MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fale politycznej powodzi

Redakcja
Cieszyliśmy się w końcu marca (byłem wśród ogarniętych radością), że tym razem się upiekło. Rekordowa pokrywa śniegu stopniała niepostrzeżenie, nie zamieniła się w potężną falę wody. Radość była przedwczesna.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Wtedy udało się, teraz już nie. Zalało nas bez widocznego powodu, jeśli nie liczyć kilkudniowych opadów. Straty są kolosalne i szybko rosną. Powodzie w Polsce stały się niepokojącym, stałym składnikiem naszego życia.

Słychać co chwilę, że na żywioł nie ma rady. Trudno tę mądrość kwestionować. Jakiś zapyziały wulkan w Islandii trochę podymił i padła komunikacja lotnicza. Cała potęga nowoczesnej nauki jest bezradna wobec chmury pyłu. Niewiele zmieniło się od czasów Pompei. Tam poza pyłem była lawa. Wulkan islandzki o niewymawialnej nazwie na szczęście wybuchł na sucho. W obu jednak przypadkach człowiek był bezsilny.

Z powodzią jest trochę inaczej. Można ją przewidzieć, a przynajmniej można założyć, że od czasu do czasu będzie. Obrona przed wielką wodą jest bardzo prosta, nie wymaga techniki kosmicznej ani wysiłku wielkich mózgów. Co prawda tutaj też można sporo sknocić. W Niemczech na przykład w ubiegłym wieku wybetonowano brzegi rzek, żeby nie było powodzi. W górnym ich biegu wszystko dobrze, ale w dolnym - masakra. W betonowych rynnach woda pędzi jak oszalała i kiedy już rzeka zatka się gdzieś niżej, nie ma ratunku. Zachodni sąsiedzi padli ofiarą własnego hasła "Vorsprung durch Technik" (postęp dzięki technice). Beton w rzece okazał się fałszywym postępem. Teraz już wiedzą.

My na szczęście nie zdążyliśmy zakuć rzeki w cementowe dyby. Nie zrobiliśmy zresztą niczego innego. Polskie rzeki zachwycają zagranicznych turystów. Takie piękne, naturalne, dzikie. Dla ludzi mieszkających obok jest to bardzo kosztowne piękno. Co kilka lat muszą wspinać się na dachy domów i modlić się, żeby ktoś ich stamtąd zabrał. Rzeki mogą być skansenem pierwotnego piękna. Polityka państwa wobec ochrony przed powodziami musi jednak skansen opuścić. Tkwiła w nim wiele dziesięcioleci.

Zmieniały się rządy, zmienił system polityczny, a woda płynie jak płynęła. Nie ma nie tylko żadnego programu ochrony przed powodziami, ale nie bardzo wiadomo, kto za co odpowiada. W telewizji mieliśmy pokaz ożywionej dyskusji prezydenta miasta i wojewody jednego z dotkniętych kataklizmem województw o tym, kto odpowiada za wały powodziowe. Jeśli tego w skali państwa nie wiemy, pozostaje tylko modlić się o suszę.

Powodziowe konwulsje nawiedzają nas co kilka lat. Mobilizują media i władzę. Dziennikarze i politycy robią to samo: intensywnie mówią. Jest to okazja do publicznego zaistnienia. Dramatyczny kontekst wydarzeń dodatkowo zwiększa atrakcyjność tego istnienia. W tym roku powódź zbiegła się z nagle skróconą kampanią prezydencką. Wszyscy się zarzekają, że absolutnie, w żadnym wypadku, nigdy nie wykorzystają tej sytuacji do polityki. I wszyscy to robią, czemu trudno się dziwić. Takie są prawa polityki. Marnego zajęcia, które słusznie tak wielu ludzi irytuje, a niektórych brzydzi.

Rzeki opadną, zalane domy zaczną schnąć, poszkodowani dostaną jakieś grosze na kupno najpotrzebniejszych rzeczy. Gdyby nie wybory samorządowe jesienią, zapomnielibyśmy o sprawie już w wakacje. Mam nadzieję, że nie wszyscy stracą pamięć i postawią krzyżyki na listach kandydatów przy właściwych nazwiskach. Pewności jednak nie ma. Jeszcze nie potrafimy łączyć wybieranych ludzi z tym, co zrobili lub potrafią zrobić. Głosujemy automatycznie, na ludzi wystawionych przez partie. Ktoś wybiera za nas. Nawet tego nie zauważamy.

Gdyby takie zasady stosować w sporcie, nasza reprezentacja piłkarska przegrywałaby każdy mecz z powiatowymi amatorami skądkolwiek. Na szczęście partyjne reguły nie sięgają boisk, więc od czasu do czasu udaje się nam coś wygrać. Drżę, kiedy nastąpi zmiana zwyczajów. W końcu w sporcie jest sporo doskonale płatnych zajęć.

Państwo, które służy partiom, źle służy obywatelom. Mamy u nas ciężki przypadek tego schorzenia. Już wiadomo, że wybory prezydenckie niczego nie zmienią, wygra jeden z dwóch kandydatów największych ugrupowań. Może jednak jesienne głosowanie na członków władz lokalnych coś poprawi? Premier Donald Tusk odpowiedział kwaśno na litanię zażaleń zalanych mieszkańców: "Ja wam wójta nie wybierałem". Tylko częściowo miał rację. Sam wójtów nie wybierał, wybierała jego partia. Nie zawsze trafnie. Lud tylko stawia krzyżyki.

Straty powodziowe już wynoszą kilkanaście miliardów złotych, wcześniejsze powodzie kosztowały jeszcze więcej. Za ułamek tej kwoty można było zbudować zbiorniki retencyjne, wyremontować i usypać nowe wały.

Ciekaw jestem, ile razy jeszcze powódź zaleje Polskę, zanim nas zaleje krew.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski