Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka fala w Pałecznicy

Redakcja
Gdy kierowca busa kursującego na trasie z Proszowic do Pałecznicy jechał rano do pracy, na środku drogi zobaczył psią budę. W pierwszej chwili pomyślał, że to ktoś komuś zrobił kawał wielkanocny. Tymczasem to, co we wtorek wczesnym popołudniem przeżyli mieszkańcy Pałecznicy i kilku innych miejscowości, nie ma nic wspólnego z żartami.

Na białej ścianie "Jaguara" wyraźnie widać, do jakiej wysokości sięgała woda z błotem

To był koszmar...

     - Mieszkam na pagórku, więc się specjalnie nie przejęłam, deszcz to deszcz. Karmiłam dziecko, gdy nagle słyszę, że ciocia woła: powódź! Wyjrzałam przez okno i to, co zobaczyłam to był koszmar. Wszędzie była woda, wszystko zalane - opowiada mieszkanka Pałecznicy.
     - Najpierw była straszna ulewa - uzupełnia relację sąsiadki Marianna Bączek. - Później usłyszałam szum. Pomyślałam, że to idzie następna chmura. Poleciałam krzyknąć na męża, który wyszedł w pole, żeby się wrócił, bo deszcz idzie. A tu od Lelowic słychać szum coraz większy. Potem huk niesamowity, jakby nie wiem co się działo.
     Fala doszła gdzieś przed 18. Była szeroka na kilkadziesiąt do 100 metrów. Płynęła od strony wzniesienia w Lelowicach, niemal wzdłuż drogi miechowskiej, przeszła przez sam środek Pałecznicy i popłynęła dalej, w stronę Nadzowa, Czuszowa, Kadzic. Hektolitrów wody nie zdołał odprowadzić ani potok zwany Małoszówką, ani rowy melioracyjne, z reguły zresztą zamulone i pozatykane. Wszystko trwało około godziny. Później woda powoli zaczęła opadać.

Wszędzie błoto

     W busie jadącym do Pałecznicy wszyscy mówią tylko o powodzi. - Kalinowski przez cały dzień na polu się uwijoł i wszystko mu zabrało - komentują pasażerowie. Już tam można się dowiedzieć, że komuś zabrało samochód, ktoś musiał przed wodą uciekać na dach, kogoś ewakuowano z domu. Po drodze widać świeże ślady ulewy. Im bliżej Pałecznicy, tym wyraźniejsze. W Czuszowie, Nadzowie zamulone odcinki dróg, pozrywane skarpy, na łąkach rozlewiska, pola wypłukane z tego, co niedawno zostało na nich zasiane, rowy melioracyjne zamulone. Najgorszy widok przedstawia jednak sama Pałecznica. Na wszystkich drogach warstwa błota, na podwórkach muł, z nadmiarem wody walczą strażacy. Wszędzie widać grupki ludzi komentujących wydarzenia sprzed kilkunastu godzin. Najchętniej rozmawiają ci, którzy ucierpieli stosunkowo niewiele. Tym, którzy stracili prawie wszystko, nawet nie chce się mówić. - Woda zabierała wszystko. Mnie zabrała dużego fiata, w środku kompletnie zniszczony. Podobnych przypadków było kilka. Wiem, że inny człowiek poloneza stracił - mówi Janusz Skotarski. - W domach jest okropnie. Mieszkania zamulone, cała remiza pływała, okna powybijało. W polach straty ponieśli nawet ci, którzy mają wysoko, a co dopiero w nizinie - opowiadają Henryk Auguścik i Ryszard Zawartka.

Uciekły na dach

     - My mieszkamy na pagórku, więc bardzo nas nie dotknęło. Ucierpieliśmy tyle, co na polu. Łąki nam zalało, ziemniaki, warzywa, wszystko zabrało z pola. Sąsiadów dotknęła jednak tragedia. Jednemu utopiło się w chlewie 30 świń, wody w stodole mieli do półtora metra. Do domów woda powchodziła, do metra wody było w mieszkaniach. Państwo Muchowie dwa lata temu, jak było mniejsze zalanie, porobili w domu mnóstwo rzeczy, odnowili, ocieplili ściany, wzmocnili dom. Wszystko im teraz zrujnowało. U jednego sąsiada, starszego człowieka, wersalki w domu pływają. Najstarsi ludzie takich powodzi nie pamiętają, niektórzy mówią, że w 1936 było podobnie - opowiada Marianna Bączek. Jej córka wczoraj po południu poszła do koleżanki sprzedającej w barze "Jaguar" w centrum Pałecznicy. Gdy nadpłynęła fala, obie musiały uciekać na dach. Zdążyły jeszcze wyjrzeć przez okno, za którym już nie było zaparkowanego samochodu. Nie było na co czekać. Teraz na białej ścianie "Jaguara" wyraźnie widać, do jakiej wysokości sięgała woda z błotem. Opłakany widok przedstawia położone tuż obok boisko sportowe. Zapewne dużo czasu minie, nim rozegrany zostanie na nim mecz.
     Alfred Konarski mieszka w Pałecznicy od 25 lat (sam ma sporo więcej) i mówi, że czegoś podobnego w życiu nie widział. - Chce pan zobaczyć, co się u nas stało? Nie dojdzie pan - mówi. Rzeczywiście, na podwórku gruba warstwa brunatnożółtego błota. Bez gumowców nie ma co wchodzić. Właśnie podjechała straż pożarna, aby wypompować wodę z zalanych piwnic. - Bywała woda, owszem, ale nie taka. Centralne ogrzewanie zniszczone, hydrofor zniszczony, wody nie mamy. Zabrało płoty, bramę, drzewa owocowe wyrwało z korzeniami. Przyczepę kempingową, ciężar przecież, zniosło do sadu sąsiada. Nawet nie ma jak się do niej dostać - mówi.

Środki niewspółmierne

     - We wtorek pracowaliśmy do 12 w nocy, dzisiaj od 6 rano jesteśmy na nogach. Staramy się interweniować tam, gdzie jest zagrożenie życia. Mieszkańcy trzech domów musieli zostać całkowicie ewakuowani, noc spędzili u rodzin i sąsiadów. Ludzie stracili zwierzęta, których nie zdążyli uratować i utonęły - mówi wójt Pałecznicy Marcin Gaweł. - Zniszczone są drogi gminne i powiatowe. Tymczasem środki, jakie w gminnym budżecie możemy przeznaczyć na likwidację skutków powodzi, są znikome. Na pewno zupełnie niewspółmierne do skali tragedii.
     Oprócz Pałecznicy ucierpiały Lelowice Kolonia, część Pamięcic, Winiary, Łaszów, Bolów (zalało stację benzynową), Czuszów, poza tym Wrocimowice i Lelowice w gminie Radziemice oraz Kadzice i Ostrów w gminie Proszowice.
     - Sytuacja podtapiania najniżej położonych gospodarstw powtarza się u nas od kilku lat - mówi mieszkaniec Czuszowa i radny gminny Marian Różycki. - Powodem są niedrożne rowy melioracyjne i pozatykane przepusty. Gdy przyjdzie woda, nie ma gdzie spływać, w związku z czym zalewa pola i gospodarstwa. Najgorzej jest w rejonie tzw. starej wsi, podtapia Mariana Kwietnia, Henryka Kasperczyka, Stanisława Psója, państwa Matysiaków i innych. Interweniowałem w tej sprawie wielokrotnie w gminie i powiecie, ale wszędzie mówią, że to zaległości z lat poprzednich, nie ma pieniędzy na naprawy oraz że ludzie są częściowo sami sobie winni, gdyż zaorują rowy i nie dbają o drożność przepustów.
     To, co się działo w Kadzicach świadkowie określają mianem Sodoma i Gomora. Przez kilka godzin dwa spychacze usuwały z drogi grubą na kilkadzisiąt centymetrów i szeroką na kilkastet metrów warstwę błota. Oczywiście ogromne szkody powstały w uprawach i gospodarstwach.
     Jakby kłopotów z wodą było mało, wkrótce po ulewie na terenie jednej z posesji w Lelowicach Kolonii wybuchł pożar. Palił się strop budynku inwentarskiego. Straty oszacowano na 10 tys. zł. Przyczyna zaprószenia ognia nie została ustalona.
ALEKSANDER GĄCIARZ
Zdjęcia: Arkadiusz Fularski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski