Notabene, nie powinno się mówić o aferach reprywatyzacyjnych, tylko prywatyzacyjnych. Przecież re-prywatyzacja jest przywróceniem własności, a bulwersujące zdarzenia dotyczą prywatyzacji dzikiej, czyli uwłaszczaniu się na dobrach nienależnych.
Zetknęłam się z tym dawno temu. Mąż opowiadał jak wali głową w mur starając się uzyskać informacje o wypłaconych przez Polskę odszkodowaniach. Ale prasa miała temat w nosie a Ministerstwo Finansów - gdzie znajdowały się odnośne dokumenty - bojkotowało wszystkie pisma i monity. Tylko kilka świetnych urzędniczek z Urzędu Miasta rozumiało jak rzecz jest ważna i jak poważne niesie konsekwencje. W końcu, chyba żeby się odczepił, ktoś dał zgodę na kilkugodzinne poszukiwania w archiwach Ministerstwa. Za krótko, zbyt przypadkowo, ale jednak, krakowskie urzędniczki znalazły trochę zapisów dotyczących Krakowa. Tyle że bez wsparcia machiny państwa niewiele można było zrobić. Odszkodowania rozdzielały bowiem rządy krajów, w których osiedlili się byli właściciele. Z poziomu Krakowa przeprowadzenie takiej kwerendy było niewykonalne.
Kamienice i tereny, zwłaszcza te świetnie położone, są warte ogromne pieniądze. A to uruchamia wyobraźnię wszelkiej maści złodziei i oszustów. Sądzę jednak, że podstawowy problem tkwi gdzie indziej. Nie w łapówkach, nie znajomościach i tzw. układach, bo to jednoznacznie kryminalne historie, które zdarzają się wszędzie. Nie bagatelizuję oszustw, tylko zwracam uwagę, że takiej skali przekrętów nie udałoby się bezkarnie budować, gdyby nie sprzyjające warunki. To sedno sprawy.
W kraju w którym prezydent, niby w żartach, mówi, że pierwszy milion trzeba ukraść, zapanował dziwny stan umysłów. Ludzie pozwolili sobie wmówić, że dobro wspólne nie istnieje, a wspólna własność jest patologią odziedziczoną po komunizmie. Na to nałożyła się - uzasadniona doświadczeniem PRL - nieufność do państwa i jego instytucji.
Co zatem mieli w głowach prokuratorzy, którzy odrzucali skargi poszkodowanych? Co mieli w głowach sędziowie, którzy nie widzieli, że dokument rzekomo stworzony w latach 60., był podbity pieczątką z orłem w koronie, więc musiał być sfałszowany? Co mieli w głowach urzędnicy, którym nie chciało się użerać w sprawach, jakie uznali z góry za przegrane? Otóż oni wszyscy uważali, że najlepiej aby ktoś się uwłaszczył na spornych kamienicach i zdjął problem z głowy. Czy bronię sędziów i urzędników? Chcę żeby pamiętać, że nie wszyscy działali za łapówki. Niestety było gorzej: oni dali się wkręcić i nie byli w tym odosobnieni. Dali się wkręcić w myślenie, że państwo i jego instytucje są wrogiem ludzi a jedyne co rokuje, to indywidualny zysk.
Follow https://twitter.com/dziennipolski\Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?