MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wolał zostać ze swoimi królami

Redakcja
Przed kilkoma dniami obraz pędzla Jana Matejki został kupiony za milion złotych. Zastanawiam się, czy dużo to, czy mało.

Liliana Sonik: CAŁY TEN ZGIEŁK

Suwerennych mecenasów, autokratów gustu pozostało niewielu. Na ogół kupuje się nie tyle dzieło sztuki, co mit. Wielkości są kreowane – i traktowane – jako inwestycja lub oznaka prestiżu. Kiedyś szydzono z burżuja kupującego obrazy, żeby pasowały do kanapy. Dziś milioner kupuje "artystę”, o którym przeczytał, że jest "drogi”. Ale czy nie jest to kryterium równie dobre jak każde inne? Przecież zachwyt dziełem nie każdemu się przytrafia, a kryterium czystej przyjemności, po to tylko, by oko mogło spocząć na czymś, co budzi zachwyt, zostało wykpione. Co zatem robić? Zdać się na instynkt i kształcić oko. A jeśli chodzi o Matejkę, to jego mit jest równie dobrym (o ile nie lepszym) uzasadnieniem dla wydania miliona złotych, jak mity dotyczące sztuki współczesnej fabrykowane przez pijarowców i zaprzyjaźnionych redaktorów.

Bo Jan Matejko jest paradoksalny i nieoczywisty. Ukształtował polską wyobraźnię historyczną, choć polskiej krwi w nim było tyle, co na lekarstwo. Ojciec był Czechem, a matka pochodziła z rodziny niemieckiej. Był dziewiątym z jedenaściorga dzieci. Nie rokował wielkich nadziei. Nauczyciele z Gimnazjum św. Anny (dziś liceum Nowodwor- skiego) stwierdzili, że "z braku zdolności nic z niego nigdy nie będzie”.

Miał słabe oceny najprawdopodobniej dlatego, że źle widział. Na okulary pieniędzy w domu brakowało. Ale rysował, przykładając szkiełko do oka. I zaczął się uczyć w Szkole Sztuk Pięknych. Na farby zarabiał "chałturami”, robiąc szyldy. Miał tylko 14 lat. Wtedy nikomu nie przychodziło do głowy, że dzieci nie powinny pracować. W powstaniu styczniowym nie brał udziału ze względu na krótkowzroczność, za to o Polskę bili się jego dwaj bracia.

Nic nie wskazywało, że zostanie uznanym malarzem. A jednak zdobył ogromną sławę w całej Europie. Był też niesłychanie sprawnym "pijarow- cem” Polski. "Sobieskiego pod Wiedniem” postanowił ofiarować papieżowi, bo "z Watykanu wymowniej niż skądinąd przypominać będzie zasługi nasze”. A w drodze do Watykanu "Sobieskiego” wystawił w Wiedniu. Szło o to, by wiedeńczycy zobaczyli, że to Sobieski Wiedeń ocalił. Wystawa była za darmo. A prasa pisała, że "odkąd Wiedeń istnieje to wystawy bezpłatnej nie było”. Matejko opłacił salę z własnej kieszeni i cieszył się, że prócz rodziny cesarskiej "stróże, kucharki, różne wiedeńskie przekupki, a nawet wieśniacy zwiedzali obraz.” Bo sztuka ma być dostępna dla wszystkich.

Nie mógł znaleźć ram do swych wielkich płócien. Wysłał zatem czeladników na naukę za granicę i wkrótce krakowscy ramiarze zyskali opinię najlepszych w Europie.

Miał wielu znakomitych uczniów, ale żadnego następcy. Malowało się już inaczej. Jan Matejko nie oburzał się na nowe trendy. Chyba mu się nawet podobały. Przyznawał, że potrafi patrzeć jak impresjoniści, ale woli zostać ze swoimi królami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski