MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wzgórza wokół Weymouth

Redakcja
Tekst i zdjęcia: Elżbieta Lisowska

Kredowe zbocza południowej Anglii porasta soczysta, zielona trawa. Wiosną na rozległych łąkach kwitną żonkile, a na owocowych drzewach białe kwiaty. Z pieczołowicie pielęgnowanych ogródków dochodzi zapach hiacyntów. Wiejący od morza silny wiatr roznosi po okolicy ich zapach.
     Dorset, Hampshire i Wiltshire - trzy hrabstwa południowej Anglii, bardziej niż jakakolwiek część Zjednoczonego Królestwa mogą cieszyć się dziedzictwem historii. Tutaj rozkwitło i zgasło kilka cywilizacji, a Stonehenge i Avenbury do dzisiaj budzą zdumienie i pozostają tajemnicą.
     W IX wieku po zwycięstwie nad Duńczykami władca królestwa Wessexu - Alfred, założył tu coś w rodzaju pierwszego angielskiego państwa. Nim to jednak nastąpiło, wzgórza południowej Anglii miały już bogatą historię. Świadczą o tym wykopaliska i zabytki.
     W zachodzącym słońcu ruiny zamku Maiden rzucają wielkie cienie. Maiden to właściwie stara twierdza, osada powstała ok. 2000 p.n.e. Początkowo grzebano tu zmarłych, później na wzgórzu powstało spore miasto. Niewiele takich miejsc w Anglii.
     Moi przewodnicy - serdeczni i mili starsi państwo martwią się, że tak szybko zapada zmrok. Spieszymy więc, aby zobaczyć jedną z atrakcji hrabstwa Dorset - Giganta z Cerne Abbas - wielką postać mężczyzny, wykutą w białym, kredowym podłożu. Figura ma 55 metrów, a wzniesiona nad jej głową maczuga 37 metrów. Jest już prawie ciemno, ale białe kontury olbrzyma dobrze odcinają się od ciemnego tła wzgórza.
     Trudno powiedzieć ile lat liczy Gigant (niektórzy twierdzą, że ponad 2000) i po co go wykuto w skale. Okoliczni ludzie nazywają go Helith, Helis. Czy nie jest to przekręcona forma wielkiego greckiego bohatera Herkulesa? Herkules w II w. n.e. był popularnym herosem także i w Rzymie. Za sprawą Rzymian jego sława mogła dotrzeć także na zielone, angielskie wzgórza w pobliżu Weymouth. Najprawdopodobniej jednak olbrzym był symbolem siły i płodności. Nieco powyżej na wzgórzu Trendle - rytualnym miejscu z epoki żelaza odbywały się przecież 1 maja obrzędy związane z kultem płodności. Jeszcze do niedawna liczące na potomstwo mężatki, przysiadały na brzuchu Giganta w nadziei, że spełnią się ich marzenia o macierzyństwie.
H H H
     Weymouth jest ładnym nadmorskim miasteczkiem, do którego chętnie zjeżdżali (i zjeżdżają) spragnieni morza i morskich kąpieli wakacjusze. Jest w nim coś z uroku angielskich powieści i starego kurortu. Właśnie tutaj zażywał w 1789 roku (jako pierwszy monarcha) morskich kąpieli Jerzy III. Tuż koło plaży leżą najbardziej eleganckie hotele. W starych pubach wokół portu jak niegdyś posypuje się podłogę drewnianymi wiórami, a wzgórza nad miastem zachęcają do długich wędrówek. Widać stąd morze i port, a także pobliską, smaganą wiatrami wyspę Portland. Wyspa słynie z twardych wapieni, które wydobywa się tu od kilkuset lat, a wiszące nad nią ciemnogranatowe chmury znakomicie pasują do zamku zbudowanego 450 lat temu przez Henryka VIII. Z miastem łączy ją wąska grobla.
     Żyje się tutaj spokojnie. Pensjonaty i hoteliki wokół plaży czekają na gości, którzy tłumnie pojawiają się latem. Zjeżdżają tu przede wszystkim Anglicy, trochę Amerykanów, i Skandynawów, nieco Francuzów, a na wielkanocne ferie i letnie wakacje przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Europy, by poduczyć się angielskiego. Młodzież łączy przyjemne z pożytecznym - przed południm trzy godziny zajęć, potem wycieczki, zabawy, wspólne ogniska. Zakwaterowanie w angielskim domu pozwala szlifować język nawet przy śniadaniu i kolacji.
     Gospodarze troszczą się o podopiecznych, pokazują okolicę, poprawiają błędy. - Kiedy przychodzi jesień i dzieci wreszcie wracają do domu, zaproszone na popołudniową herbatkę przyjaciółki nie mogą powstrzymać śmiechu, gdyż z przyzwyczajenia mówię do nich tak jak do moich podopiecznych, bardzo wolno i bardzo wyraźnie... - śmieje się gospodyni, która od 30 lat przyjmuje młodych gości. - Lubię moich podopiecznych. Czasami, kiedy wakacje dobiegają kresu, naprawdę trudno się nam rozstać. Przez cały czas pobytu staramy się z mężem jak najwięcej im pokazać i jak najwięcej z nimi rozmawiać. Pragniemy, by nie tylko nauczyli się naszego języka, ale i poznali nasze tradycje, zwyczaje.
     Siedzimy przy stole w kuchni, pani Thomas przygotowała wspaniały jabłecznik z kruszonką. Jej potrawy zmieniły moje zdanie o angielskiej kuchni. Rozmawiamy o urokach życia na prowincji i zwykłych, codziennych problemach, które niczym nie różnią się od naszych polskich kłopotów. Zmartwienia są te same - trzeba zapłacić kolejną ratę, znaleźć pieniądze na wakacje dzieci, kolejną podwyżkę prądu albo gazu...
     Anglicy są oszczędni. Przeciętna rodzina nawet jeśli posiada dom, to raczej skromny. Ogrzewanie działa tylko w określonych godzinach (parę godzin po południu i koło siódmej rano), kran z ciepłą i zimną wodą zamontowany jest oddzielnie, niby drobiazg, ale zmusza do napuszczenia wody do umywalki (w przeciwnym razie albo ręce nam skostnieją pod lodowatym strumieniem, albo oparzy je lejący się z kranu wrzątek).
     Angielski dom ma też swoje zwyczaje. Rano nieśmiertelne grzanki z dżemem, ewentualnie owsianka. Koło szóstej obiad.
     Dzieci sprawiają wrażenie dużo bardziej samodzielnych i zahartowanych (krótkie spodnie i podkolanówki przy temperaturze +5 stopni Celsjusza to rzecz normalna), a ludzie starsi wydają się bardziej pogodni, mniej pochłonięci sprawami dorosłych dzieci. Nie niańczą godzinami wnuków, mają za to swoje puby, w których spotykają się z przyjaciółmi, swoje herbatki i wycieczki po okolicznych wzgórzach.
H H H
     Siedzimy w najmniejszym pubie na świecie (znalazł się nawet w księdze rekordów Guinessa). Domek przykryty słomianym dachem wygląda trochę jak chatka z piernika, jest maleńki i kolorowy. Właściciel - dawny dżokej, opowiada historię pubu. Dawno temu była tu kuźnia, w której ludzie zatrzymywali się, aby podkuć konia. Stanął w niej także król Jerzy I. Król kazał oporządzić konie i poprosił o nocleg i posiłek. Właściciel odpowiedział, że rad by wielce przyjąć gościa, ale nie ma prawa prowadzenia wyszynku. Wówczas król przyrzekł nadanie odpowiednich praw. Słowa dotrzymał. Kuźnia zamieniła się w pub. Zatrzymywali się tu żołnierze, podróżni, przychodzili na piwo okoliczni chłopi. Dziś zaglądają wieczorem mieszkańcy Weymouth i Dorchester, a latem przyjeżdżają także turyści, dla których wyspiarska Anglia nie kończy się w Londynie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski