Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo mało płacą i nie szanują

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
fot. GUS Małopolska
Mimo dwucyfrowego bezrobocia i 50-tysięcznej armii bezrobotnych firmy na południu i wschodzie Małopolski nie mogą znaleźć pracowników. Brakuje budowlańców, kucharzy, piekarzy, kierowców, pielęgniarek, opiekunów osób starszych, sprzedawców, kasjerów...

Z danych urzędów pracy wynika, że roboty nie może znaleźć co ósmy mieszkaniec powiatu dąbrowskiego i co dziewiąty w powiatach limanowskim, nowosądeckim, nowotarskim i tatrzańskim. Jednocześnie szefowie pośredniaków przyznają zupełnie otwarcie, że nie są w stanie dostarczyć pracodawcom pożądanej liczby pracowników.
Czytaj więcej: Bo mało płacą i nie szanują
- Na 5 tys. zarejestrowanych bezrobotnych tylko nieco ponad 600 uznaliśmy za gotowych do wejścia lub powrotu na rynek pracy. Natomiast 3700 to osoby oddalone znacznie od rynku pracy lub niegotowe do podjęcia zatrudnienia. W tym gronie przeważają długotrwale bezrobotni. Są rodziny, które od pokoleń nie pracowały - opisuje Jolanta Rajska, wicedyrektor nowotarskiego pośredniaka.

Jacek Pająk, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie, zwraca uwagę, że o ile w zachodniej Małopolsce i w Krakowie długotrwale bezrobotni („niegotowi do zatrudnienia”) stanowią mniej niż połowę zarejestrowanych, to w powiecie dąbrowskim już 60 proc., a w tatrzańskim nawet dwie trzecie. - Tacy ludzie wymagają przygotowania i w większości nie stanowią zasobów kadrowych do wzięcia „na już” - wyjaśnia szef WUP. Ponadto Dąbrowa Tarnowska, która ma najwyższą stopę bezrobocia (13,1 proc.), jest powiatem typowo rolniczym. - Niewiele jest tu podmiotów gospodarczych, nie ma dużych pracodawców - opisuje szef WUP.

Dąbrowa jest jednak w tym gronie wyjątkiem: inne powiaty o najwyższym bezrobociu mogą się pochwalić największą, obok Krakowa, liczbą firm. Południe Małopolski jest nie tylko najprężniejszym w Polsce obszarem turystycznym, z masą hoteli, pensjonatów, restauracji, barów, ale i największym zagłębiem budowlanym. Obok tysięcy mikrofirm działają tu potentaci, często o zasięgu globalnym, jak Fakro, Konspol, Koral czy Wiśniowski, a śred nia liczba miliarderów jest największa w kraju.

Były marszałek Małopolski, Marek Sowa, uważa, że m.in. dzięki eksplozji biznesu w tej części województwa dostaliśmy w 2016 r. (wraz z Lombardią) tytuł Europejskiego Regionu Przedsiębiorczości.

- Firma w każdym domu, wszyscy rozpaczliwie szukają pracowników, a bezrobocie dwucyfrowe. Paradoks, co? - pyta retorycznie Agata Wojtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. Dodaje, że brak rąk do pracy zagraża dalszemu rozwojowi gospodarczemu.

Oferty widać na każdym kroku - od przystanków po witryny sklepów i tablice pensjonatów. Chronicznie brakuje budowlańców, ale też kierowców, kucharzy, piekarzy czy pielęgniarek.

- Dziesiątki tysięcy młodych ludzi, którzy wyjechali na Zachód, nie zamierzają wracać. Nie wracają również ci, którzy wyjechali od nas na studia. Równocześnie mnóstwo osób pracuje na czarno, w szarej strefie, która jest na południu Małopolski ogromna. Silnie uderza to w uczciwy biznes, który chciałby zapłacić pracownikom legalnie więcej. I kółko się zamyka - opisuje prezes Wojtowicz.

Jolanta Rajska przyznaje, że wielu pracowników uważa oferowane przez firmy warunki pracy - a zwłaszcza płacy - za kiepskie i robi wszystko, by ich nie przyjąć (łącznie z wyrejestrowaniem się z PUP po to, by… zarejestrować się trzy tygodnie później).

- Ludzie widzą dane GUS, że średnie wynagrodzenie w regionie wyniosło 4,4 tys. zł, a pracodawcy oferują dużo mniej. Wprawdzie coraz rzadziej zdarza się, by któryś proponował płacę minimalną, co było wcześniej normą, ale wciąż za mało - opisuje Jolanta Rajska.

Jej zdaniem mamy teraz „chwilę prawdy”: przetrwają ci pracodawcy, którzy będą potrafili się dostosować do nowych wymagań, reszta zostanie bez pracowników. - Zwłaszcza że bogatsze kraje wciąż wysysają nam ludzi. Nie tylko specjalistów, ale i zwykłych robotników i pielęgniarki - mówi Rajska.

Pracownicy mówią jej, że nie chodzi wyłącznie o płace (choć te są kluczowe), ale i codzienne traktowanie („szacunek”), a także możliwość rozwoju zawodowego, dokształcania czy wreszcie - awansu. Firmy z południa Małopolski, zwłaszcza mniejsze, są pod tym względem dużo gorzej poukładane niż krakowskie i podkrakowskie, o zachodnich nie wspominając. A wielotysięczna rzesza pracowników z Podhala i Nowosądecczyzny ma doświadczenia z pracodawcami w Niemczech, Anglii itp.

Okiem potentata:

Beata Martuś-Kołbon, wicedyrektor ds. personalnych firmy Fakro: - Mamy rynek pracownika i każdy pracodawca boryka się z problemem rekrutacji. Nasza firma działa od ponad 25 lat, jest wiceliderem na światowym rynku okien dachowych i schodów strychowych - i stale się rozwija: ostatnio uruchomiliśmy produkcję drewniano-aluminowych okien pionowych. Wielkość firmy, stabilne zatrudnienie, prorodzinna polityka stanowią dla pracowników FAKRO ogromną wartość. Rekrutację opieramy na własnych poszukiwaniach, poleceniach, ofertach pracy publikowanych na portalach poświęconych pracy i mediach społecznościowych. W urzędach pracy brakuje kandydatów spełniających wymagania pracodawców.

WIDEO: Paweł Blajer o różnicach w zarobkach w Polsce i w innych krajach

Źródło: Dzień Dobry TVN, x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski