MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Wino truskawkowe"

Redakcja
FOT. KINO POLSKA
FOT. KINO POLSKA
Czy przypadkiem nie widzieliśmy już na naszych ekranach takich miasteczek, jak to, zagubione w szerokim, pięknie fotografowanym o różnych porach roku przez Tomasza Michałowskiego pejzażu, wśród pól, lasów i wyboistych dróg?

FOT. KINO POLSKA

Władysław Cybulski: ZAPISKI KINOMANA

Owszem, widzieliśmy, ale to, co teraz oglądamy, jest całkiem osobliwe - ni prowincjonalne osiedle, ni wieś czy osada, gdzie jest posterunek policji, kościół, knajpa i kiosk, gdzie są tylko trzy telefony (w tym jeden zepsuty), a miarą lepszych czasów cmentarne grobowce. Miejscowość przygraniczna, połemkowska, popegeerowska gdzieś w Beskidzie Niskim na końcu Polski. Tutejszym ludziom nic się właściwie nie chce, ale żyć przecież trzeba... Jeśli jest akurat praca w lesie, to się pracuje i zarobek przepija. Jeśli roboty nie ma, to pije się w oczekiwaniu na fuchę.
Życie i klimat w mieścinie opisał Andrzej Stasiuk, laureat literackiej nagrody Nike, w "Opowieściach galicyjskich", a sfilmował w swoim debiucie fabularnym Dariusz Jabłoński. Obaj panowie, myśląc podobnie o ekranizacji, ściśle ze sobą współpracowali zarówno w scenariuszu, jak i na planie, w duchu tzw. małego realizmu, a raczej już dużego. W głównej partii wystąpili aktorzy czescy: dość jednostajny Jirzi Machaczek ("Samotni") i Zuzana Fialova, jako lokalna piękność. Z przyjemnością, a potem rosnącą satysfakcją witałem rzadkich w kinie krakowian: Mariana Dziędziela ("Wesele"), Mieczysława Grąbkę i Marka Litewkę - w bardzo dobrych, soczystych rolach rodzajowych. Oraz, już w Warszawie - Maciej Stuhr wspominający czule "ukochany Kraków" i w epizodzie księdza - Jerzy Radziwiłowicz.
Reżyser Jabłoński mówi, że w książce Stasiuka zaintrygowało go poczucie humoru wypływające z groteski życia. Tubylcom "nie chodzi o to, aby zarobić więcej i więcej zgromadzić, ale tylko żeby przeżyć". Każda z postaci filmu nosi w sobie własny dramat, a "sekrety mieszkańców Beskidów mają ciężar antycznych tragedii". Wszystkie sceny kręcone były w autentycznym plenerze i wnętrzach, nieraz w ekstremalnych warunkach, na przykład w 30-stopniowym mrozie, a latem podczas powodzi. "Szybko nauczyliśmy się szacunku dla natury" - stwierdza Dariusz Jabłoński i dodaje: "Tu rozumiesz, że życie jest krótkie, że masz mało czasu. Że po ludziach może nie pozostać nic poza wyrwaną z czasu przestrzenią. Nad tymi miejscami naprawdę unoszą się duchy".
W ostatniej ćwiartce fabuły nie tylko pojawia się wątek kryminalny z zagadką zbrodni, ale także następuje wolta: przemiana wspomnianego małego czy dużego realizmu w "realizm magiczny" - obcujemy z duchem o powierzchowności Mariana Dziędziela. Ballada czy baśń? Ktoś nazwał to świetnym pomysłem. Mnie, przepraszam, daleko było do zachwytu nad mistycznym złamaniem jednorodnej dotychczas konwencji w galicyjskiej opowieści, ale jeśli już tak się stało, to przytoczmy dwie kwestie dialogowe. Pierwsza: "Jak nie myślę, to chyba wierzę, ale jak zaczynam myśleć, to nie wiem", a druga, skierowana do figury w przydrożnej kapliczce: "Ty sobie wisisz, a my tu wszystko musimy na swój rozum brać".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski