MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pieskie Karaiby Prusa

Redakcja
W Pięknym Psie pierwsza wódka to zawsze jest ostatnia wódka wczorajsza, kolejna ostatnia wódka wczorajsza.

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Jak smakują napisane wódki? Jak pachnie napisany "paw" nocny? Opowiedzianym świtem - jak bezlitośnie wysuszają język litery słowa kac? Gdy pierwszy rzeczownik klin idzie przez gardło - śmierć, niczym w Grochowiaka wierszu o godzinach przy piórze, na powrót jest daleko, jak była wczoraj wieczorem? Zależy, kto pisze. Klasyk naucza: opowiedz zapach gnijącego owocu guawy, a opowiesz istotę Karaibów. Co czuć, gdy się czyta kronikę pachnideł kultowej gospody krakowskiej - Macieja Piotra Prusa "Wyznania właściciela klubu Piękny Pies" (EMG, Kraków 2009)?
Na pozór - nic nie czuć. Prędko odechciewa się czytać. Prędko, na trzynastej, może piętnastej stronie przyłazi tęsknota za rozsadzającym nos kwasem infernalnych drinków "Moskwy - Pietuszek" Jerofiejewa, za benzynowym swądem oleistego absyntu z "Pod wulkanem" Lowry'ego, za miodową słodyczą gorzkiej żołądkowej w "Pod Mocnym Aniołem" Pilcha. Prędko chcesz kronikę pachnideł kultowej gospody zamknąć gestem chłodnym, bo prędko wyczuwasz, że flaszki, coś ją dla wzmożenia lektury nabył, raczej nie rozpieczętujesz, gdyż pić ci się fatalnie odechciało. I markotniejesz prędko. I prędko śmiertelnego wroga w Macieju Piotrze Prusie dostrzegasz... Zbyt prędko. Niepotrzebnie prędko godzisz się, że nic nie czuć. Flaszka marnieje.
Nie ma sensu dywagować, czy ta Prusa mikra, 112 stronic licząca książeczka, to wielka, średnia czy kiepska proza deliryczna. Ktoś nawet postawił jej w gazecie cztery gwiazdki. Niech będzie. Nie ma też po co rozstrzygać, ile w niej procent prawdy, wprost ze studziennych ochlajów w realnym Pięknym Psie przy Sławkowskiej wyjętych, a ile zmyślenia Prusa. Kto z wielkiej, kronikę zaludniającej armii nocnych zwłok o wiecznie tańczących łapach - kim jest naprawdę? Czy "Wyznania..." to folder krajoznawczy, ukazujący światu, co też wybitni poeci, dziennikarze, pisarze, muzycy oraz plastycy potrafią w norach przy Sławkowskiej wyprawiać, ile mogą wypić i do jak strzelistych "pawi" są zdolni w zawsze aż do świtu snującej się godzinie duchów? Dziełko do użytku wewnętrznego? Wydarzenie towarzyskie? Miły prezent dla wirtuozów conocnych upadków? Czym są "Wyznania..."?
Owszem, można żonglować tak bez końca, tymi i setką innych, mniej lub bardziej poważnych kategorii - ale po co? Na kanwie cyrku takiego, po minucie, pięciu, czyli niepotrzebnie prędko dochodzisz do wadliwej pewności, że tu brak zapachu. Daj spokój żonglerce. Po prostu - porządnie wetknij nos w zdania czternastej albo szesnastej strony. To wystarczy. Co to? Jednak coś, a nie nic?
Mały swąd szarej myszy? Zwietrzała mucha? Odór martwych ognisk? Tak - to ostatnie. Pieskie Karaiby Prusa pachną dawno wystygłym popiołem. I to jest niezłe, to w "Wyznaniach..." jest może najlepsze. Tak pachną zdania - ich monotonny, trochę somnambuliczny, beznamiętny marsz przez stronice. To jest kruchy swąd zmęczenia.
Idą więc tak. Zdania najprostsze, nie mające sił na choćby najlichsze fajerwerki składniowe, na barokową metaforykę, na mięsiste barwy, na symfoniczne brzmienia, na piętrowe, "Doktora Faustusa" godne konstrukcje - idą, powłócząc suchymi nogami. Chłodne, obojętne, blade. Idą całkiem tak, jak armia zwłok o wiecznie tańczących łapach noc w noc kontempluje blaty pustych szkieł w Pięknym Psie przy Sławkowskiej, gdzie nie ma, nigdy nie było teraźniejszości. Tam zawsze - tylko czas przeszły, niezmiennie tylko dokonany. W Pięknym Psie pierwsza wódka to zawsze jest ostania wódka wczorajsza, kolejna ostatnia wódka wczorajsza.
Czy portret taki, a raczej nie portret, tylko echo spraw kultowej gospody, echo złapane w zmęczony marsz zdań pachnących zimnym popiołem - to mało? Może dużo? Albo w sam raz? Tego też nie chce mi się rozstrzygać. Niech wystarczy, że w marszu zdań Prusa nie ma cienia skargi taniej, na przykład na zły los, nawet śladu pensjonarskiego litowania się nad upadłymi w Pięknym Psie, ani też żadnych szans na ich mitotwórcze uwznioślenie. Nie ma legendy. Jest tylko mucha, co w środku "Wyznań..." chleje przez trąbkę koniak rozlany na blacie. Widzę ją. Najwyższy czas otworzyć flaszkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski