To jeszcze nic. Na aptecznej półce znalazłem pudełeczko psiego sadła ozdobione portretem labradora. Już, już dzwoniłem po inspektorów Towarzystwa Ochrony Zwierząt, ale poprzestałem na zabezpieczeniu dowodu rzeczowego w cenie kilkunastu złotych. Okazało się, iż psa w leku było tyle, co kot napłakał. Czyli nic i żaden czworonóg na smalec przerobiony nie został. Produkt w 100% roślinny, wegański nawet zaś nazwa, jak jest jedynie zwyczajowa. Podobnie jak maść końska i niedźwiedzia. Chwyt reklamowy jak mnie uświadomiono zakotwiczony w starożytnych przekonaniach o cudownych mocach ukrytych w zwierzęcych tłustościach. Znajomy farmaceuta nie zostawił na pomyśle suchej nitki sprowadzając działanie do magii i efektu placebo. Krótko mówiąc, wiara czyni cuda gdyż tłuszcz każdego zwierza to jedynie połączenie dobrze znanych kwasów tłuszczowych i gliceryny. Mam przed sobą słoiczek sadła z borsuka. Prezent od myśliwego. Spożyte z gorącym mlekiem wywołuje gorączkę i natychmiastowe ozdrowienie. Sam nie wiem. Poczekam na najbliższe choróbsko. Sprawdzę. Jeśli przejdzie mi przez gardło.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?