Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dopiero uczę się sklerozy

Jolanta Zielazna
W rodzinie mówiło się, że wyrośnie ze mnie Ćwikilińska - wspomina aktorka. I gra na scenie z wdziękiem swoich 88 lat w sztuce ,,Trzeba zabić starszą panią”
W rodzinie mówiło się, że wyrośnie ze mnie Ćwikilińska - wspomina aktorka. I gra na scenie z wdziękiem swoich 88 lat w sztuce ,,Trzeba zabić starszą panią” Fot. Dominik Fijałkowski
Rozmowa z Barbarą Krafftówną, niezapomnianą Honoratką w „Czterech pancernych”, aktorką witkacowską, gwiazdą Kabaretu Starszych Panów, roześmianą starszą damą o tym, jak wiele znaczy charakterologia.

- Trwa promocja nowej książki „Krafftówna w krainie czarów” Remigiusza Grzeli. Przed Panią kolejne spotkanie z czytelnikami. Pozazdrościć kondycji.

- Zaprawiona jestem. Sięgając pamięcią lata do tyłu, nieraz były mordercze trasy, występy. Chociaż raczej opierałam się temu, by jeździć do upadłego, „do zdechu”, jak to się mówi. Wystarczyło być na miejscu, żeby żyć intensywnie. Rano próba w teatrze, po południu w telewizji, wieczorem spektakl, a w nocy kabaret Pietrzaka „Pod egidą”.

- Sztukę „Oczy Brigitte Bardot” Grzela napisał na Pani 80. urodziny. A „Krafftówna w krainie czarów” to prezent na 70-lecie debiutu scenicznego? Będzie Pani świętowała w tym roku.

- A nie w przyszłym? Tu mnie pani zastrzeliła.

- Gdynia, jesień 1946. Tak?

- Tak, 20 listopada 1946. To rzeczywiście w tym roku.

- Aktorką została Pani przez przypadek. Podczas okupacji w Warszawie starsza siostra zabierała Panią do konspiracyjnego studium aktorskiego Iwo Galla, w którym się uczyła. I okazało się, że ma Pani talent.

- To był przypadek losowy. Nie wiem, jak to nazwać, to było szczęście, przyspieszenie…

- Palec boży?

- Zdecydowanie! To była bardzo prawidłowa, nieprzypadkowa droga. Już w dzieciństwie mój temperament aktorski wyraźnie dawał się zauważyć. Charakterologia taka. To wszystko wspomnienia dorosłych, ale byłam przyzwyczajona, że się przepowiadało, że rośnie nam druga Ćwiklińska. Jako dziecko lubiłam bawić się z wujem. Uwielbiany przeze mnie wuj-kawalarz bawił się ze mną i nagle mówi: Yyyy! Żabę masz na głowie! Normalnie dziecko różnie mogłoby zareagować. A ja, spokojnie, patrząc mu w oczy, sięgnęłam ręką na głowę, „złapałam” i mówię: Mam żabę! Pokonałam wuja!

- Przed wojną mieszkaliście na Wołyniu. Później przenieśliście się do Warszawy. Wybuch wojny tam Was już zastał?

- Nie, na Wołyniu. Pamiętam szykowanie się do wojny. Wszyscy z kamienicy zbierali się, uczono, jak zachowywać się przy nalotach gazowych, jak zakładać maski przeciwgazowe, którą ręką za co chwycić. Takie „ryje” to były, paskudne, ale w mojej wyobraźni to był kostiumowy element. Z tą swoją wyobraźnią godziny spokojnie usiedzieć nie mogłam, żeby nie mieć jakichś pomysłów.

- Z czego żyłyście z matką i siostrą w czasie okupacji?

- Matka w czasie I wojny ukończyła kursy szycia, żeby umieć ewentualnie zarobić na chleb. Jako młoda mężatka została z córeczką, bo pierwszy mąż poległ na froncie. Więc w tych wszystkich zamieszeniach matka wykorzystywała swoje umiejętności. Dzięki temu w domu zawsze była kromka chleba, a ja przy matce w czasie II wojny nauczyłam się szydełkować. Przede wszystkim pomysły miałam. I to niezwykłe.

- Podobno zrobiła sobie Pani nawet buty szydełkiem.

- Aaaa, to już później, gdy dużo umiałam, bo w czasie wojny nauczyłam się tylko najprostszych rzeczy. Zaczęło się od tego, że jakiejś sąsiadce przechwalałam się, że umiem robić szydełkiem. Ona się ucieszyła: Dziecko, naprawdę?! Ja mam cały worek włóczki, czy mi zrobisz blezer? Ja mówię: Oczywiście. Dała mi worek włóczki, szydełko. Przyszłam do matki mówię: Ratuj! Nakłamałam, że umiem. Mama mnie uratowała. Ja robiłam prosty płat materiału, ona później wykroiła, misternie obdziergała. Piękny model zrobiła. Gdy sąsiedzi dowiedzieli się, że ruda Baśka umie robić szydełkiem i zrobiła taki blezer, natychmiast miałam zamówienia! I zaczęłam zarabiać bardzo wcześnie.

- Po zakończeniu wojny Iwo Gall ze swoim studiem przeniósł się najpierw do Krakowa, później do Gdyni. To on ukształtował Panią jako aktorkę?

- Wyłącznie. Gall już w Krakowie z pełną świadomością nas przygotowywał, ale tam nie było warunków, była malutka estradka. Forma estradowa jest - powiedzmy sobie - dodatkiem do dużej sceny. Inną konwencją. Teraz mamy pokolenie dużej otwartości, naturalną selekcję. Albo dany „materiał ludzki” jest odrzucany przez biznes lub widzowie odrzucają, albo ktoś robi potężną karierę, bo jest utalentowany, publiczność z chęcią go słucha i ogląda. Natomiast trudno powiedzieć, czy ten człowiek jest przygotowany. To jest jakaś współczesna forma „przygotowania”, że niektórzy wręcz szczycą się, że bez przygotowania wychodzą na scenę. Wyłącznie talent i zdolności ich ratują, muzykalność, odwaga. Ale powiedzmy sobie, doczekaliśmy się aż za bardzo odważnych czasów, bez żadnej kontroli formy, sposobu bycia, mówienia. Jeśli się trafi egzemplarz, który umie zachować się odpowiednio w każdym miejscu i czasie, to nam dech zapiera! A nie tak dawno zapierało nam dech, gdy ktoś nie umiał się zachować! Tak nam się odkręciła epoka!

- Gdynia w tych powojennych latach była oknem na świat.

- Nawet bardzo dużym, tylko krótko.

- Nie korciło Pani, by przez nie wyfrunąć dalej?

- Absolutnie nie. Później, co prawda, mój wypad do Stanów przeciągnął się dłużej, niż planowałam...

- … na prawie 16 lat.

- Pojechałam w 1983 roku, bo dostałam zaproszenie, by w Los Angeles zagrać w „Matce” Witkacego w reżyserii Leonidasa Dudarew-Ossetyńskiego.

- Krytyka uznaje Panią za aktorkę witkacowską, szczególnie predestynowaną do tych ról.

- Urodziłam się w epoce Witkacego i Gombrowicza, miałam ich jakoby powielonych w społeczeństwie, w tym, w czym się obracałam, co widziałam i słyszałam. Skoro ukochany Witkacy czy Gombrowicz nagle pojawiają się w tak irracjonalnej formie zaproszenia do Los Angeles, a ja rzeczywiście w tym gatunku literackim sprawdziłam się na scenie, to moim psim obowiązkiem jest dołożyć starań i zademonstrować naszego twórcę.

- Miało być na krótko, a wyszło na dłużej. W Stanach wyszła Pani ponownie za mąż.

- Tak wyszło. Krafftówna w krainie czarów. Cały czas jest ta puenta, tytuł książki. Niezwykłe to, naprawdę niezwykłe.

- Było to chyba też tragiczne doświadczenie. Po pół roku małżeństwa została Pani wdową, bo mąż zmarł na zawał. Pierwszy raz mężatką była pani 16 lat - Michał Gazda zginął w wypadku samochodowym.

- (milczenie) Na to nie ma żadnego tytułu. To jest poza wszelkimi analizami. Bo z którejkolwiek strony chciałoby się czy zrozumieć, czy analizować, opowiadać - nie da się. Zawsze jest jakiś stopień niewiary. Że niemożliwe. A okazuje się, że możliwe. A w zasadzie niemożliwe.

- Teraz usłyszałam w Pani głosie Honoratę z „Czterech pancernych”.

- Charakterologia!

- Wyobraża sobie Pani, że przestaje grać?

- Chyba nie, dopóki pamięć jako taka, bo pamięć jest najważniejsza. Ale przecież w sztuce scenicznej są też formy pantomimiczne, bez tekstu.

- Pani ciągle gra.

-Tak, u Jandy, w Och-teatrze. Czwarty sezon idzie sztuka „Trzeba zabić starszą panią”. I na mnie padło. O, to jest komedia! Anglicy przerobili filmowy scenariusz na scenopis z wielkim powodzeniem. To samograj. Jeśli tak można to nazwać, bo nie schodząc przez dwie godziny ze sceny trudno powiedzieć, że to samograj. (śmiech)

- Chce Pani dorównać Mieczysławie Ćwiklińskiej, która grała na scenie ponad 70 lat.

- (śmiech) To byłyby naprawdę prorocze słowa. A Ludwik Solski?! Miał 100 lat i grał na scenie.

- Świętując w tym roku dwa bałwanki, 88 lat, solennie zobowiązuje się Pani do trzech kaktusów, czyli 111 lat.

- W tej chwili jednak bardzo fatalny okres się zrobił, bo już nic nie mogę zmienić, przestawić. Gdy było 75, mogłam powiedzieć, że mam 57 lat. Teraz się nie da, trzeba się przetoczyć przez te „bałwanki”. Nie powiem, żeby relaksowo było. Wie pani, kiedy tak siedzimy, parę razy sobie pomyślałam, czy ja byłam w tym lokalu? Na ogół umawiam się w miejscach już spenetrowanych… No, uczę się sklerozy dopiero. O, ma pani tytuł dobry: Uczę się sklerozy.

Rozmawiała Jolanta Zielazna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski