MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Każdy w swoją stronę

Redakcja
Jeśli nawet niewyobrażalnie małe paprochy, co je uczeni skutecznie namówili do lotu z prędkością większą od prędkości światła, obalą fizyczną teorię Alberta Einsteina – to nie obalą odwiecznej względności reszty świata.

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Nieogarniony, na kojącym, absolutną wolność sądów gwarantującym słowie "kontrowersja” oparty nasz szczebiot dyskusyjny, na przykład w dziedzinie sztuki – nie ucichnie w cieniu równań świeżej Teorii Bezwzględności. Po każdym wyjściu z teatru Józek wciąż będzie śmiało mówił do Staszka: "Fantastyczne przedstawienie!”, na co Staszek wciąż będzie równie dzielnie ripostował: "Co ty bredzisz, Józuś! Toż to lita bryndza!”. I tak przez dwie godziny. I nie tylko o teatrze.

Wzruszająca książka... Ależ skąd – bełkot, nie wzruszenie... Chciałbym mięć ten obraz... Gratuluję ślepoty... Kocham jej śpiew... To uszy przetkaj... Nadzwyczajny film... Zgodzę się z tym, jeśli zgłupieję... Arcydzieło, kochany, tak, właśnie tak... Jak tak, jak nie tak... A dlaczego nie tak?... Bo nie... A ja mówię, że tak... A ja mówię, że nie... A tak... A nie... Odwal się... Ty się odwal... Czemu ja?... A czemu nie?... Bo nie... A właśnie tak... A właśnie nie... Tak-nie-tak-nie-tak-nie-tak. Wystarczy. Owszem – tak. Jednak tak, nie inaczej, dyskutujemy o sztuce. Od zawsze. I w tym ping-pongu względności niczego nie zmieni ewentualna Teoria Bezwględności. Nie zmieni, bo ping-pong jest w zgodzie z naturą, a świadomość tego – kiełzna pychę. I uczy człowieka sztuki rozmiękczania zbyt zapiekłych człowieczych uwielbień. Uczy zwłaszcza wtedy, gdy okazuje się, że względność panuje też na wysokościach, zdawać by się mogło, nieodwołalnie ostatecznych.

Jorge Luis Borges wyznał kiedyś, iż dzieł Samuela Becketta nie da się strawić, bo to nuda, a także płycizna. I co miałem ja – wielbiciel intonacji obu geniuszy opowieści – zrobić z tym? Zrobiłem, co nieuchronne: uśmiechnąłem się do zawsze stężałych twarzy piewców pewności w sztuce, groźnie trąbiących brednie o pięknie obiektywnej i rzetelnej oceny dzieła, oceny już na wieki wieków niewzruszonej. Stężałe twarze... Właśnie. To jest sedno mej opowiastki. Coś takiego się dziś w okolicach sztuki najnowocześniejszej, choćby wokół teatru Lupy, Klaty, Zadary lub Borczucha, porobiło, że krytyczni paziowie, gdy tylko wyczują w tobie choćby cień niechęci do dań serwowanych przez wspomnianych idoli – furia paziom oblicza rujnuje. Bledną i pąsowieją, sina piana na wargi im wstępuje, wampiryczne kły wyrastają i ryk rusza z trzewi pełnych jadu zemsty. A ty już wiesz: jako prostak oraz analfabeta, co się nie zna, a fochy stroi – zostaniesz słusznie zabity. Amen. Skąd się wziął ten zupełny brak talentu do uśmiechu?

Zaś niebawem, gdy Kraków odwiedzi kultowy pisarz hiszpański Eduardo Mendoza – jak krwawa bitwa między paziami się rozegra? Są przecież u nas fani Mendozy, ale są też zapiekli wielbiciele Franza Kafki, o którym w ostatnim magazynie "Wyborczej” Mendoza tak rzekł.

"Niech podniesie rękę ten, kto przeczytał »Proces« od początku do końca. »Zamek«? »Amerykę«? Nikt? »Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany« – tak kończy się książkę, nie zaczyna! Kafka wiedział, że jest kiepskim pisarzem, i dlatego nie chciał publikacji swoich powieści. Twierdzić, że pisał dobrze, to jak mówić, że Flaubert był przystojny.”

No więc? Pod okiem Mendozy – kto kogo w pień wytnie? Nieprzejednani mendozolodzy pancernych kafkologów? Odwrotnie? A może wygrają chorzy na miłość paziowie Marqueza, o którym wiadomo, że dopiero po lekturze pierwszej frazy "Przemiany” Kafki pojął, jak potężna może być literatura i jak nieuchronnie względne są wszystkie sprawy świata tego? Jest też nadzieja, że nic się nie zdarzy. W końcu spokojne przebywanie blisko słów Kafki i Marqueza to dla psychiki coś zupełnie innego niż regularne łomoty miłosne z wizjami Lupy i Zadary. Może więc rzeczywiście nie poleje się krew na wieczorze autorskim Mendozy, za to rozlegnie się chóralny śmiech paziów. Niczym w finale "Trans-Atlantyku” Witolda Gombrowicza – śmiech wyzwalający, prostujący mentalne garby. Po czym paziowie rozejdą się. Zwyczajnie. Niespiesznie. Każdy w swoją stronę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski