Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Golonka z grochem

Redakcja
MACIEJ RADWAN RYBIŃSKI

Ideał za stołem

MACIEJ RADWAN RYBIŃSKI

Ideał za stołem

Umartwiamy się z wiarą, że naturalna, uboga w kalorie, niesmaczna, ale zdrowa żywność doprowadzi nas do harmonii z pięknem natury

W III wieku po Chrystusie pustynne okolice Wadi An Natrun w Egipcie zaroiły się od żądnych wyrzeczeń i ascezy pustelników i anachoretów. Było ich tak wielu, szukających samotności i umartwienia, że wkrótce w nielicznych źródłach i studniach zabrakło wody. A bez wody nawet anachoreta nie może umartwiać grzesznego ciała.
 Asceza, jako praktyka wyrzeczeń, odrzucenia uciech cielesnych na rzecz osiągnięcia ideału duchowego i moralnego, propagowana była i uprawiana od początków naszej cywilizacji. W starożytnej Grecji sofiści, stoicy, Platon i twórca szkoły neoplatońskiej Plotyn sądzili, że opanowanie potrzeb niższego rzędu, to znaczy cielesnych, prowadzi do rozwoju duchowych możliwości i intelektualnych aspiracji.
 Ciało kontra duch. Walka z niskim pierwiastkiem duchowym prowadziła poszukiwaczy prawdy do najwyższych wyrzeczeń. Antisthenes, założyciel szkoły cyników (w znaczeniu filozoficznym, nie potocznym), jest też wynalazcą symbolu mądrości, płaszcza filozofów, który zwał się po grecku tribon, a po łacinie pallium _i służył cynikom nie tylko jako okrycie, ale także jako mieszkanie. Antisthenes, noszący przydomek Pies w Prostym Płaszczu, uważał, że poszukującemu prawdy nie wypada posiadać czegokolwiek, poza jednym okryciem. W Atenach mówiono, że filozofa najłatwiej poznać po zapachu. Stylici, szukając szczególnego odosobnienia i dotkliwego umartwienia, prowadzili odizolowaną egzystencję na szczytach kolumn czy słupów, wciągając pożywienie, jak najskromniejsze, na sznurze.
 Korzonki i woda źródlana były pożywieniem anachoretów i pustelników, zaludniających jaskinie i leśne szałasy. Islamscy marabuci wiedli egzystencję pod gołym niebem, na rozstajach dróg, albo kazali się zamurowywać w małych kapliczkach. Szacunek, jaki budziła ich mądrość, był rezultatem także widocznego dla wszystkich umartwienia.
 Metafizyczny dualizm, oddzielający ducha od materii, był stałym elementem niemal wszystkich wielkich religii światowych - poza judaizmem. Wyznawcy Gnozy sądzili, że materia jest dziełem Szatana, a duch Boga, podobnie manichejczycy. I tak to szło przez wieki, wraz z sektami flagellantów w średniowiecznej Europie, ascetycznymi odpryskami reformacji w kalwinizmie, purytanizmie, pietyzmie i wczesnym metodyzmie.
 Abstynencja i post. Umartwianie ciała dla doskonalenia ducha. Nikt już nie pamięta, że gdyby nie święty Grzegorz, mielibyśmy dziś osiem grzechów głównych. Grzegorz zniósł Azedie, demona godzin południowych, nakłaniającego ascetów do południowej drzemki. Przez setki lat sjesta była grzechem śmiertelnym, tak jak obżarstwo. Święty Grzegorz przeniósł ten występek do kategorii południowego smutku.
 Asceza jako środek wzmacniania duchowych możliwości człowieka jest obecna w większości religii światowych. A także w kierunkach filozoficznych po czasy najnowsze. Propagatorem ascezy byli - z różnych zresztą powodów - Artur Schopenhauer i Immanuel Kant.
 Potem asceza trafiła do polityki. Szczególnie intensywnie w naszych szerokościach geograficznych. Człowiek powinien powściągać swoje skłonności konsumpcyjne nie dla dobra własnego, ale dla doskonalenia społeczności. Dla urzeczywistnienia ideałów równości i sprawiedliwości (z przymiotnikiem "_społeczna
"). Ale i dla lepszej przyszłości. Nawóz historii użyźniający glebę pod Ziemię Obiecaną przyszłej obfitości. W pierwszych latach Polski Ludowej rozważano zupełnie poważnie ustawowe ograniczenie indywidualnego stanu posiadania mężczyzny do dwóch garniturów - jednego do pracy i drugiego od święta. Im większe były trudności gospodarcze, tym głośniej propagowano wstrzemięźliwość. Socjalistyczna asceza dopasowywana była do kondycji gospodarki, ale i do potrzeb propagandowych. Mięso było ogłaszane za niezdrowe w deklaracjach politycznych, masło ogłoszono za wyjątkowo szkodliwe po uruchomieniu rodzimej produkcji margaryny, tego znienawidzonego ersatzu _czasów hitlerowskiej okupacji.
 Studencki bunt roku 1968 zorganizowała "_bananowa młodzież
", oddająca się rozpasanej konsumpcji, w skład której wchodził tak luksusowy i wywrotowy towar, jak banany. Pamiętam ulotkę, rozrzucaną przez SB w marcu ’68, informującą ze zgrozą, wskutek błędu maszynistki, że bananowcy "gasili papierosy w dżemie". Być może przemawiało to nawet lepiej do aktywistów klasy robotniczej od ginu. Gin był abstrakcją, dżem należał do pożywienia codziennego.
W Polsce ascezę zarządzano politycznie. Podobne zjawisko, tyle że spontaniczne, a nie sterowane, występowało na Zachodzie. Generacje 68, Ekologów, No Future i Generacja X, nazwana tak według głośnej książki Douglasa Couplanda - należą do pokoleń pogardzających konsumpcją i odmawiających przyznawania jej jakiejkolwiek wartości. Powody są rozmaite - troska o eksploatowanych bezlitośnie robotników w krajach Trzeciego Świata, o niszczone środowisko naturalne, ale także całkiem klasyczna negacja materialnej rzeczywistości, stanowiącej przeszkodę dla duchowej doskonałości. Beatlesi, ulegając hinduskim kultom, poszerzali się duchowo, wzmacniając pierwiastek duszy narkotykami.
 Odmowa konsumpcji bywała też używana doraźnie jako element politycznej demonstracji czy nacisku. Tak było po przeprowadzeniu przez Francję próbnych eksplozji atomowych na atolu Mururoa, kiedy to w Europie Zachodniej przestano na znak protestu pić francuskiego szampana, jeść ostrygi i trufle z Perigord. Wyrzeczenia były jednak tylko połowiczne, pito włoskie Spumante, jedzono belgijskie ostrygi i trufle z Piemontu, upewniając się tylko co do narodowości potraw.
 Cały ten, skrótowy siłą rzeczy, przegląd wskazuje, że przez bieg historii wymagano od ludzi wyrzeczeń i oni sami poddawali się dyscyplinie, aby łatwiej osiągnąć wartości wyższe, doskonałość duchową i moralną albo przynajmniej ład społeczny czy konkretny, ale uznawany za godny realizacji cel polityczny.
 Nigdy jeszcze nie udało się osiągnąć żadnej szkole filozoficznej, żadnej religii ani żadnemu ruchowi politycznemu powszechności uprawiania ascezy w imię wyższych ideałów. Bóg zakazał Adamowi i Ewie w Raju spożywania jednego tylko owocu, a i tak złamali ten zakaz. Tymczasem jesteśmy, jak się wydaje, bliscy ideału stoików i cyników, manichejczyków i anachoretów, bliscy społeczności ascetycznej i powściągliwej. Tylko, cóż za ironia losu, nie w imię doskonalenia duchowego, ale budowania lepszej, piękniejszej i bardziej estetycznej fizyczności.
 Gazety pełne są porad, jak się umartwiać dla udoskonalenia cielesnej powłoki. Nie mogę zapomnieć wstrząsu, jakiego doznałem słuchając, jak w przeddzień wielkiego, tradycyjnego obżarstwa wielkanocnego pewna pani radziła w jednym z programów telewizyjnych spożywanie otrębów z wodą. Wszędzie propaguje się diety zbyt okrutne nawet dla pustelników z Wadi An Natrun, ospę, poślad, sieczkę i inne tego rodzaju produkty, przeznaczone zazwyczaj dla drobiu i rogacizny.
 Wicher ascezy wieje nad Europą, ale i nad Polską, bo jesteśmy już w pełni Europejczykami. Całe zastępy ludzi umartwiają się nie po to, aby stać się lepszymi, ale dlatego, by być piękniejszymi. Zapatrzeni w siebie Narcyzi wierzą, że są sami dziełem sztuki, które mogą kształtować na obraz i podobieństwo fotograficznego, filmowego czy telewizyjnego ideału. Ich duchowi przywódcy, dietetycy, produkują coraz to nowe mody i słuchając rozmów współczesnych ascetów nie można mieć wątpliwości - to rozmawiają artyści.
 - To było w fazie mojej diety kapuścianej, zanim przeszedłem na kiełki owsiane - mówią, i brzmi to jak rozmowa o fazie błękitnej u Picassa. Życie dzieli się na okresy jogurtowe i cornflake’owe.
 Podporządkowywanie się dietetycznej tyranii, świadoma rezygnacja z jakiejkolwiek przyjemności, którą może sprawiać spontaniczne zaspokajanie apetytu i smakowitych zachcianek, tylko w nielicznych przypadkach mają za motyw wiarę w zdrowotne skutki surowej diety. W rzeczywistości wola wyrzeczeń napędzana jest wiarą, że konsekwentna asceza będzie owocować pięknem. Że wyprodukuje Efeba i Dianę, obiekty pożądania innych tu, gdzie na razie jest tylko miłość własna.
Jedzenie, jak potencjalnie każdy przedmiot i każde działanie, może być elementem budowy estetycznego dzieła sztuki, jakim jest życie. Esteci życiowi kultywują swoje zamiłowania z radykalizmem, który wyklucza współudział innych - napisał w książce "Cnota braku orientacji" niemiecki socjolog Johannes Goebel.
 Pomiędzy dawnymi i współczesnymi ascetami i anachoretami jest jeszcze jedna, zasadnicza różnica. Wygrzebując korzonki z ziemi, pijąc wodę źródlaną starożytny asceta był wyłączony z rynku, z obiegu gospodarczego, mówiąc językiem ekonomicznym nie pomnażał dochodu krajowego. Stał obok. Dzisiejsi asceci są bazą gigantycznego przemysłu, zarabiającego ogromne pieniądze na cudzej wstrzemięźliwości. Brytyjski uczony Arnold E. Bender obliczył, że woda, podstawowy składnik większości lekkich i dietetycznych produktów żywnościowych, sprzedawana jest po 2 tysiące euro za metr sześcienny. To znaczy jest droższa niż benzyna z Rafinerii Płockiej.
 Współczesne koncerny żywnościowe mają dość pieniędzy, aby finansować badania naukowe, dowodzące zbawiennych skutków dietetycznego odżywiania. Dość, aby propagować te rezultaty, często więcej niż wątpliwe. Przykładem jest choćby mocno zakorzeniona w świadomości publicznej teza, że najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia jest śniadanie. Jest to legenda, której początkiem stała się cała seria studiów, przeprowadzonych na zlecenie amerykańskich producentów cornflake’ów w końcu lat 40.
 Jak pisze N. H. Dickie w pracy "Breakfest and performance", tezy tej nigdy nie udało się naukowo potwierdzić. A mimo to obowiązuje nadal. Więcej nawet, bardzo poważne studium "Intern" Uniwersytetu Berkeley w Kalifornii stwierdza, że - "nie ma żadnych dowodów na to, że przyjmowanie pożywienia w nocy powoduje zwiększone odkładanie się tłuszczu niż gdy jedzenie spożywane jest w dzień".
 Nasi współcześni, narcystyczni asceci, ponieważ zaniechali rozwoju duchowego, znaleźli się w tym samym miejscu, co plemiona prymitywne. Wierzą, jak stwierdził amerykański uczony R. M. Deutsch w eseju "How nutrition nonsense captured America", że człowiek jest taki albo staje się taki jak to, co spożywa. Mięso psa czyni szybkim, lwa silnym, jądra byka zwiększają potencję. Kobieta, która gotuje mężowi mózg hieny, powoduje, że małżonek głupieje jak hiena. Kto źle słyszy, powinien jeść nietoperze.
 I tak umartwiamy się z wiarą, że naturalna, uboga w kalorie, niesmaczna, ale zdrowa żywność doprowadzi nas do harmonii z pięknem natury. Podsycamy tę wiarę nową etyką, przekonaniem, że w golonce peklowanej z grochem tkwi immanentne zło, podczas gdy otręby okraszone margaryną bez tłuszczu są ideałem dobra.
 Tymczasem jedzenie dzieli się na smaczne i niesmaczne, tanie i drogie, pożywne i pozbawione wartości. W wielkomiejskiej pustyni, zaludnionej przez anachoretów dzielących żywność na anielską i diabelską, nie warto żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski