Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z dziwnym uśmiechem...

Redakcja
(INF. WŁ.) W poniedziałek wieczorem na przystanku autobusowym w Libertowie przy "zakopiance" policjanci zatrzymali 26-letniego Władysława W. podejrzanego o zabójstwo 52-letniego ojca, odcięcie jego głowy i ściągnięcie skalpu (skóry z włosami). - No, to macie mnie - powiedział z dziwnym uśmiechem były student medycyny, gdy ujrzał policyjne mundury. Później przyznał się do zabójstwa ojca. - Nie lubiłem go i on mnie nie lubił - wyznał. Policja bada ewentualny związek tego zabójstwa z tajemniczą śmiercią studentki UJ, której szczątki w styczniu wyłowiono z Wisły. Ofiara miała fachowo odcięty płat skóry z części lędźwiowej.

Policjanci zatrzymali Władysława W. podejrzanego o zabójstwo ojca

Tragedia wydarzyła się w niedzielną noc w Brzyczynie, niewielkiej wsi w pobliżu Skawiny. Piętrowy dom z cegły, znajdujący się na skraju wsi, od 5 lat zajmuje rodzina W. - repatrianci z Kaukazu.
- Najpierw przyjechał do Polski na studia medyczne Władysław. Potem jego ojciec, Witold, kupił od gminy ten dom i ściągnął do Polski dziadka Józefa. Mieszkali ww dwójkę, a Władysław tylko od czasu do czasu tu zaglądał.
- Na dobre sprowadził się dopiero przed trzema miesiącami - po tym, jak wyrzucili go ze studiów i z akademika. Żyli spokojnie, bez żadnych awantur. Zarówno pan Józef, jak i jego syn Witold byli z nami zżyci. Niezwykle sympatyczni, rozmowni ludzie, nie przeszli obok domu sąsiada, żeby nie zagadać. Tylko ten student był dziwny - nigdy nie ukłonił się, zawsze ze spuszczoną głową mijał ludzi. Nikt nigdy nie widział go z dziewczyną - _opowiadają sąsiedzi.
W niedzielną noc, około godz. 23, blisko 80-letni pan Józef szykował się już do snu, gdy usłyszał, jak wnuk woła Witolda, żeby pomógł mu w czymś na podwórku. Obydwaj wyszli z domu, a pan Józef zasnął. Gdy rano obudził się, w pokoju było pusto. Wyszedł na dwór i ujrzał siedzącego przed domem... Witolda. Nawet nie pomyślał, że może się mylić i w rzeczywistości ma przed sobą wnuka, który założył na głowę skalp zamordowanego ojca.
-
Głowę miał przykrytą słomianym kapeluszem - opowiadał wczoraj roztrzęsiony pan Józef sąsiadom. - Zobaczyłem u niego jakieś czerwone plamy przy uszach. - Co to masz? - spytałem, a on odparł, że pobrudził się farbą. Głowę miał spuszczoną tak, że całej twarzy nie widziałem. Poszedłem zrobić obrządek w kurniku. Gdy wróciłem, nie zastałem ani syna, ani wnuka. Dopiero około południa znalazłem martwe ciało Witolda w piwnicy. Natychmiast pobiegłem do przyjaciela do Libertowa i zadzwoniliśmy na policję.
Kilkanaście minut później przed domem W. zaroiło się od radiowozów i od ludzi w mundurach. Oględziny trwały także wczoraj. Na ciele 52-letniego Witolda W. stwierdzono kilka ran klatki piersiowej zadanych "_tępokrawędziastym narzędziem
". Zabójca odciął mu głowę i ściągnął z niej skalp. Podejrzanego o ten mord 26-letniego Władysława zatrzymano w poniedziałek wieczorem w Libertowie przy "zakopiance". - Siedział na przystanku PKS. Miał dziwnie wygoloną głowę - z boku i na czubku. Gdy podeszliśmy do niego, powiedział tylko z głupim uśmiechem: "No, to mnie macie" - _opowiada jeden z policjantów, który zatrzymał zabójcę.
- _Przyznał się do popełnienia tej zbrodni
- mówi podinsp. Antoni Kozina, naczelnik Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. - Powiedział nam, że nie lubił tatusia i ten również go nie lubił. Sprawia wrażenie - delikatnie mówiąc - osoby niezrównoważonej psychicznie. Skierowaliśmy go na badania. Dopiero dzisiaj będzie go przesłuchiwał prokurator. Nie wiemy jeszcze, jakim narzędziem się posłużył. W piwnicy domu zabezpieczyliśmy mnóstwo prawdopodobnych narzędzi zbrodni. Specjaliści badają odciętą głowę oraz skalp. Spodziewane dzisiaj wyniki sekcji zwłok wyjaśnią wiele wątpliwości związanych z tą zbrodnią.
Policja bada ewentualne związki tej sprawy z zabójstwem zaginionej w listopadzie ubiegłego roku 23-letniej studentki UJ. Z jej zwłok również zdjęto skórę. Szczątki dziewczyny, w tym fragmenty skóry, wyłowiono z Wisły w styczniu. - Badamy tę sprawę, na razie jednak nie ma żadnych dowodów na to, że te zbrodnie są dziełem jednego zabójcy - mówi podinsp. Kozina.
Według prof. Tadeusza Hanauska, kierownika Katedry Kryminalistyki UJ, "jeżeli cięcia skóry są równe i dokładne, można mówić o związku obu spraw". Wyłowiony z Wisły fragment skóry został bowiem wyjątkowo fachowo ucięty. Zatrzymany w poniedziałek były student medycyny mógł mieć takie umiejętności. Profesor nie wyklucza jednak, że zatrzymany próbował jedynie powielić nagłośnione przez media zabójstwo.
- On paradował po wsi ze skalpem ojca na głowie - oburzają się mieszkańcy Brzyczyny i Libertowa. Są wstrząśnięci tragedią rodziny W. Pana Józefa nazywano we wsi "Profesorek". Z wykształcenia jest lekarzem stomatologii, na Kaukazie dodatkowo prowadził zajęcia w pomaturalnym studium dentystycznym. Jego syn Witold z zawodu był technikiem dentystycznym. W styczniu br. opowiadał reporterce "Dziennika" o swych polskich korzeniach i przekonaniu, że Polska jest jego ojczyzną, do której musi wrócić. W 1994 r. sprzedał cały dobytek na Kaukazie i przyjechał do Krakowa, bo "miasto mu się podobało". Kupił dom w Brzyczynie, na odludziu; miał być jego rajem. Sprowadził ojca. Żona i córka czekały, aż się urządzi i zdobędzie pracę. Niestety, z przyczyn formalnych - braku statusu repatrianta - nie udało mu się jej znaleźć. Przez kilka lat bezskutecznie odwiedzał gabinety polityków, prosił o pomoc.
Dwa lata temu panowie W. obejrzeli w telewizji program o repatriantach z Kazachstanu. Występowała w nim Aleksandra Ślusarek, znana w regionie małopolskim działaczka samorządowa, opiekująca się rodzinami repatriantów z Kazachstanu. - Zadzwonili wtedy do mnie do domu i powiedzieli: "My co prawda nie jesteśmy z Kazachstanu, ale nasz los jest podobny. Przyjechaliśmy do Polski, jak do raju, a dzisiaj nasza sytuacja jest taka, że nie mamy kromki chleba. Jesteśmy głodni." Pojechałam do nich natychmiast. Zobaczyłam zaniedbany dom i dwóch mężczyzn żyjących w jednym pokoju, którzy z płaczem opowiedzieli mi swoją historię. Starałam się im pomóc. Załatwiłam zapomogę od gminy. Pilnowałam ich sprawy repatriacyjnej. Ostatni raz odwiedziłam ich przed miesiącem. Usłyszałam, że pan Witold wybiera się na Kaukaz w odwiedziny do rodziny. Po powrocie miał sprzedać ten dom i kupić jakieś mieszkanie w Krakowie. Ani wtedy, ani nigdy wcześniej nie widziałam jego syna Władysława. Wiedziałam jedynie, że został skreślony z listy studentów i zamierza wrócić na Kaukaz. Nie wiedziałam o żadnym poważnym konflikcie między ojcem i synem. Absolutnie nic nie zapowiadało tej tragedii - _powiedziała nam wczoraj Aleksandra Ślusarek.
O trwającym od kilku miesięcy konflikcie między ojcem i synem wiedzieli tylko nieliczni. - _Ojciec świata nie widział poza synem. Bardzo go kochał i nieraz głośno mówił, że martwi się, że na studiach mu się nie wiedzie. Przystał również na jego wyjazd do Rosji -
zapewniają sąsiedzi.
Śledztwo w tej sprawie przejął wczoraj Wydział Śledczy Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
(EK,G)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski