MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polacy coraz częściej stają się ofiarami porwań za granicą

Redakcja
BEZPIECZEŃSTWO. Bohaterami najbardziej głośnych uprowadzeń byli mieszkańcy Krakowa. Marek Kurzyniec i Paweł Chojnacki porwani w 1997 r. w Czeczenii spędzili w niewoli 53 dni. Porwana w 2004 r. w Iraku Teresa Borcz została uwolniona po miesiącu.

Polacy po raz pierwszy stali się celem terrorystów wiosną 1990 roku - gdy rząd Tadeusza Mazowieckiego zdecydował się przeprowadzić operację "Most". Chodziło w niej o udzielenie pomocy rosyjskim Żydom wyjeżdżającym wówczas masowo do Izraela. Odpowiedź terrorystów była natychmiastowa. Już 30 marca ostrzelano samochód attaché handlowego ambasady polskiej w Libanie i przedstawiciela Polskiego Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego Bogdana Serkisa. Strzały padły, gdy wraz z żoną wsiadał do auta przed biurem radcy handlowego w zachodnim Bejrucie. Oboje z ciężkimi ranami zostali odwiezieni do szpitala.
Kolejny akt terroru na polskich obywatelach miał miejsce w Czeczenii. W grudniu 1997 roku porwano tam 5 Polaków - uczestników akcji humanitarnej zorganizowanej przez Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Czeczeńskiej "Ouhazar" ("Orzeł"). Wśród piątki porwanych byli Marek Kurzyniec i Paweł Chojnacki z Krakowa, założyciele Akademickiego Stowarzyszenia na rzecz Wolnej Czeczenii. Przed porwaniem zorganizowali dwa konwoje z pomocą dla Czeczenów, które, jako jedyne, dotarły podczas wojny na tereny kontrolowane przez partyzantów. Podczas konwoju w lutym 1996 Marek Kurzyniec, Paweł Chojnacki i Jerzy Dobrowolski spotkali się z Dżoharem Dudajewem. Byli ostatnimi wysłannikami z Europy, którzy spotkali się z nim przed śmiercią. Markowi i Pawłowi podczas wyprawy we wrześniu 1995 roku przyznano obywatelstwo Czeczeńskie i honorowe obywatelstwo Samaszek - miejscowości słynnej z długotrwałego opierania się rosyjskim atakom. Podczas trzeciego wyjazdu, w grudniu 1997 roku, zostali zaatakowani i porwani przez nieznanych, dobrze uzbrojonych ludzi. W niewoli przebywali 53 dni - do lutego 1998 roku. Zostali odbici w wyniku brawurowej akcji oddziałów Narodowej Służby Bezpieczeństwa Czeczeńskiej Republiki Iczkeria.
Teresa Borcz, która została uprowadzona przez terrorystów z własnego mieszkania 28 października 2004 roku w Iraku, miała więcej szczęścia. W niewoli spędziła "tylko" miesiąc. Twierdzi, że szczegóły tamtych dni trudno jej będzie wymazać z pamięci. Dzieli ten okres na kilka etapów. W pierwszym, trwającym kilka dni, była sparaliżowana strachem. Potem przestała się bać. Kolejny etap wspomina jako pogodzenie się z tym, że "może nie wyjść cało z tej opresji".
Porywacze Teresy Borcz żądali od polskich władz wycofania oddziałów wojskowych z Iraku.
Kobieta pamięta każdy dzień spędzony w niewoli. Trzymano ją w zaciemnionym grubymi kotarami pomieszczeniu. Przyznała jednak, że generalnie była nie najgorzej traktowana. Nie brakowało jej ani pożywienia, ani środków czystości.
To, w jaki sposób uwolniono Teresę Borcz, pozostaje tajemnicą. Marek Belka, pełniący w tym czasie funkcję premiera rządu, oświadczył na konferencji prasowej tuż po przylocie Teresy Borcz do kraju, że Polka została uwolniona dzięki współpracy służb specjalnych kilku krajów. Ona sama twierdzi, że akcji odbicia nie widziała, bo cały czas miała oczy zasłonięte przepaską. Nie chce i nie może ujawnić, w jakim języku mówili komandosi.
W Iraku uprowadzono w sumie 160 cudzoziemców, blisko 40 z nich zostało zamordowanych. Teresa Borcz była dziewiątą uprowadzoną kobietą. Wszystkie zwolniono.
Pierwszym Polakiem, który został porwany w Iraku, był Jerzy Kos, dyrektor bagdadzkiego oddziału firmy budowlanej Jedynka Wrocławska. Nieznani sprawcy uprowadzili Kosa i kilku jego współpracowników 1 czerwca 2004 roku. Był wśród nich również kierownik projektu realizowanego przez firmę w Iraku Radosław Kadri. Udało mu się jednak uciec z samochodu napastników. Kos był przetrzymywany przez tydzień, razem z porwanymi kilka tygodni wcześniej trzema Włochami. Zakładników uwolniły siły specjalne koalicji. Według niepotwierdzonych informacji w akcji mieli wziąć również udział żołnierze GROM-u.
Prof. Sebastian Wojciechowski, szef Zakładu Studiów Strategicznych UAM w Poznaniu, twierdzi, że Polacy są coraz bardziej narażeni na porwania. Prof. Wojciechowski przygotował na zlecenie MSWiA specjalną, tajną analizę na ten temat. Kierownictwo tego resortu podziela obawy prof. Wojciechowskiego. Świadczy o tym utworzenie przy MSWiA Centrum Antyterrorystycznego, które monitoruje stopień zagrożenia ze strony ekstremistów w kraju i na świecie. W Centrum pracują przedstawiciele wielu służb - ABW, policjanci, reprezentanci wojska, kontrwywiadu itd.
Do tej pory problemami związanymi z zapewnieniem bezpieczeństwa polskich obywateli w kraju i za granicą zajmowali się pracownicy ABW. Kilka lat temu w zespole, który koordynuje tzw. prewencję antyterrorystyczną przy kolegium ds. służb specjalnych, wprowadzono 5-stopniowy tzw. kod alarmowy. Służy on do określenia stopnia zagrożenia. Od zielonego, przez niebieski, żółty, pomarańczowy i czerwony. Przez wiele lat w Polsce obowiązywał jeden z najniższych - niebieski. Poszedł w górę po wysłaniu naszych żołnierzy do Afganistanu.
Grażyna Starzak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski