Partie przegrały

Grzegorz Miecugow: SWOJE WIEM

Jednocześnie w tych wyborach dała się odnotować chyba trwała tendencja odsuwania od władzy w samorządach partii politycznych. Triumfalne zwycięstwa prezydentów Gdyni czy Wrocławia są tego najlepszym dowodem. A jeszcze ważniejsze jest to, że także do kilku sejmików wojewódzkich udało się wejść przedstawicielom społeczności, a nie partii politycznych. Powszechnie panuje opinia, że nikt tych wyborów nie przegrał. Ja uważam, że przegrały je największe partie. PO, bo dostała znacznie gorszy wynik niż się spodziewała. PiS, bo prawdopodobnie nie będzie rządziło w żadnym województwie. Obydwie partie powinny się też liczyć z tym, że za kolejne cztery lata zdobędą jeszcze mniej głosów niż teraz.

Zatrzymując się na chwilę przy PiS, to nie podoba mi się generalne bojkotowanie tej partii w terenie. PiS ma swoje grzechy, ale dotyczą one głównie polityki centralnej, tej wykuwanej w Warszawie. W terenie bywa różnie. Przez ostatnie 4 lata były miejsca, gdzie obie skłócone (na szczeblu centralnym) partie potrafiły się świetnie dogadać w samorządzie. Jest to o tyle zrozumiałe, że w obu tych partiach są koleżanki i koledzy jeszcze z czasów pierwszej "Solidarności". Zakładanie z góry, że współpraca między nimi jest niemożliwa kłóci się z moim postrzeganiem samorządności. Samorządność oznacza bowiem to, że rządzimy się sami, bez słuchania poleceń płynących z centrali.