MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żywność i biurokracja

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. W Brukseli zapadną dzisiaj decyzje dotyczące rekompensat dla rolników. Chodzi głównie o straty, które wywołała (a raczej tylko pogłębiła) susza. Nie spodziewam się wielu komentarzy.

Media wałkują kwestie referendum i imigrantów, więc dzisiejsze spotkanie ministrów rolnictwa państw Unii Europejskiej zejdzie na plan tak daleki, że bez lupy nie podchodź. Tylko Teleexpress pokazał gigantyczną manifestację rolników w Paryżu, gdzie kilka dni temu tysiące traktorów i autobusy z protestującymi wjechały z pięciu autostrad do stolicy, by spotkać się przed siedzibą premiera.

Jak widać, nie tylko polscy producenci są wściekli i czują się zapędzeni w kozi róg. Rolnicy niemieccy, chcąc zwrócić uwagę opinii na zbyt niskie ceny mleka i mięsa wieprzowego, wprowadzili do Monachium 500 traktorów. Ich minister Christian Schmidt mówi, że „niemieccy rolnicy się martwią, bo ceny żywności nie pokrywają kosztów produkcji. Sytuacja na rynku jest trudna. Problemy mogą zagrozić płynności gospodarstw”.

Obojętnie czy lato jest suche, czy mokre, zima łagodna czy mroźna, rolnicy protestują. W całej Europie. Nie pomagają dotacje, dopłaty, kwoty i regulacje. Cały ten wielki system zwany Wspólną Polityką Rolną stworzono, by Europa pozostała żywnościowo niezależna. Cel osiągnięto z nawiązką. Ale po drodze tak się wszystko zbiurokratyzowało, zapętliło i zamieszało, że zadowolonych brak. Dopłaty dopłatami, a produkcja europejska jest mało konkurencyjna, a żywność coraz bardziej faszerowana chemią i nawozami. Coś poszło nie tak i nikt nie ma odwagi powiedzieć, że system nie działa jak należy.

Odpowiedzią na te problemy miałaby być gospodarka cyrkularna, czyli taka, w której nic się nie marnuje. W tym duchu Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą do wprowadzenia we wszystkich 28 państwach Unii obowiązku przekazywania niesprzedanych artykułów żywnościowych organizacjom pozarządowym. Innymi słowy, sklepy nie mogłyby już pozbywać się niesprzedanych artykułów żywnościowych ani ich wyrzucać. Wszystko to musiałoby zostać przekazane fundacjom i stowarzyszeniom charytatywnym.

Na pierwszy rzut oka pomysł wygląda świetnie. Czy się sprawdzi? Małe sklepy nie mają wystarczającej powierzchni magazynowej ani marginesu „roboczogodzin” na dokumentację całej operacji. Nie wiadomo też, czy znajdą się wolontariusze wystarczająco zmotywowani, by z przywiędłej kapusty i kończącej datę ważności kiełbasy gotować bigos, a potem rozdawać go potrzebującym?

I to regularnie, każdego dnia. Boję się, że raz jeszcze sprawdzi się przysłowie „dobrymi chęciami piekło brukowane”. Pamiętamy piekarza, który zapłacił procesem sądowym za to, że rozdawał niesprzedany chleb biednym. Teraz miałby obowiązek przekazywania nadwyżki. Ale nie bezpośrednio potrzebującym, lecz pośredniczącym organizacjom. I tak się bujamy od ściany do ściany. Ciekawa jestem, jakie jest Państwa zdanie na ten temat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski