MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zwycięstwo starej propagandy

Redakcja
Obok skandalicznej wystawy stoi popiersie Marszałka Piłsudskiego, który się ze wzburzenia pewnie w trumnie przewraca Fot. Kamila Zarembska
Obok skandalicznej wystawy stoi popiersie Marszałka Piłsudskiego, który się ze wzburzenia pewnie w trumnie przewraca Fot. Kamila Zarembska
Propagandowe kłamstwa, przemilczenia i merytoryczne błędy wymieszane z dość bezładnie przedstawianymi faktami - to najkrótsza recenzja wystawy "Polska w II wojnie światowej", jaką do 23 maja br. roku można oglądać w Urzędzie Miasta Krakowa.

Obok skandalicznej wystawy stoi popiersie Marszałka Piłsudskiego, który się ze wzburzenia pewnie w trumnie przewraca Fot. Kamila Zarembska

Wystawa w Urzędzie Miasta Krakowa rewitalizuje peerelowską wersję historii

Dumnie spoglądające z plansz twarze generałów Świerczewskiego i Berlinga oraz fotografie Roli-Żymierskiego, propaganda pamiętająca czasy stalinizmu. Przesłanie całości wystawy przypomina trochę czasy Bieruta, trochę Gomułki: najważniejsze jest "wyzwolenie" ze wschodu; wprawdzie już można mówić o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie ale wspomnienia o Polskim Państwie Podziemnym, Armii Krajowej i rzetelny opis Powstania Warszawskiego - wciąż zakazane.

Chwała "wyzwolicieli"

Jak informują napisy Fundatorami wystawy są: Prezydent Miasta Krakowa, Urząd Miasta Krakowa oraz "Sisnalco LTd" Spółka z o.o. i Agnen Sport. Trudno wymienić wszystkie nieprawdziwe informacje, zmanipulowane interpretacje i przemilczenia. Wystawa jest nafaszerowana, pozornie konkretnymi, detalicznymi informacjami. Jest tego dużo.

Szczegółowa analiza treści tablic wystawowych pokazuje, że intencją ich twórcy była rewitalizacja przynajmniej części propagandowych wizji historii z okresu, kiedy o programach nauczania decydowali działacze KC PZPR i urzędnicy cenzury.

Ewidentnie nieujawnionemu nigdzie autorowi wystawy przyświecała także chęć pominięcia bądź wyciszenia faktów niewygodnych dla Armii Czerwonej i ZSRR. Już pierwsza tablica pokazuje, że autor odkrył nową ważną cezurę w dziejach wojny obronnej 1939: 16 września. W tym ujęciu ma to być rzekomo zakończenie "Bitwy granicznej i rozbicie głównych sił WP". Jedyne uzasadnienie tej daty może wyjaśnić tylko całość przekazu ku czci "wyzwolicieli" ze wschodu: w ten sposób delikatnie i wbrew faktom można sugerować, że wkraczająca do Polski dzień później Armia Czerwona wcale nie zadała nam ciosu w plecy i nie wpłynęła na tragiczny dla nas przebieg wydarzeń wojennych. O wkroczeniu Armii Czerwonej "na wschodnie terytoria Polski" (autor nie zauważył że owe "wschodnie terytoria" we wrześniu 39roku obejmowały daleko ponad połowę kraju a Sowieci w 1939 roku doszli aż do Lubelszczyzny i Mazowsza) wspomina kolejna tablica, nazwana niewiadomo dlaczego "Wojna Obronna 1939 - ostatnie bitwy". Trudno było już dzisiaj ten temat całkiem pominąć dlatego skrótowo wymieniono miejsca walk z Sowietami. Określono je wszystkie jednak zaledwie jako "potyczki z Armią Czerwoną". Nawet dwudniowa bohaterska obrona Grodna, zakończona masakrą cywilnej ludności i obrońców, uzyskała w ten sposób miano potyczki.

O wiele szerzej opisane są działania Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" gen. Kleeberga. Jednak - identycznie jak w podręcznikach z PRL - dokładnie wycięto wszystkie informacje o walkach tych żołnierzy z Armią Czerwoną.

Rzeczpospolita niepożądana

Gorzko zawiedzie się ten, kto oczekuje, że znajdzie tam informacje o Polskim Państwie Podziemnym. Tylko na jednej z tablic wspomniano o "ruchu oporu" w kraju. W PRL lansowano takie pojęcie jako obowiązujące. Chodziło o to aby pomieściło ono także podległą sowieckim ośrodkom dowódczym konspirację komunistyczną. Konsekwentnie starano się więc unikać mówienia o Państwie Podziemnym. Bo komunistów w tych legalnych strukturach państwowych nie tylko nie było, ale od 1943 roku je konsekwentnie zwalczali. Po co wspominać o tym, że w całej Polsce w konspiracji zorganizowano cywilne i wojskowe struktury państwowe Rzeczypospolitej Polskiej? Przecież trzeba by także powiedzieć o tym, że to Armia Czerwona, NKWD i siły podległe komunistom krwawo zlikwidowały to państwo, aby na jego gruzach stworzyć własne, stalinowskie. Przecież zakłóciłoby to cukierkowy obraz "wyzwolenia", któremu najwięcej poświęcono miejsca.
Z podobnych zapewne powodów w całej wystawie nie znajdziemy - najwyraźniej obrzydliwego dla nieznanego autora - terminu "Armia Krajowa". No bo po co mówić o żołnierzach podziemnej armii, którą w czasie "wyzwolenia" i przez wiele lat powojennych systematycznie mordowano, aresztowano w kraju i wywożono do łagrów w ZSRR. Po co nam jakieś akcje "Burza", które mogłyby przypomnieć że całą wschodnią połowę Polski w 1944 roku Sowieci anektowali a opór ludności krwawo pacyfikowali. "Wyzwoliciele". którzy zabrali nam niemal połowę terytorium Rzeczypospolitej. źle by się mogli prezentować na wystawie ku czci zwycięstwa.

Powstanie Warszawskie również nie zasłużyło na jakikolwiek opis. Toteż tego, czym Powstanie było i że w ogóle wybuchło, zwiedzający wystawę się nie dowie. To "drobiazg", który widocznie umknął nieznanemu autorowi. Sama nazwa "Powstanie Warszawskie" jest jedynie wspomniana jest w kontekście zrzutów lotniczych czy liczby "Polaków w Ruchu Oporu", ale przede wszystkim pojawia się przy okazji opisu desantu żołnierzy Berlinga na Czerniakowie.

Berling - Reaktywacja

Skądinąd Berling, Świerczewski i Żymierski są - zgodnie z PRL-owską tradycją - osobami godnie tutaj wyeksponowanymi. Nikt jednak się nie dowie o podpisywanych przez nich politycznych wyrokach śmierci na własnych podkomendnych (m.in. z AK). Dowiemy się, że Świerczewski to dowódca 2 Armii WP, ale nic o tym, że był sowieckim oficerem, wiernym wykonawcą woli Stalina przebranym w polski mundur, który cały czas pozostawał na służbie w Armii Czerwonej. W pełni przemilczano, iż jego błędy w dowodzeniu doprowadziły do olbrzymich strat wśród żołnierzy, szczególnie w tragicznej operacji łużyckej 2 Armii WP. To, że ich tłem było m.in. nieustanne nadużywanie alkoholu przez generała pozostanie dla zwiedzających tajemnicą. Tutaj Świerczewski wizytującym UMK pokazany jest w roli "narodowego bohatera".

Jeszcze gorzej jest z ppłk. Berlingiem. Jego biogram wygląda niemal dokładnie jak z komunistycznych podręczników. Nigdzie nie ma mowy o jego współpracy z NKWD ani o prosowieckiej agitacji wśród oficerów - późniejszych ofiar Katynia. Jego wiernopoddańcze deklaracje skierowane do Stalina z tego czasu są przedstawione niemal jako wyraz troski o wojsko polskie. Przeniesienie go z grupą oficerów do tzw. "willi szczęścia" w Małachowce jest opisane jako "przetrzymywanie", co sugeruje raczej rolę więźnia niż realizatora sowieckich wytycznych. Następnie dowiemy się, że był oficerem armii Andersa, ale ani słowa o tym, że w tym samym czasie nieustannie wypełniał polecenia NKWD i na sowiecki rozkaz zdezerterował z szeregów WP w czasie ewakuacji do Iranu. Nawet nie ma co marzyć, żeby nieznany autor wspomniał o tym, że za zdradę w Wojsku Polskim zaocznie Berlinga zdegradowano i skazano na śmierć. O tym, że to Stalin uczynił go generałem, oraz że Berling świadomie stał się narzędziem polityki sowieckiego dyktatora, wymierzonej w Polskę i jej prawowite władze, także wspominać nie wypadało.
W informacji o stratach ludności Polski wprawdzie umieszczono notkę o "pomordowanych w Katyniu" (na wszelki wypadek bez określenia przez kogo) bo tego zupełnie pominąć się nie dało. Jednak żadnych innych zbrodni sowieckich już nie ma. Wspomniano o "zesłanych na Syberię" ale żeby Sowieci kogoś mordowali, albo żeby ktoś zginął - tego nie ma.

"Wolność ze wschodu"

Są tablice o lotnictwie polskim i marynarce wojennej, o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, o Wojsku Polskim we Francji i Anglii. Mimo nie najlepiej zredagowanych opisów te tablice wyglądają jeszcze w miarę przyzwoicie. O wiele dziwaczniej już robi się przy tablicy "Armia Polska gen. Andersa - ZSRR, Irak, Włochy". Nie ma tu miejsca na los uwalnianej z sowieckich łagrów polskiej ludności, na informacje o niewystarczających racjach żywnościowych, sabotowaniu polsko-sowieckiej umowy przez Rosjan i próbach wysyłania poszczególnych polskich jednostek na front faktycznie w roli mięsa armatniego. W poetykę całej wystawy wpisuje się natomiast skupienie uwagi na tym, że ZSRR udzielał pożyczek "na pomoc dla ludności" i że Polacy nie chcieli się godzić na użycie armii na froncie. W ten sposób znowu powróciły klimaty z PRL i hasła o "złym Andersie".

Aż trzy tablice (czyli ¼ wystawy) poświęcono niemal w całości "Ludowemu Wojsku Polskiemu". I znowu pomyli się ten, kto na tablicy "Od Lenino do Warszawy 1943-1944 r." oczekiwałby rzetelnej informacji o losie zwykłych żołnierzy w jednostkach podporządkowanych sowieckim oficerom i regulaminom, presji ideologicznej czy drakońskim wyrokom sądów polowych za wypowiedzi na zakazane tematy polityczne. Ani słowa o tym, jak trud, poświęcenie i krew zwykłych żołnierzy wykorzystywano do realizacji celów politycznych Stalina. Mimo niemal detalicznych szczegółów w opisie bitwy pod Lenino nie dowiemy się, jak ona wyglądała naprawdę ani o tym, że kilkuset żołnierzy od razu skorzystało z okazji, aby uciec na przeciwną stronę frontu - byle dalej od Sowietów. Nie dowiemy się o późniejszych przymusowych wcieleniach AK-owców do jednostek Berlinga i o tym, że rachuby o ochotniczym naborze do realizującej sowieckie rozkazy armii spełzły na niczym i musiano organizować przymusowy pobór. Ani słowa o masowych dezercjach z tak tworzonych jednostek.

Natomiast mamy odmieniane przez wszystkie przypadki słowo "wyzwolenie". Godna stalinowskich podręczników historii jest informacja, że "22 07 [1944] Armia Polska w ZSRR gen. Berlinga wkracza do kraju". Tak więc dla autorów to linia Bugu była w czasie wojny wschodnią granicą Polski. Może więc lepiej, że nie pisali o działalności Armii Krajowej, bo o jej okręgach działających w Polsce wschodniej mogliby napisać, że to było "AK w ZSRR". Poza tym nieznany autor mógłby wyrazić zdziwienie brakiem szacunku dowództwa AK dla ustaleń paktu Ribbentrop-Mołotow.

Zwycięstwo w Urzędzie

Tablica kolejna to "Odzyskanie Ziem Piastowskich 1945". Znowu mamy pełno różnych "wyzwoleń", począwszy od "wyzwolenia" Warszawy (fakt wkroczenia do ruin stolicy uznano za godny odnotowania w odróżnieniu od Powstania Warszawskiego). Jest fotografia defilady w Warszawie, ale nic o tym jak NKWD zganiało na nią ludzi i pilnowało trybuny z Bierutem i jego kompanami.
Znaleziono tutaj także miejsce na rozdymane informacje tak szczegółowe, że uwzględniły nawet informację tym, że o godz. 18.00 były zaślubiny LWP z morzem. Z kolei w innym miejscu napisano nawet o "odparciu szalonego kontrataku psychologicznego elewów szkoły artylerii" (sic!). Kuriozów jest więcej. Ciekawe jest zestawienie tego ze wspomnianymi wcześniej ascetycznymi wzmiankami w rodzaju tej o "potyczce" w Grodnie w 1939 roku.

No i zbliżamy się do radosnego finału. Tablica "ZWYCIĘSTWO: Operacja «Berlin-Praga-Wilhelmshaven". To tutaj witają zwiedzającego portret Świerczewskiego, Rola-Żymierski przed Kancelarią III Rzeszy. Pomijam, że taka "operacja" jak w tytule to wymysł nowatorski. Działania Dywizji gen. Maczka mają być tutaj kwiatkiem do propagandowego kożucha. Charakterystyczne jest zamieszczone tam podkreślenie typu: "wśród zdobywających Wilhelmshaven był przyszły gen. LWP płk Franciszek Skibiński", oczywiście bez zaznaczenia jaką gehennę w stalinowskiej Polsce Skibiński przeszedł w celi śmierci.

O kulisach przerzucenia Polaków pod Berlin, o Żymierskim i Świerczewskim tutaj informacji nie znajdziemy - podobnie jak o wspomnianej masakrze pochodzących z przymusowego poboru żołnierzy 2 Armii WP. Reprodukowane bez komentarza propagandowe plakaty z 1945 roku mają, podobnie jak fotografie, utrwalać wizję historii á la PRL.

Tego typu uwagi można mnożyć. Po skali politycznych retuszy drobiazgiem wydaje się widoczne w całej prezentacji niechlujstwo redakcyjne, bezład wymieszanych informacji, kalendaria pozbawione porządku chronologicznego, liczne błędy ortograficzne, poprzekręcane nazwy, przeinaczone cytaty z dokumentów, literówki (łącznie z Polską pisaną przez małe "p" i Lwowem przez małe "l"), niestaranne mapy granic obcinające znaczą część polskiego Pomorza...

Całość, jak sądzę, obliczona jest na to, że ludzie się w tym wszystkim nie połapią, analizować treści nikomu się nie będzie chciało a portrety Świerczewskiego, Berlinga, i propagandowe hasła pozostaną w pamięci.

Wystawa ma być czynna do 23 maja. Obok stoi popiersie Marszałka Piłsudskiego, który się pewnie w trumnie przewraca. Strach pomyśleć, że potem ekspozycja może być przekazana do jakiegoś muzeum lub - nie daj Boże - do szkoły.

Na razie chyba warto zachęcić mieszkańców aby postawili przed tymi tablicami świeczki na pamiątkę zwycięstwa. Zwycięstwa propagandy.

MACIEJ KORKUĆ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski