Krzysztof Kawa: KAWA NA ŁAWĘ
Amerykański kolarz być może wniósł do świata dopingu kilka autorskich rozwiązań, ale w obliczu faktów, które ujrzały światło dzienne w Niemczech, Lance wydaje się być tylko małym żuczkiem w krainie hipokryzji.
W RFN tajemnicę "produkcji” sportowców udawało się utrzymywać przez ponad 30 lat. Dopiero w ostatnich dniach dziennik "Sueddeutsche Zeitung” ujawnił istnienie raportu, który opisuje szczegóły zorganizowanego stosowania dopingu w tym kraju. Prekursorem był Federalny Instytut Badań Sportu, placówka podporządkowana ministerstwu spraw wewnętrznych, a środki na ten cel szły z pieniędzy podatników. Niemieccy lekarze nie cofali się nawet przed aplikowaniem zakazanych substancji nieletnim, nie zważając na krzywdę, jaką im wyrządzają.
Przez lata zachodnioniemiecka propaganda święciła ogromne triumfy, z powodzeniem wmawiając całemu światu, że doping był domeną wyłącznie ohydnego systemu stworzonego przez ich rodaków za żelazną kurtyną. My, Polacy – w czasach PRL uświadamiani przez zasilaną z pieniędzy CIA, a nadającą z Monachium stację Radio Wolna Europa – szczególnie jesteśmy podatni na tego typu przekaz. Niechętnie otwieramy oczy na przekręty rodem z Zachodu, który jawił nam się jako oaza nie tylko szczęśliwości konsumpcyjnej, ale i czystości moralnej.
A tam, jak wszędzie bez względu na ideologię i poglądy polityczne, są ludzie, którzy dla pieniędzy, stanowiska czy splendoru są gotowi na każde świństwo. Podkreślam słowo "są”, bo jeśli komuś wydaje się, że mówimy wyłącznie o historii, grzeszy wielką naiwnością. Wystarczy posłuchać, co dziś ma do powiedzenia były wielki rywal Armstronga z Niemiec, Jan Ullrich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?