18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żeby dzieci miały dom

Redakcja
Jan Świerczek z synem Dawidem i Natalką Fot. autorka
Jan Świerczek z synem Dawidem i Natalką Fot. autorka
Domu Jana Świerczka nie widać z drogi. - Trzeba iść tam, do góry, jak ta jabłonka. A potem na dół. Niecały kilometr - tłumaczy napotkany przechodzień. Ścieżka jest dosyć szeroka, ale błotnista. Buty grzęzną w gęstej mazi do kostek. Tu i tam ktoś wysypał trochę kamieni, ale zwykłym autem osobowym się nie wjedzie. No, chyba, że terenówką.

Jan Świerczek z synem Dawidem i Natalką Fot. autorka

We Wróblowicach znają go wszyscy. Sąsiedzi mówią, że to porządny chłop. Tylko żona mu się nie udała. Prawie rok temu ruszyła w świat. Zostawiła mężowi ośmioro dzieci i długi.

Do jabłonki, co to ją widać z drogi, nie jest daleko. Stoi samotnie na wzgórzu. Jak drogowskaz.

Od jabłonki, gdy już się tam dojdzie, trzeba spojrzeć lekko w prawo i w dół. W oddali widać wtedy srebrzysty dach na tle drzew. Obok płotu skubie trawę koń. Słychać szczekanie psa, który z daleka wyczuł obcego. To jedyne obejście jak okiem sięgnąć, więc nie można się zgubić. Tylko to błoto daje się we znaki.

Jan Świerczek już od dobrej chwili stoi na podwórku.

- No, dzień dobry... - wita, gdy już wchodzę w obejście. - Niech pani butów nie wyciera. Błoto wyschnie to się z betonu zmiecie. Jest szczupły, właściwie chudy, spracowany.

Uśmiecha się ciepło i prosi do środka. W sieni panuje półmrok, ale biedę widać nawet po ciemku.

***

A miało być całkiem inaczej. Rodzinnie i domowo. On miał pracować. Miały być dzieci i żona, która o wszystko zadba. I ugotuje, i popierze i podporą mężowi będzie. Razem przecież łatwiej iść przez życie, zwłaszcza, gdy nie jest tak barwne jak w serialach.

Jednak Małgorzacie codzienność szybko się znudziła. Owszem, dzieci rodziła, tylko że wieś jej nie pasowała. Pierwszy raz poszła z domu w 1993 roku. Nie było jej całe pół roku. Co przez ten czas robiła - można się tylko domyślać. - Chciałem rozwodu z jej winy, ale ona nie chciała. Przebaczyłem, przyjąłem z powrotem. I to był chyba mój życiowy błąd. Tak mi się dzisiaj zdaje. No, ale co tu gdybać... Przyjąłem z powrotem, tośmy jakoś żyli.

Aż do sierpnia zeszłego roku.

Tego dnia żona pana Jana wyszła z domu i ślad po niej zaginął.

- To był w ogóle pechowy dzień. I żona zniknęła, i jeszcze na dodatek krowa nam tego dnia padła. Widać nieszczęścia na prawdę lubią chodzić parami...

Najpierw trzeba było utylizować krowę, bo długo nie mogła nieżywa leżeć w obejściu. Potem Jan Świerczek zgłosił zaginiecie żony na policji. - Tak trzeba było zrobić, bo przecież mogło jej się co stać. Chciałem być w porządku. I tyle.

Dziś podobno już wiadomo, gdzie ona jest. - Tylko, że mnie, proszę pani, to już nie interesuje. Ja już jej w domu nie chcę. Zniszczyła życie i mnie, i dzieciom. Nie pozwolę, żeby mi to zrobiła znowu. Może nie brzmi to dobrze, ta moja szczerość, ale tak jest. Dzieciom nie bronię kontaktów z Małgorzatą. Jeśli któreś będzie miało ochotę - proszę bardzo. Matka przecież. Ale powrotu żony sobie nie życzę. Jakoś sobie dajemy radę. I Pan Bóg da, będzie tak dalej.

***

Tyle, że łatwo nie jest, bo choć i pola kawałek należy do rodziny i stała pensja wpływa na konto - to przecież dla dziewięciu osób potrzeba sporo pieniędzy. Choćby tylko na bieżące wydatki.

Jan Świerczek od 28 lat pracuje w tarnowskich "Azotach". To praca zmianowa. - Dzisiaj właśnie mam wolne pozmianowe. Dwa dni posiedzę z dziećmi.

Zarabia jakieś 1800 złotych. Tyle, że połowę zabiera komornik; na pokrycie długów żony. Trzeba spłacić za nią osiem tysięcy i jeszcze mandaty oraz KRUS uregulować i podobno jakieś kredyty. - Nie wiem ile jeszcze zobowiązań ma moja żona i wolę nawet nie wiedzieć. Tylko wciąż się dziwię, jak mogła dostać kredyt w banku, skoro nie miała dochodów, a mnie o tej pożyczce nawet nie powiadomiono?
- Ale gdyby nawet te pieniądze pożyczyła, ale na dom - słowa bym nie powiedział i wszystko bym spłacił. Bo one byłyby w domu. Tylko, że ich nie ma. Wszystko przehulała i teraz dzieciom muszę odbierać, żeby płacić za jej szaleństwa.

Dzieci panu Janowi żal najbardziej. I nowego domu, który mógłby już być prawie gotowy. Były plany i wszystkie pozwolenia. Tylko zaczynać budowę.

- Małgorzata zniweczyła marzenia całej rodziny. I to mnie boli. Bo widzi pani, ja dla siebie nic nie potrzebuję. Moje życie zmarnowane jest i nie ma co. Tylko dzieciom bym chciał stworzyć jakieś przytulne miejsce. Żeby im było miło, przyjemnie. Żeby się swojego domu nie musiały wstydzić.

A tak - sama pani widzi....

***

W kuchni, w kącie stoi zniszczony narożnik, a w głębi piec kaflowy i kuchenka gazowa czteropalnikowa. Jest jeszcze zlew, meblościanka, dobrze wysłużona i ... beton zamiast podłogi. Tylko okno zostało wymienione. Takie nowe okna są już u Świerczków cztery. Jeszcze tylko trzy i do środka nie będzie wiało.

No, a potem na naprawy lub wymianę czeka reszta. Reszta czyli niemal wszystko.

Trzeba wstawić nowe drzwi i jakoś wyrównać oraz pomalować ściany. Trzeba wykończyć łazienkę. Wanna jest zniszczona i podłoga, i jakieś płytki na ścianę by się przydały, i półki na dziewięć kubków oraz dziewięć szczoteczek do zębów, dziewięć wieszaków na ręczniki. - I może lustro jakieś, bo ogolić się czasem trzeba, a i chłopakom też się zarost sypie...

W pokoikach dzieci - w jednym śpią chłopcy, a w drugim maciupeńkim dziewczyny - też trzeba wyrównać ściany, porobić podłogi, ale oprócz łóżek nic się tam nie zmieści.

Bezpośrednio z kuchni wchodzi się do niedużego, ale i tak największego w domu pokoju. Jest tu stół, składany fotel i regał. A na półce telewizor. Sprawny, tyle, że pilot nie działa.

- Może kiedyś, jak już ściany się zrobi i podłogi, uda nam się wymienić meble? - marzy pan Jan. - I lampy byśmy piękne powiesili, i firanki... Dom byłby domem jak się należy.

Człowiek, by wyjrzał przez okno, a tam chodniczek zamiast błotnego bajora, i szopa - widzi pani - co to się już rozpada - zniknęłaby gdzieś. Tak sobie marzę, jak akurat mam wolną chwilę zanim zasnę. Marzenia nic nie kosztują przecież.

***

Rozmawiamy w kuchni, a w pokoju zebrała się cała Świerczkowa gromadka. Natalka, najmłodsza, w tym roku idzie do pierwszej komunii. Już ma sukienkę od jednej pani z Tarnowa, nowiutką świecę i książeczkę do nabożeństwa w białych okładkach. - Chrzestnych zaprosiłem, bo tak się należy - mówi dumny z córki tata. - Może jeszcze kilka osób z rodziny przyjdzie na komunijne śniadanie, ale przyjęcia robił nie będę. Lepiej za te pieniądze - co bym się miał postawić - kupię coś dzieciakom.

Małgosia jest rok starsza od Natalki, ale niższa. Dawid ma 12 lat i chodzi do 5 klasy. Jest jeszcze Robert i trzynastoletnia Dominika, i Monika, która teraz zalicza drugą klasę w szkole zawodowej i jeszcze Mateusz, dziewiętnastolatek oraz Andrzej lat 21.
- Z dziećmi kłopotu nie mam. Ani w szkołach, ani z zachowaniem. Prymusami nie są - nie powiem, ale uczą się przyzwoicie. I wymagań nie mają. Rozumieją, że z pustego im nie naleję.

Jak tata idzie do pracy starsze rodzeństwo wyprawia do szkoły tych młodszych. Nie wagarują, nie kłamią. - Dlatego tak mi było przykro, gdy na którymś portalu internetowym synowie znaleźli wpisy, że są złodziejami. Takie kłamstwa bolą. No, bo niech pani powie, że też ludziom wierzącym przychodzi do głowy tak drugiemu dokuczyć? Tak nacyganić? Nie znają mnie przecież, ani dzieci nie znają. Tak sobie umyślili i napisali, po to, by dopiec drugiemu. Bez powodu.

***

Ci, którzy poznali Świerczków, mają o nich jak najlepsze zdanie. - To bardzo pozytywna, chociaż biedna rodzina, a pan Jan jest wyjątkowo ciepłym człowiekiem - mówią w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w pobliskim Zakliczynie. Teresa Motak zajmuje się rejonem Wróblowic i potwierdza zdanie koleżanek z Ośrodka. Dlatego gmina robi co może. Pomogła na przykład w remoncie dachu.

Stanisław Bańbor ze Stowarzyszenia "Dajmy Dzieciom Miłość", przyznaje, że to on pierwszy znalazł Jana Świerczka. - Usłyszałem od kogoś, że jest wielodzietna rodzina, której trzeba pomóc. Pojechałem do nich. Zobaczyłem jak mieszkają. Dziś wiem, że z dnia na dzień jakoś sobie radzą, ale remontu domu - bez wsparcia - nie udźwigną. Dlatego przekazaliśmy rodzinie nowoczesna pralkę oraz wymieniliśmy prawie wszystkie okna. Potrzeb jest jednak znacznie więcej.

***

Na podwórku ujada Misiek. Natalka i Małgosia tarmoszą psiaka za uszy, a on merda ogonem i podaje łapę. Pod drzewem spacerują kury z daleka omijając konia. Jan Świerczek wciąż opowiada o dzieciach.

- Chciałbym im coś zostawić. Żeby - jak mnie zabraknie - miały taki swój bezpieczny punkt zaczepienia.

- Z tatą da się pogadać i dobrze się rozumiemy - mówią dzieci, ale sfotografować się nie chcą, a ojciec nie nalega.

Małgosia prosi tylko o odkręcenie butelki z sokiem, a Natalka przytula się do tatusinego znoszonego swetra.

- Przepraszam... chyba dzwoni telefon - i Jan Świerczek wyjmuje z kieszeni komórkę.

- O witam pana. Aż z tak daleka pan dzwoni, z samego Nowego Jorku?

... no wszystko się przyda. Moje dzieci nie grymaszą. - ...A ja? No, chudy raczej jestem. 178 wzrostu, może się kiedyś upasę, ale na razie się nie zanosi. Adres podać? - Wróblowice 5. Tak, to czekamy. Dziękuję panu. Dziękuję bardzo.

***

Świerczkom przyda się każda pomoc, bo tak liczna rodzina ma ogromne potrzeby. Najwięcej idzie na jedzenie. Dobrze, że tata Świerczek i za gotowanie też się bierze. Jak dzieci chcą bigosu - to im nagotuje. Jak chcą pomidorowej - mają pomidorową. Rosół - to rosół. A jak im przyjdzie smak na pierogi - to są i pierogi. I to nie sklepowe.

- Gdybym chciał kupować pierogi poszedłbym z torbami. Taka mała paczuszka pięć albo nawet sześć złotych kosztuje. Musiałbym mieć z dziesięć takich paczek na jeden raz... A tak, sam zarobię ciasto i w mig ulepię sto pierogów. Tyle akurat potrzebne nam jest na obiad. Ale przyznam się, że placków już nie piekę. Ani chleba. Nie żebym nie umiał. Tylko czasu brakuje.
***

Pensja pana Jana - czyli to, co mu zostaje po spłaceniu raty za długi żony, to jakieś 800 - 900 złotych. Jak ureguluje rachunki, kupi butlę gazową. nie zostaje mu prawie nic.

- Kiedyś hodowaliśmy świnki, krowa zawsze była w oborze. Mieliśmy mleko i mięsa nie brakowało. Ale dziś nie stać mnie na to, żeby kupić cielę czy prosiaki... Ważniejsze są materiały na remont domu. To podstawa. Sam z synami dużo bym zrobił, koledzy z pracy obiecali pomoc. Tylko żeby było czym robić. I żeby były materiały.

Gdy pytam o czym, oprócz domu, jeszcze by marzył, mówi, że dla siebie tylko o tym, żeby zdrowie było. Ale wie, że dzieci wzdychają po cichu do komputera. No, i wakacje za pasem. Jan Świerczek chce, żeby gdzieś pojechały. - A potem, jak wrócą pójdziemy sobie pod tę jabłonkę, co to ją pani na górze mijała. Jabłka od lat rodzi przepyszne. Zapraszam jesienią. Starczy dla wszystkich.

Kontakt komórkowy z Janem Świerczkiem: 784459918

Majka Lisińska-Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski