MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zespół Soły Oświęcim pokonał w Stryszawie Jałowiec i traci do lidera z Chełmka tylko punkt

Redakcja
Sebastian Stemplewski FOT. JERZY ZABORSKI
Sebastian Stemplewski FOT. JERZY ZABORSKI
PIŁKA NOŻNA. Soła Oświęcim po wygranej w Stryszawie nad miejscowym Jałowcem 3-0 (0-0) zbliżyła się na punkt do liderującego V lidze wadowickiej Chełmka.

Sebastian Stemplewski FOT. JERZY ZABORSKI

Dla Soły Oświęcim inauguracja wiosny w wadowickiej klasie okręgowej była wręcz wymarzona. Nie tylko pokonała w Stryszawie miejscowego Jałowca, uchodzącego za jej główną konkurencję do awansu, ale także dwa punkty w Wadowicach stracił prowadzący Chełmek (2-2), którego przewaga nad Sołą stopniała tylko do punktu.

Wokół spotkania było trochę zamieszania, bowiem gospodarze chcieli go przełożyć ze względu na złą nawierzchnię boiska. - Warunki do gry były idealne - rozpoczyna Sebastian Stemplewski, trener Soły. - Przypuszczam, że prawdziwym powodem chęci przełożenia tego spotkania były braki kadrowe w Stryszawie. Gospodarze zagrali bez swojego lidera Piotra Bagnickiego, który był okrzyknięty transferem zimy tego szczebla rozgrywek. Musiał pauzować za kartki, więc pewnie stryszawianie chcieli nasz mecz przełożyć, by z nim w składzie zagrać z nami w innym terminie. To jest tylko jednak moja analiza. Nie ma ona żadnego sensu, skoro udało nam się pokonać najgroźniejszego konkurenta do awansu w takich samych rozmiarach, w jakich on jesienią pokonał mój zespół.

Tylko wyniki obu spotkań były identyczne. - Jesienią przegraliśmy, bo daliśmy się wziąć przez zaskoczenie - przypomina trener Stemplewski. - Graliśmy w piłkę, a rywale nas skontrowali i już do przerwy przegrywaliśmy 0-3, nie potrafiąc się już podnieść. Tymczasem w Stryszawie nie tylko prowadziliśmy grę, ale wreszcie byliśmy skuteczni i oto cała tajemnica naszego sukcesu.

Kontrowersje wywołały okoliczności strzelenia pierwszego gola przez solarzy, kiedy jeden z miejscowych zawodników leżał na murawie, a goście nie wybili piłki poza boisko. - Chwileczkę, sytuacja wyglądała nieco inaczej - podkreśla Sebastian Stemplewski. - Miejscowy zawodnik leżał na murawie już wtedy, jak po naszym niedokładnie rozegranym kornerze to gospodarze wyprowadzili kontrę. Jakoś wtedy nie przyszło im go głowy, by wybić piłkę poza boisko, skoro ich kolega z zespołu zwijał się z bólu. Zakończyli swoją akcję strzałem w słupek, a kiedy to my trzema szybkimi podaniami przedostaliśmy się pod miejscową bramkę, kończąc akcję golem, zaczęto nam wypominać brak zasad fair-play. Najpierw trzeba zacząć patrzeć własnego ogródka, a potem na innych - uważa oświęcimski szkoleniowiec.

Nie przecenia wygranej w Stryszawie. - To dopiero początek drogi, a każdy rywal szczególnie na nas będzie się sprężał i o tym musimy pamiętać - kończy oświęcimski szkoleniowiec.

Jerzy Zaborski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski