MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Potęga niemocy

Redakcja
Silne uderzenie rządowych wojsk pancernych i lotnictwa właśnie wypiera z Aleppo syryjskich powstańców, którzy próbowali tutaj ulokować swoją zbuntowaną stolicę. Zapewne wkrótce powtórzy się niedawny scenariusz z Damaszku: dla uniknięcia masakry powstańcy zrobią taktyczny odwrót z miasta.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

To jednak oznacza, że Baszar Asad przynajmniej na razie nie upadnie. A podniecenie zachodnich polityków oraz liczne tytuły gazet obwieszczające "syrian endgame” były – delikatnie mówiąc – przesadzone.

Wystarczy rzucić okiem na rachunek sił. Nawet jeśli założyć, że znaczna część sunnitów służących w ćwierćmilionowej armii syryjskiej nie jest gotowa ginąć w obronie Asada i jego klanu, to z pewnością nie można tego powiedzieć o 50-tysięcznej alawickiej Gwardii oraz Czwartej Dywizji, dowodzonej przez brata władcy – Mahera. Siły Syryjskiej Armii Wyzwolenia (FSA) to – wedle deklaracji ich dowódcy – także 50 tysięcy powstańców, tyle że wyposażonych głównie w karabiny AK 47 i granatniki, wobec zagonów czołgów, samolotów i helikopterów bojowych wojsk rządowych. Za granicą powstanie ma wprawdzie licznych sojuszników, ale jak zwykle, tylko jeden z nich, emir Kataru, ma odwagę jawnego finansowania zakupów powstańczej broni. Korespondenci zagraniczni żartują sobie z "retorycznego” wsparcia ze strony potężnej dynastii saudyjskiej. Ale nie lepszej jakości jest poparcie świata zachodniego. Niedawne wezwania amerykańskiego ministra obrony Panetty , aby "świat zrobił wszystko dla pokojowego przekazania władzy w Damaszku” , brzmieć musiały – w obliczu koszmaru syryjskich realiów – jak cyniczny żart, albo naiwne świadectwo niemocy, godne pogardy w przypadku supermocarstwa.

Tymczasem sytuacja wymaga dużej i szybkiej wojskowej interwencji zewnętrznej. Ameryce grozi przecież syndrom kolejnego, jak Afganistan czy Mali, ,,państwa upadłego”, w którym zagnieździ się na dobre islamistyczny terroryzm, być może wyposażony w jakąś część wytworzonych przez Asada arsenałów broni chemicznej. I to, na dodatek, na granicy Izraela! Już teraz dowódca FSA Mustafa Szejk otwarcie ostrzega, że luźne oddziały islamistów – ma w nich służyć ok. 30 tys. bojowników – są lepiej finansowane i zaczynają zdobywać przewagę nad jego armią. Turcja stoi wobec ryzyka powstania drugiego już (po Iraku) państwa Kurdów, w którym politycznie dominować będzie Zjednoczona Partia Demokratyczna (PYD), blisko związana z lewicowym podziemiem kurdyjskim w Turcji. Rozsądnie działający syryjscy Kurdowie nie angażują się w anty-alawickie powstanie, ale już dziś przejmują z milczącą aprobatą władz w Damaszku większość instytucji państwowych, w tym policję, w tzw. Kurdystanie Zachodnim. Zaś monarchia saudyjska, uważająca się za pierwszego obrońcę sunnickiego islamu, nie tylko godzi się na masowe mordy swoich współwyznawców, ale traci także wyjątkową szansę rozszerzenia na północ strefy swoich wpływów oraz trwałego powstrzymania i upokorzenia swego największego wroga – szyickiego Iranu. Jeśli istnieje jakakolwiek naturalna logika stosunków międzynarodowych, to winna ona nieuchronnie prowadzić trójkę sojuszników: Waszyngton, Ankarę i Rijad do wojny z Asadem i wspólnego ustanowienia nowego porządku wewnątrz Syrii.

Wojny jednak nie będzie, a sojusznicy najwyraźniej wyczekują na to, że Asada ktoś w końcu po prostu zamorduje. Epoka obu Bushów niestety minęła, a Ameryka Obamy tak bardzo przesiąkła militarnym tchórzostwem, że nawet z rezolucją ONZ, cichcem tylko i wyrzekając się wszelakiego dowództwa, wspomogła niewielką anglo-francuską operację w Libii. Także niedawno ogłoszona doktryna NATO, które miało interweniować w różnych rejonach świata w obronie ludności cywilnej, okazuje się już martwą literą. Militarna doktryna Saudyjczyków zakłada zaś swego rodzaju izolacjonizm, w którym armia utrzymywana jest raczej do celów policyjnych na Półwyspie Arabskim: kiedy np. ludność Bahrajnu domaga się większego marginesu wolności. Najbliższa myśli o interwencji Turcja nie podejmie jej przecież na własną rękę, chyba że dla ustanowienia przygranicznej strefy własnego bezpieczeństwa. Frontalna konfrontacja z Asadem byłaby dla niej – poza wszystkim – nadmiernie ryzykowna także w czysto wojskowych kategoriach.

Warto mieć świadomość, że żyjemy w czasie, w którym ludzie walczący o wolność nie mogą liczyć na zbrojną interwencję świata w swojej obronie. I nie jest to po prawdzie jakaś szczególna nowina. Nowiną jest raczej to, że niemoc i brak woli sojuszników syryjskiego powstania jest silniejsza nawet niźli ich własne interesy, a także ich wspólna obawa przed groźbą ponurej przyszłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski