nieswojo.

No bo rzeczywiście, w szatni Pan zwracał się do szkoleniowca "panie trenerze", a poza boiskiem tenże trener powinien do niego mówić "panie dyrektorze"...

- Zgadzam się, to trochę śmieszne. Nigdy jednak nie przywiązywałem wagi do tytułomanii, od nikogo nie wymagałem, żeby mnie "dyrektorował". Z wszystkimi, nawet z tymi najbardziej nieopierzonymi chłopakami z zespołu, byłem i pozostaję na ty, a do szkoleniowca zawsze odnosiłem się z należnym mu szacunkiem. Nie wykorzystywałem swego stanowiska, a jeśli już przychodziło mi reprezentować interesy drużyny, to występowałem jako jej kapitan.

Co zadecydowało o powierzeniu akurat Panu tak odpowiedzialnej funkcji?

- Z Sandecją związałem się jedenaście lat temu. Spośród wszystkich graczy i wielu działaczy mam w niej najdłuższy staż. Utożsamiłem się z biało-czarnymi i nie sadzę, bym zdecydował się jeszcze kiedykolwiek na zmianę barw klubowych. MKS znam od podszewki i schlebiam sobie, że Bóg obdarzył mnie zdolnościami dyplomatycznymi. Daję sobie radę jako rajca w mojej słowackiej miejscowości, w której mieszkam na co dzień. Właściwie z każdym potrafię się jakoś dogadać.

Na tyle długo przebywa Pan w Polsce, że bariera językowa nie stanowi już żadnego problemu?

- W istocie. W waszym języku radzę sobie równie dobrze, jak w słowackim. Jedynie przy pisaniu zdarzają mi się jeszcze błędy stylistyczne i, wstyd się przyznać, ortograficzne. Ale staram się je korygować. Zresztą nie przesadzałbym z tymi moimi możliwościami, wynikającymi z pełnionej funkcji dyrektora. Na dobrą sprawę, moje powinności ograniczają się obecnie do podpowiadania zarządowi klubu, którymi graczami z innych drużyn warto się zainteresować.

Kogo ostatnio im Pan podsunął?

- Konkretnych nazwisk nie zdradzę. Konkurencja nie śpi. Powiedzieć mogę jedynie, że dwaj kandydaci - obrońca i napastnik - ograni są w I lidze, zaś trzeci to młody pomocnik o olbrzymich możliwościach, występujący m.in. w Młodej Ekstraklasie.

Zastąpi Rudolfa Urbana, który nieoczekiwanie przenosi się do Piasta Gliwice?

- Kiedy zwróciłem na tego chłopaka uwagę, nie było jeszcze mowy o odejściu Rudiego. Można więc powiedzieć, że trener Mariusz Kuras jak gdyby przeczuł pismo nosem, poszukując właśnie rozgrywającego.

Uważa Pan, że Urban podejmuje właściwą decyzję, przenosząc się do rywala Sandecji w walce o ekstraklasę? Przypomnijmy sobie casus Dariusza Zawadzkiego, który swoje przejście do Pogoni tłumaczył tym, że ze Szczecina bliżej mu będzie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Tymczasem Sandecja wciąż walczy, Pogoń rozpaczliwie broni się przed degradacją z I ligi, a Zawadzki rzadko wybiega w jej podstawowej jedenastce.

- Nie mogę odpowiadać za Rudiego. Umowy z Sandecją w każdym razie nie łamie, bowiem zawarto w niej zapis, że jeśli znajdzie się nań kontrahent, gotowy zapłacić odpowiedni ekwiwalent, klub z Sącza nie będzie mu przeszkadzał w zmianie barw. Czas pokaże, czy Urban postąpił słusznie.
Znany jest Pan z tego, że zawsze stawia przed sobą wysokie cele, nie zadowala się bylejakością, do końca wierzy w możliwość osiągnięcia sukcesu.

- Taki już po prostu jestem. Nawet, a właściwie szczególnie w trudnych momentach staram się poderwać kolegów do walki, krzyczę na nich, używając czasem niecenzuralnych słów. W wielu przypadkach to poskutkowało.

Zacytuję Panu fragment jego wypowiedzi dla "Dziennika Polskiego". Oto on: "Obiecuję, że uczynię wszystko, by w Sandecji zaczęło dziać się lepiej. Nie po to wracałem do niej, by godzić się na przeciętność. Ten klub zasługuje na lepszy los i jestem pewien, że doczeka się dobrych dni. Niektórzy ludzie, którzy mienią się przyjaciółmi Sandecji, po cichu zacierają ręce z zadowolenia, kiedy nam się nie wiedzie. Jak gdyby spodziewali się, że klub się rozleci. Niedoczekanie! Chcę powiedzieć tym panom, że im cięższe kłody rzucają nam pod nogi, tym większą sportową złość w nas wyzwalają. Już niedługo zdejmiemy im te fałszywe uśmieszki". Pytanie: po którym meczu i kiedy padły z Pana ust te słowa?

- Nie wiem, ale myślę, że nie chodzi o ostatni sezon.

To Pański komentarz do przegranego przez Was na własnym boisku 25 października 2008 r. meczu z Concordią Piotrków Trybunalski. Znaleźliście się po tym spotkaniu na 10. miejscu w tabeli, a po rundzie wiosennej awansowaliście do I ligi.

- No i co, nie miałem racji? Mogę tylko powtórzyć: nigdy nie tracę nadziei na końcowy sukces. Poddają się tylko ludzie słabi.

Mam przez to rozumieć, że i w tym sezonie nie rezygnujecie z walki o ekstraklasę?

- Pewnie, że nie rezygnujemy. Ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że przy znaczącej stracie punktowej do liderujących ŁKS-u i Podbeskidzia będzie to zadanie szalenie trudne. Może zdarzyć się i tak, że wylądujemy gdzieś w środku tabeli. Nie dopuszczam jednak do siebie takiej ewentualności. Broni nie złożymy.

Przez Czytelników "Dziennika Polskiego" wybrany Pan został do piłkarskiej jedenastki stulecia Sandecji. Nie krył Pan zaskoczenia tą elekcją...

- Proszę mi wierzyć, jest to dla mnie największy zaszczyt, jakiego w życiu dostąpiłem. Znalazłem się przecież w towarzystwie ludzi, którzy w biało-czarnych strojach wystąpili po 400 razy, strzelili dla Sandecji sto i więcej goli.

Parę stoperów utworzył Pan z legendarnym "Ziółkiem", czyli Adamem Ziółkowskim, obrońcą stanowiącym o sile zespołu z lat 60. XX wieku. Miał Pan okazje zamienić z nim parę słów podczas jubileuszowej gali?

- Tak, pan Adam sam podszedł do mnie, uścisnął rękę i powiedział, że duet stoperów Frohlich- Ziółkowski byłby nie do przejścia dla napastników rywali. Nadmienił też, że szkoda, iż lata naszych młodości nie przypadły na ten sam czas. Pan Ziółkowski zaprosił mnie do swej hacjendy w Grybowie. Z przyjemnością skorzystam. Może wybierzemy się tam razem?
Rozmawiał: Daniel Weimer

WOŹNIAK I TROCHIM NA CELOWNIKU

I LIGA PIŁKARSKA. Marcin Woźniak i Wojciech Trochim znaleźli się w centrum zainteresowania działaczy Sandecji. Z zawodnikami przeprowadzono już wstępne rozmowy. Obydwaj zadeklarowali chęć występowania w sądeckim klubie.

Upadła natomiast sprawa pozyskania czołowego strzelca I ligi Emila Drozdowicza. Graczowi temu nie udało się rozwiązać kontraktu z GKP Gorzów Wielkopolski, w którym występował w rundzie jesiennej. Nadal więc trwają poszukiwania napastnika, partnera dla Arkadiusza Aleksandra w przedniej linii.

Marcin Woźniak jest lewym obrońcą. Ma 26 lat i znajdował się ostatnio w kadrze Pogoni Szczecin. W klubie tym trenował go wcześniej Mariusz Kuras, obecny szkoleniowiec biało-czarnych. 21-letni Wojciech Trochim ma zastąpić Rudolfa Urbana w roli środkowego rozgrywającego. Dotychczas najczęściej ujrzeć go było można w Młodej Ekstraklasie, gdzie reprezentował barwy Legii Warszawa.

(DW)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski