MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W interesie gminy

Redakcja
GraŻyna Starzak

Eugeniusz Stypuła, wójt Zembrzyc, został skazany za jazdę po pijanemu. Niebawem rozpocznie się procedura odwołania go ze stanowiska.

   Dla wójta to nic wielkiego. Do końca obecnej kadencji samorządowej może ponownie ubiegać się o fotel, bowiem prawo nie zabrania kandydować w przedterminowych wyborach osobom z wyrokiem sądowym. Ma duże szanse na ponowny wybór, bo umie zjednywać sobie ludzi. Świadczy o tym fakt, iż poszkodowani i świadkowie odwołali przed sądem obciążające go zeznania. - Jest niewinny - mówią ci, którzy jeszcze niedawno mu wygrażali.
   Funkcjonariusze policji pełniący służbę na rogatkach Suchej Beskidzkiej 6 listopada 2003 r. po południu już mieli wracać na komendę, gdy od strony ul. Wadowickiej usłyszeli głuchy dźwięk. - Tak, jakby zderzyły się dwa samochody - opisali swoje wrażenia w urzędowej notatce. Gdy przybyli na miejsce, zobaczyli mercedesa busa na środku ul. Wadowickiej, fiata cinquecento w rowie i opla astrę na bocznej drodze, tuż przy wylocie ulicy. W oplu, na miejscu kierowcy, siedział mężczyzna. Obok stała kobieta, pasażerka cinquecento. - Stary pajacu, jak jedziesz. Byłbyś nas zabił. Nasze dzieci zostałyby sierotami! - krzyczała histerycznie.
   - Przecież nic wam się nie stało - tłumaczył się mężczyzna z opla. Te słowa zanotował Grzegorz S., policjant. W notatce znalazło się również zdanie: Mężczyzna mówił niewyraźnie, słabo trzymał się na nogach i przyznał, że uczestniczył w kolizji drogowej.
   Policjanci z patrolu wezwali kolegów z drogówki, aby zabezpieczyli ślady, spisali zeznania i sporządzili szkic sytuacyjny. Wynikało z niego, że kierujący oplem astrą chciał włączyć się do ruchu, wyjeżdżając z bocznej drogi na ruchliwą ul. Wadowicką. Nie zachował należytej ostrożności i jadące prawidłowo cinquecento otarło się o jego samochód. Fiat znalazł się na lewym pasie jezdni, a jego kierowca, widząc nadjeżdżającego z naprzeciwka mercedesa busa i chcąc uniknąć zderzenia, zjechał do rowu. Fiat został poważnie uszkodzony, a jego pasażerka miała stłuczone kolana.

- To cud,

że żyjemy. Myślałem, że idziemy na czołowe zderzenie, że jest już po nas - mówił tuż po wypadku Zbigniew B., kierowca cinquecento. Samochód małżonków B. nie nadawał się do użytku, co było o tyle przykre, że Zbigniew B. zajmował się handlem i wykorzystywał do tego celu swojego fiata.
   Zdenerwowany był również inny uczestnik kolizji - Wojciech B., kierowca busa. Tak się złożyło, że w tym dniu zastępował swojego szefa Mirosława S., właściciela firmy przewozowej. Bus też został uszkodzony, ale na szczęście były to tylko lekkie wgniecenia.
   Z policyjnych notatek, sporządzonych na podstawie zeznań poszkodowanych i świadków, wynika, że winnym kolizji był kierowca opla. Po wylegitymowaniu go okazało się, że to Eugeniusz Stypuła, wójt Zembrzyc. Nie wzbraniał się przed podpisaniem protokołu, stwierdzającego, że jest pod wpływem alkoholu (alkomat wykazał prawie 1,7 promila). Kilka razy powtarzał policjantom, że przez nich straci posadę. Zaprzeczał, jakoby prowadził opla. Upierał się, że czekał w samochodzie na syna, który miał go zawieźć do domu. Nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego siedział na miejscu kierowcy, a kluczyki tkwiły w stacyjce. Co do włączonych świateł przysięgał, że dawał nimi znak synowi, żeby ten nie zabłądził.
   Sprawa trafiła do suskiej prokuratury. Była rutynowa. Nikt nie przypuszczał, że w pewnym momencie przybierze

dziwny obrót.

   Ci, którzy - jak się wydawało - powinni być sojusznikami prokuratury, zaczęli nagle przechodzić na stronę wójta.
   Wojciech B., kierowca busa, po tygodniu od kolizji nie pamiętał dokładnie, jak to się stało, że nagle znalazł się na środku jezdni. Pytany o to, czy widział małżonków B. wygrażających kierowcy opla, odparł, że nic nie widział, nic nie słyszał i nie rozumie, czego od niego chce prokuratura. Lekkie wgniecenie w mercedesie, widoczne na policyjnych zdjęciach, tłumaczył wcześniejszą, nieostrożną jazdą właściciela auta.
   Zbigniew B., kierowca cinquecento, które wylądowało w rowie, wziął winę na siebie, twierdząc, że jak wszystko spokojnie przemyślał, to doszedł do wniosku, iż to on zajechał drogę busowi, bo oślepiły go światła opla. Nie potrafi jednak powiedzieć, czy samochód opel stał, czy się poruszał. Barbara B., jego żona, która tuż po kolizji wygrażała wójtowi, podczas przesłuchania tłumaczyła się, że była zdenerwowana, a w takim stanie różne rzeczy się mówi. Kierowca opla był spokojny i zachowywał się kulturalnie. Panowie policjanci źle zinterpretowali moje słowa.
   Tę samą formułkę - o "złej interpretacji" jego słów - powtórzył pasażer busa, zarzekając się, że nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia, chociaż policjanci zapisali tuż po kolizji, że Bogdan P. słyszał puknięcie i wskazał, z której strony doszło do uszkodzenia busa.
   Prowadząca sprawę prokurator Małgorzata Pena mówi, że już pierwsze zeznania - poszkodowanych i świadków - zdumiały ją. Tak znacznie różniły się od oświadczeń, złożonych przez te osoby na miejscu wypadku.
   - Przejrzałam jeszcze raz policyjne protokoły, poprosiłam o złożenie zeznań strażaków, którzy też tam byli - jednemu z nich pani B. w drodze do szpitala opowiadała, jak to opel wyjechał wprost na nich - i doszłam do wniosku, że świadkowie są namawiani do składania fałszywych zeznań po to, aby wyeliminować udział w kolizji Eugeniusza Stypuły - opowiada prok. Małgorzata Pena.
   Po napisaniu stosownego oświadczenia i złożeniu go u swoich zwierzchników postanowiła prowadzić

odrębne

śledztwo.

   Dowiodła w nim m.in., że już kilka godzin po kolizji wójt lub jego żona telefonowali do domu małżonków B., którzy swoim fiatem cinquecento wylądowali w rowie. Barbara B. zeznała, że dzwoniła kobieta, jej mąż utrzymywał, iż mężczyzna. Treścią tej rozmowy miało być - według kierowcy cinquecento - kilka grzecznościowych zwrotów w stylu: "jest nam przykro" i "jak się państwo czują". W czasie śledztwa wyszło również na jaw, że tuż po wypadku B. kupili za 9 tys. zł na giełdzie w Krakowie fiata cinquecento.
   Prokurator starała się również dociec, dlaczego kierowca busa i właściciel firmy przewozowej upierali się w śledztwie, że uszkodzenia mercedesa są wynikiem nieostrożnej jazdy, a nie kolizji na ul. Wadowickiej. - Ten upór świadków był podejrzany, zważywszy, iż w dniu zdarzenia sami pilnowali policjantów, aby spisali wszystkie uszkodzenia. Jeszcze następnego dnia zwierzali się pracownikowi sekretariatu komendy policji, że podczas jazdy czują, jak auto ściąga na bok - relacjonuje Małgorzata Pena.
   Oskarżyła ona wymienione wyżej osoby - jest ich w sumie siedem - o składanie fałszywych zeznań. Toczący się w Wydziale Karnym suskiego Sądu Rejonowego proces o krzywoprzysięstwo może dobiec końca jeszcze w tym miesiącu. Tak twierdzi Irena Migas, szefowa suskiej prokuratury. Obrońcą wszystkich osób, oskarżonych w tym procesie jest

ten sam

adwokat, który bronił Eugeniusza Stypułę.
   Proces wójta Zembrzyc zakończył się w czerwcu ub. roku w Wydziale Grodzkim suskiego sądu. Eugeniusz Stypuła został uznany winnym jazdy po pijanemu. Dostał pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych w tym samym okresie i karę grzywny. Pod koniec stycznia tego roku krakowski Sąd Okręgowy utrzymał ten wyrok w mocy.
   Co, w związku z tym wyrokiem, mają dziś do powiedzenia uczestnicy i świadkowie kolizji?
   - Dajcie nam spokój - ucina rozmowę Barbara B., pasażerka cinquecento.
   Wojciech B., kierowca busa, podtrzymuje wersję "nic nie widziałem, nic nie wiem". Twierdzi, że nie ma żadnego interesu, aby bronić wójta Zembrzyc. Żali się, iż w sądzie nie dopuszczono go do słowa. Kolejny świadek, pasażer busa, mieszkaniec Krakowa, jest nieuchwytny.
   Eugeniusz Stypuła nie robi uników. Śmiało patrzy w oczy swoich współpracowników w gminie, chociaż do tej pory nie wytłumaczył się przed nimi. Zapewne ma świadomość, że dyskutują między sobą o jego sądowej sprawie, bo na łamach lokalnej prasy co rusz ukazują się notki na ten temat. Jakby w odpowiedzi na doniesienia prasowe wójt

zaostrzył dyscyplinę

wśród gminnych urzędników. Mają teraz kategoryczny zakaz wypowiadania się na jakikolwiek temat do prasy.
   Grażyna Fuja, sekretarz Urzędu Gminy w Zembrzycach, dostała burę, bo odważyła się rozmawiać ze mną przez chwilę. - Tylko pan wójt ma prawo wypowiadać się do prasy - pogroził palcem swojej pracownicy Eugeniusz Stypuła, a zwracając się do mnie, uprzedził, że o swojej sądowej sprawie nie będzie mówił, bo dziennikarze, relacjonując jej przebieg, uprzytomnili mu, że nastąpił upadek zawodu dziennikarskiego.
   Wójt szybko się jednak udobruchał, gdy zapytałam, jak udało mu się zdobyć - to sprawa ostatnich dni - pieniądze na budowę kanalizacji w Zembrzycach. - Nie było łatwo. Ja po prostu mam swoje kontakty - odparł. Twierdzi, że sprawa kanalizacji przesądziła o tym, że nie może złożyć urzędu.
   - W interesie gminy jest, abym rządził jeszcze choćby kilka miesięcy. W marcu rozpoczną się przetargi. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny prowadził rozpoczęte przeze mnie sprawy - konkluduje.
   Eugeniusz Stypuła macha lekceważąco ręką, gdy nawiązuję do wypadku przy ul. Wadowickiej. - Wypadek? Jaki wypadek? Podobnych są setki. Wszystko odbyło się bez mojego udziału. Nie twierdzę, że policjanci kłamią. Jednak oni niewiele mogli widzieć, bo było ciemno i mżyło. Dziwię się więc, że nie dali wiary kierowcy cinquecento, który przyznał, że coś go oślepiło, ale nie był pewien, jakie to było auto. Jego żona coś tam w moją stronę krzyczała, ale później mnie przeprosiła. Tłumaczyła się, że była w szoku.
   Wójt nie pamięta, jak znalazł się w swoim aucie, na bocznej drodze. - Miałem trochę w czubie - przyznaje. Po chwili dodaje, że przywiózł go tam kolega, z którym biesiadowali w jednej z suskich restauracji. Dlaczego kolega nie odwiózł go wprost do domu? - Byłem umówiony w myjni. Czekałem tam na syna - powtarza to, co powiedział przed sądem.
   Zgodnie z obowiązującym prawem wójt z sądowym wyrokiem nie może nadal pełnić swojej funkcji. W takiej sytuacji gminna rada musi zadecydować o wygaśnięciu mandatu radnego i wójta, co jest równoznaczne z utratą stanowiska przez włodarza terenu. Obradująca tydzień temu Rada Gminy Zembrzyce, wbrew powszechnym oczekiwaniom,

nie podjęła

takiej uchwały. "Za" głosowała tylko radna Stanisława Ł. Uważa ona, że wyrok i przebieg sądowej sprawy kompromituje wójta. W przeszłości sama pełniła tę funkcję. Podczas minionych wyborów samorządowych była jednym z kontrkandydatów Eugeniusza Stypuły. Przegrała minimalną liczbą głosów. Nie chce wracać do przeszłości, choć kampanię wyborczą kwituje krótko: - Była obrzydliwa.
   Stanisława Ł. jako jedyna w radzie występuje z otwartą przyłbicą, bo, jak mówi, nie ma już nic do stracenia. Inni radni, negatywnie nastawieni do wójta, proszą, aby nie podawać ich nazwisk.
   - Nawet nam się nie wytłumaczył z sądowej sprawy - ubolewa radny X. - Zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Już przed sesją triumfował, bo był pewien wygranej. Wszystko zostało wcześniej ustalone w restauracji "U Nosala" w Tarnawie Dolnej. Ja też miałem zaproszenie, ale nie skorzystałem z niego.
   X. sugeruje, że radni boją się przeciwstawić wójtowi, bo są od niego zależni: - Jeden pracuje w szkole, a wiadomo, że oświata podlega wójtowi. Córka drugiego ma posadę w Urzędzie Gminy. Kolejny radny liczy na to, że wójt znajdzie zatrudnienie również dla jego pociechy. Pozostali głosują zgodnie z jego zaleceniami, bo obawiają się, że w innym układzie straciliby mandat radnego, a to oznacza, iż stracą też pieniądze, choćby za udział w sesjach.
   Radny X. nie był obecny na sesji. Twierdzi, że nie ma to większego znaczenia, czy ktoś jest czy go nie ma: - Wójt i tak podejmuje wszystkie decyzje samodzielnie.
   Nie liczy się

z opinią innych.

   Mój rozmówca daje przykład z ostatniego okresu. Twierdzi, że komisja budżetowa negatywnie zaopiniowała propozycję zakupu samochodu osobowego dla Urzędu Gminy. Radni z komisji uznali, że nie był dotąd potrzebny. - Jednak wójt uruchomił swoich popleczników w radzie i postawił na swoim. Przecież teraz, jak zabrali mu prawo jazdy, musi mieć służbowy samochód i kierowcę - konstatuje radny X.
   Józef Gąsiorek, przewodniczący gminnej rady, podczas głosowania nad uchwałą o wygaśnięciu mandatu wójta wstrzymał się od głosu. W jego opinii o wyniku głosowania zadecydowało to, iż wójtowi udało się niemal tuż przed sesją załatwić pieniądze na budowę kanalizacji w Zembrzycach. - To dla nas bardzo ważna sprawa, bo ciągle płacimy kary za zanieczyszczanie środowiska. Myślę, że to przesądziło, iż 9 radnych stanęło po stronie wójta. Czy wiedzieli o wyroku? Wójt oficjalnie nic na ten temat nie mówi, ale przecież wszyscy czytają prasę. Zatem pewnie wiedzieli. Ale w działalności samorządowej liczy się ostateczny efekt - wyraża swoją opinię przewodniczący.
   - Przypadek Zembrzyc jest precedensowy. Podejrzewam, że nie tylko w naszym województwie - komentuje decyzję Rady Gminy Zembrzyce Mirosław Chrapusta, dyrektor Wydziału Prawnego Urzędu Wojewody Małopolskiego. Mój rozmówca twierdzi, że do tej pory nie zdarzyło się, aby rada gminy zagłosowała przeciwko wygaśnięciu mandatu wójta z sądowym wyrokiem. Przewodniczący Gąsiorek będzie musiał zwołać kolejną sesję rady gminy, podczas której odbędzie się powtórne głosowanie nad wygaśnięciem mandatu Eugeniusza Stypuły. Jeśli wójt ocaleje, odwoła go wojewoda, wydając tzw. zarządzenie zastępcze. A wtedy premier ogłosi rozporządzenie o przedterminowych wyborach w Zembrzycach. Nikt jednak nie może zabronić odwołanemu wójtowi ubiegania się ponownie o to stanowisko. Mimo sądowego wyroku Eugeniusz Stypuła do końca obecnej kadencji może być kandydatem na wójta. Tak stanowi obowiązujące, choć krytykowane w tym punkcie prawo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski