Choć tu i ówdzie widać, że jeszcze funkcjonuje. Dekadę temu doświadczyłem jeżowego urodzaju. Kolczaste stwory każdego wieczora tupały w żywopłocie. Jeden przyłaził tuż po zachodzie słońca pod drzwi i namolnie czekał na miseczkę mleka. Wiem, że nie jest to danie dla jeża. Jednak na widok talerzyka pędził jak szalony i nie odszedł dopóty nie wychłeptał trzech kolejnych porcji.
Młode jeżyki rodziły się pod tarasem. Kolejnej wiosny zwierzaki zniknęły bez śladu. Uznałem, iż były zbyt liczne i wykończyły je choroby lub pasożyty. Ten sam mechanizm zadziałał w przypadku szerszeni. Wiosną nie było dnia, by zabiegana królowa nie wleciała do mieszkania. Co rusz wynosiłem z poddasza przebudzone owady wielkości kciuka. Nawet spełniły moje marzenie i zbudowały gniazdo w altanie. Tego roku spotkałem ledwo jedną sztukę. Niewidzialna ręka przyrody zrobiła swoje.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?